Sexy Curves to szeroko reklamowana nowość firmy Rimmel. Mimo że mam już w kosmetyczce kilka tuszy do rzęs, większość z nich daje bardzo mocny efekt i nadaje się bardziej do makijażu wieczorowego. Skusiła mnie jak zwykle reklama i zdjęcie Sophie Ellis-Bextor z długimi, mocno pogrubionymi rzęsami, przy jednoczesnym zachowaniu naturalnego efektu.
Sexy Curves wydał mi się idealny, bo miał pogrubić rzęsy o magiczne 70 % jednocześnie je podkręcając i rozdzielając. Mam dość długie rzęsy, jednak niestety są dość jasne i proste, więc widać je dopiero po aplikacji tuszu. Nie mam w zwyczaju oczekiwania od tuszu czegoś, czego nie obiecuje. Okazało się jednak, że tusz nie spełnia jednej z głównych obietnic - rzęsy rzeczywiście są podkręcone, jednak efekt pogrubienia prawie nie istnieje. Ogólnie tusz jest na rzęsach bardzo mało widoczny. Szukałam co prawda czegoś, co dałoby naturalny i mniej teatralny wygląd, jednak uzyskany efekt to przesada w drugą stronę, czasem mam wręcz wrażenie, że tuszu mogłoby na rzęsach wcale nie być.
Sexy Curves to raczej propozycja dla pań preferujących minimalizm w makijażu. Plusem jest to, że nie osypuje się i nie kruszy, poza tym łatwo go zmyć, jednak na rzęsach tworzy czasem małe grudki.