"Ostatni szczegół", Harlan Coben
MAGDALENA SOŁOWIEJ • dawno temu„Ostatni szczegół” to powieść kryminalna i to określenie powinno zachęcić nas do lektury. Tajemnicze morderstwo, sprawca, który tylko pozornie wydaje się winowajcą, to najlepiej sprzedające się motywy i zawsze można stworzyć z nich dobrą historię. Niestety książka Harlana Cobena to kiepski produkcyjniak nafaszerowany zbędnymi szczegółami, akcją bez wyrazu i mało oryginalną kreacją głównych bohaterów.
Centralną postacią jest Myron Bolitar, były pracownik FBI i detektyw amator. Spotykamy go na jednej z karaibskiej wysp, gdzie Bolitar koi smutek po śmierci dziewczyny, w której był zakochany, a którą miał chronić jako bodyguard. Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie znany baseballista Clu Haid, przyjaciel Bolitara nakłania go do rozpoczęcia nieformalnego śledztwa. Myron aktywnie angażuje się w poszukiwania mordercy, bo w sprawę uwikłana jest jego wspólniczka Esperanza Diaz, a Bolitar jest przekonany o jej niewinności.
Niewinny nie był, jak się okazuje, Clu Haid, który oprócz baseballu „zajmował się” malwersacjami finansowymi, miał problemy z narkotykami i spotykał się z tajemniczą kochanką. Bolitar, wykorzystując te informacje, próbuje podważyć zasadność dowodów oskarżenia i uratować Esperanzę przed krzesłem elektrycznym. Dobrze, przyjmijmy, że okazała się tak niemądra, żeby go zabić po kłótni - zastanawia się Myron Bolitar. — Mimo że z uwagi na świadków na pewno zdawała sobie sprawę, że będzie podejrzana (…) To dlaczego narzędzie zbrodni znalazło się w biurze? Esperanza nie jest kretynką. Zna się na rzeczy. Bądźmy szczerzy: większość rozważań, które serwuje nam detektyw amator, mogłaby wyjść spod pióra czytelnika, który po raz pierwszy sięgnął po literaturę kryminalną. Nie ma w nich za grosz oryginalności i błyskotliwości. Poza tym skonstruowana przez Cobena akcja snuje się leniwie, bez dynamiki, tylko od czasu do czasu stawiając nas na nogi.
Mocnym atutem książki miał być Myron Bolitar, stylizowany niekiedy na Jamesa Bonda i Sherlocka Holmesa. Wyróżnia go przede wszystkim wysoka inteligencja i niewątpliwy pociąg do kobiet: Myron – z tropikalnym drinkiem bez parasolki w ręku – wylegiwał się u boku powalająco pięknej brunetki w zabójczo skąpym, zachęcającym do gwałtu bikini. Ale choć stopy omywała mu krystaliczna woda Karaibów, drobniutki jak puder piasek olśniewał bielą, niebo błękitniało jak płótno, które Bóg przygotował do malunku, a słońce pieściło rozkosznie niczym szwedzka masażystka – był nad wyraz nieszczęśliwy.
Śledztwo komplikuje się, kiedy Bolitar i jego przyjaciel Win zostają wplątani w zagadkę morderstwa. Bo Myron musi zmierzyć się z kimś, kto poświęcił wiele wysiłku na zatuszowanie śladów zbrodni. Nie mówiąc już o tym, że celowo wpędzał Clu Haida w depresję, wpływając na wyniki jego kontroli antydopingowej. Chociaż w trakcie śledztwa Bolitar odkrywa głęboko skrywane tajemnice związane z życiem Haida, powieść pozbawiona jest jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. W książce jest też wiele odgrzewanych motywów, które pasują raczej do tandetnych opowiadań niż do powieści utalentowanego autora. Wprawdzie Coben zasłynął serią interesujących książek, w których głównym bohaterem był Myron Bolitar, tym razem jednak nie zaprezentował w pełni swojego talentu. Trzeba jednak przyznać, że Bolitar może jako detektyw amator wzbudzić u niektórych czytelników odrobinę sympatii. Szczególnie wtedy, gdy w towarzystwie swoich rodziców z twardziela zamienia się w małego, bezradnego chłopca.
Powieść Harlana Cobena nie zachwyca nowatorskimi pomysłami i można śmiało powiedzieć, że zabrakło w niej właśnie tego ostatniego szczegółu, który przesądza o jakości literatury. A przecież zgodnie z popularnym przysłowiem „diabeł tkwi w szczegółach”.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze