"Przekleństwa niewinności", reż. Sofia Coppola
MICHAŁ GRZYBOWSKI • dawno temuAmerykańska filmografia pełna jest nostalgicznych reżyserskich powrotów do lat młodości. Lata 50-70, pierwsze samochody, dziewczyny, krok w dorosłość - to wdzięczny temat dla filmów i naprawdę wiele dobrego w kinie się przy okazji takich wypraw w przeszłość wydarzyło, wystarczy wspomnieć świetny "Stań przy mnie" Roba Reinera, czy właśnie niepokojące "Przekleństwa niewinności" Sofii Coppoli, jeden z najciekawszych filmów tego typu, sprytnie niedąjący się sklasyfikować.
Amerykańska filmografia pełna jest nostalgicznych reżyserskich powrotów do lat młodości. Lata 50–70, pierwsze samochody, dziewczyny, krok w dorosłość — to wdzięczny temat dla filmów i naprawdę wiele dobrego w kinie się przy okazji takich wypraw w przeszłość wydarzyło, wystarczy wspomnieć świetny "Stań przy mnie" Roba Reinera, czy właśnie niepokojące "Przekleństwa niewinności" Sofii Coppoli, jeden z najciekawszych filmów tego typu, wymykający się klasyfikacjom.
Wiele czasu musiało upłynąć zanim Sofia całkowicie odcięła się od słynnego ojca, początkowo była obsadzana, z miernym zresztą skutkiem, w jego produkcjach, potem zaczęła pisać scenariusze. W 1999 roku przyszedł czas na reżyserski debiut i trzeba przyznać, że córka twórcy "Czasu Apokalipsy" (teraz raczej: autorka "Między słowami") wzięła na siebie dość trudne zadanie; znana także w Polsce powieść Jeffrey'a Eugenidesa nie jest wygodnym i naturalnym materiałem na film, a to na niej właśnie oparto "Przekleństwa niewinności".
Coppola pokazała tu ogromne reżyserskie wyczucie (które potwierdziła następnym filmem); film intryguje i wciąga w swój świat, pomimo tego, że akcja toczy się raczej sennie; produkt końcowy nie jest pretensjonalny, a przecież w tej historii pięciu sióstr wychowywanych przez zasadniczą matkę i biernego ojca łatwo o zbytni sentymentalizm.
Może zadziałała tu magia nazwiska, ale do filmu udało się zaangażować znakomitą obsadę (nawet na drugim planie), Kirsten Dunst pokazuje, że jest jedną z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia, a Kathleen Turner zaskakuje w nietypowej dla siebie roli; nie odstaje od niej wyjątkowo przygaszony James Woods.
I wreszcie muzyka, klimatyczna, miejscami bajkowa, skomponowana od podstaw przez zespół "Air", jest być może najmocniejszym elementem filmu — soundtrack z "Przekleństw niewinności" uchodzi w zasadzie za oficjalną, drugą w kolejności po "Moon Safari", pozycję w dyskografii tego francuskiego duetu.
Odważny i intrygujący debiut, któremu można wybaczyć wszystkie potknięcia.Film dostępny na DVD w kwietniowym wydaniu "Pani".
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze