Gdy koleżanka poprosiła mnie o “dołożenie się” do zamówienia z katalogu Avonu, postanowiłam wybrać coś neutralnego i uniwersalnego, a że tak naprawdę nic nie było mi do szczęścia potrzebne – padło na wodę toaletową Tokyo.
Mam pewne wyobrażenie o tym, jak powinny pachnieć „japońskie” perfumy – powinna znaleźć się w nich mieszanka woni kwiatów drzew owocowych, z kwiatami wiśni i pomarańczy na czele, powinna być świeża, lekka i niewinna, wiosenna i bardzo „poranna”. Tym czasem Urban Flowers Tokyo to słodkie, owocowe uderzenie, intensywne i raczej popołudniowo-wieczorowe. Wymieniane w katalogu nuty to ananas, kwiat wiśni, drewno – trudno je wyróżnić, wszystko jest bardzo mocno kandyzowane.
O rozwoju zapachu na skórze też trudno w ogóle mówić – najpierw alkoholowe uderzenie a potem owocowa słodycz, która kojarzy mi się raczej z wypoczynkiem nad błękitnym... wykafelkowanym basenem w lateksowym stroju kąpielowym, kapeluszu z ogromnym rondem i oczywiście w pełnym makijażu. Niezależnie od tego, jak bardzo puszczę wodze mojej fantazji, wąchając go nie potrafię się poczuć jak w japońskim ogrodzie.
O dziwo, na plus zasługuje trwałość – przy pierwszym użyciu czułam go na sobie calutki dzień, od rana do późnego wieczora. Później mój nos się do niego przyzwyczaił, bo generalnie zapach nie należy do nachalnych czy uciążliwie słodkich.
Poręczny, sześcienny flakonik mieści 30 ml.
Jak na swoją cenę jest niezły, ale musi trafić w gusta swojej użytkowniczki. U mnie zasilił kolekcję zapachów do wąchania a nie do używania.
Producent | Avon |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Wody toaletowe, perfumowane oraz perfumy |
Przybliżona cena | 34.00 PLN |