„Colombiana”, Olivier Megaton
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuKolejny produkt z europejskiej fabryki snów Luca Bessona. I kolejny kinowy fast food, pozbawione ambicji ekranowe łubu-du. Świat latynoskich gangsterów, w którym szaleje zabójczo skuteczna pani Batman (Zoe Saldana). Całość jest stylowa, dynamiczna i wizualnie efektowna. Pościgi, eksplozje, sfotografowane niczym baletowe choreografie strzelaniny i walki wręcz doprawione są tu seksapilem głównej bohaterki. Ale brakuje świeżości.
Kolejny produkt z europejskiej fabryki snów Luca Bessona. Autor Leona Zawodowca od lat zadziwia tak konsekwencją, jak i rozmiarem popełnianego kompromisu. Bo młody Besson żywił się hollywoodzkimi motywami, ale nasycał je europejską wrażliwością, wzbogacał o kapitalną narrację i bezbłędnie nakreślone postacie. Tak rodziły się filmy legendy (obok Leona choćby Nikita, Wielki Błękit czy Subway). Dojrzały Besson (jako producent i scenarzysta) stawia na kinowy fast food. Prymitywne kino gatunkowe, w którym odrobina tarantinowskiej stylizacji ma usprawiedliwić pozbawione ambicji ekranowe łubu-du. Nie inaczej jest i tym razem.
Kolumbia, początek lat 90. Młodziutka Cataleya jest świadkiem brutalnego mordu, jaki bossowie lokalnej mafii, Don Luis i Marco, przeprowadzają na jej rodzicach. Rezolutna dziewczynka ucieka, później, kierując się pozostawionymi przez ojca wskazówkami, odnajduje krewnych w Chicago. Już wtedy ma jedno marzenie: chce zostać zabójcą i pomścić śmierć najbliższych. Kilkanaście lat później bezwzględna, doskonale wyszkolona i niezwykle atrakcyjna Cataleya (wsławiona Avatarem Zoe Saldana) przystępuje do realizacji planu.
Produkcje EuropaCorp (a więc wspomnianego studio Bessona) nie zaskakują. Wszystko dzieje się wg z góry ustalonego schematu. Dostajemy bliski rodriguezowskiemu Desperado świat latynoskich gangsterów, w którym szaleje zabójczo skuteczna pani Batman. Colombiana nie próbuje walczyć o realizm prezentowanej historii. To z założenia sztuczna, wytarta klisza; pocztówka, czy może przede wszystkim komiks. Fani takiej estetyki z pewnością będą zadowoleni: całość jest stylowa, dynamiczna i wizualnie bardzo efektowna. Pościgi, eksplozje, sfotografowane niczym baletowe choreografie strzelaniny i walki wręcz doprawione są tu (przyznaję: obezwładniającym) seksapilem głównej bohaterki. Do tego dochodzą wszechobecne cytaty (w tym także z filmów samego Bessona). Ale brakuje świeżości. Bezczelnej energii, która uskrzydlała analogiczne produkcje dziesięć (i więcej) lat temu. Besson pracuje taśmowo, nie zawraca sobie głowy np. koniecznością naszkicowania odpowiednio charyzmatycznych postaci. I naprawdę niezręcznie robi się w Colombianie, kiedy autorzy próbują owe braki wypełnić. Bo póki Saldana niczym niewidzialna kobieta kot przenika przez ściany, póki morduje dziesiątki zwyrodnialców, całość jako tako trzyma się kupy. Ale kiedy przychodzi czas na wątek miłosny, sceny rodzinne, portret psychologiczny skrzywdzonej dziewczyny: tu już króluje ciężki do zniesienia kicz. Owszem: komiksowa estetyka także i kicz bierze w umowny nawias. Tyle, że w tym wypadku wymaga to od widza zdecydowanie zbyt wiele dobrej woli.
Oczywiście, można bez końca zżymać się na Bessona, wypominać mu dawne sukcesy i obecny brak ambicji. Ale EuropaCorp jawnie i uczciwie chce trafiać w gusta fanów wszelkiej maści Transporterów i Adrenalin. I to się jej, także i w Colombianie, bez wątpienia udaje. Wypada tylko ostrzec widzów, których dystrybutorzy nęcą Bessonem powracającym do estetyki Leona Zawodowca czy Bessonem składającym hołd Nikicie. Nie przeczę, ponownie idzie o płatnego zabójcę. Ale na tym podobieństwa się kończą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze