"Broken Flowers", reż. Jim Jarmusch
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuNawet średni Jarmusch to wciąż kawał świetnego kina, o niebo ciekawszy niż typowa ekranowa sieczka. Film rozkręca się z chwilą, gdy na ekranie pojawiają się panie. Byłe kobiety bohatera gra istna plejada znakomitych aktorek - Sharon Stone, Jessica Lange, Julie Delpy i Tilda Swinton. Konfrontacje z nimi bywają bardzo zabawne, jeżeli ktoś lubi jarmuschowskie poczucie humoru. I gdybym nie znał Truposza, Inaczej niż w raju i Poza prawem, wcale bym nie narzekał.
Podstarzały Don Juan (o imieniu Don i nazwisku Johnston, nie Johnson) cierpi na tzw. "weltschmerz", inaczej mówiąc – bezprzyczynowego doła. Wszystko go nudzi i najchętniej zapuściłby korzenie w wygodnej kanapie. Patowa sytuacja ulega zmianie, gdy bohater otrzymuje tajemniczy list…
Broken Flowers to ambitna komedia, chociaż podając gatunek tego filmu właściwie należałoby powiedzieć „Jarmusch”. Mało który reżyser jest równie rozpoznawalny. Jarmusch to marka. Absurd podszyty mądrością, wyrafinowany banał i gry słowne, jakie mogą się zrodzić w głowie tylko szaleńca. Pytania bez odpowiedzi i wszechobecna kpina. Filmy tego twórcy stanowią kanon kina niezależnego. Zalatują swądem beat generation, awangardowej muzyki, żulików à la Charles Bukowski i metafizycznej poezji. Bywają odkrywcze formalnie. Pewne dlatego u Jarmuscha grają najlepsi — Johnny Deep, Roberto Benigni, Forest Whitaker, a teraz Bill Murray.
Każdy kolejny film Jarmuscha rozbudzał nowe oczekiwania i jeszcze podbijał poprzeczkę. W Truposzu reżyser zawędrował w rejony westernu i mistyki à la Tarkowski, w Ghost Dogu skrzyżował hip hop z etosem bushido. Zero osiadania na laurach. Teraz do kin wchodzi Broken Flowers i krytycy rozpływają się w zachwytach. Trochę pochopnie.
Broken Flowers ma jedną kardynalną wadę. Ujmująca nuda, która zawsze stanowiła o uroku filmów Jarmuscha, osiągnęła w nim stężenie zabójcze. Bohater filmu, grany przez Billa Murraya, jest człowiekiem, który już dawno przestał żyć. Kasiastym Casanovą z przyblokowanym libido. Podróż w poszukiwaniu syna i spotkania z byłymi kochankami, co stanowi trzon fabuły filmu, nie składają się w jakąkolwiek całość. Ktoś mógłby powiedzieć, że na tym właśnie polega urok dzieł Jarmuscha. Zgoda, ale tym razem oryginalność gdzieś wyparowała.
Bill Murray obsadzony został w roli znudzonej, beznamiętnej mrożonki. Piewcy jego geniuszu z pewnością odnajdą w tej kreacji głębię Rowu Mariańskiego i multum zabawnych niuansów. Ja odnalazłem oszczędne tiki, ekspresję prawej brwi i permanentną skamielinę. Na domiar złego Murray grał już niedawno znudzonego faceta w średnim wieku w znakomitym filmie Sofii Coppoli. A potem, u Wesa Andersona, zagrał faceta w kryzysie, szukającego kontaktu z synem. Jarmusch niejako skomasował te poprzednie kreacje, ale nie powstała z tego nowa jakość. Zarówno Między słowami, jak i Podwodne życie ze Stevem Zissou są lepsze.
Niemniej jednak, nawet średni Jarmusch to wciąż kawał świetnego kina, o niebo ciekawszy niż typowa ekranowa sieczka. Film rozkręca się z chwilą, gdy na ekranie pojawiają się panie. Byłe kobiety bohatera gra istna plejada znakomitych aktorek — Sharon Stone, Jessica Lange, Julie Delpy i Tilda Swinton. Konfrontacje z nimi bywają bardzo zabawne, jeżeli ktoś lubi jarmuschowskie poczucie humoru. I gdybym nie znał Truposza, Inaczej niż w raju i Poza prawem, wcale bym nie narzekał.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze