Europejskie kremy BB to już standard. Produkuje je chyba każda firma kosmetyczna. Produkty niewiele mają wspólnego z azjatyckim oryginałem, ale i tak zyskują coraz większe grono zwolenniczek. Ja wciąż testuję kolejne i na razie nie znalazłam jeszcze idealnego.
Krem Wibo o dość dziwacznej nazwie Beblesh Balm ma maskować niedoskonałości, wyrównywać koloryt i odżywiać skórę twarzy. Zawiera olejek kokosowy, kwas hialuronowy, witaminę E, ekstrakt z owoców mango, witaminę PP oraz ekstrakt z algi zielonej. Niestety trudno to zweryfikować, określić jak jest w rzeczywistości i jak daleko na liście składników znajdują się te substancje bowiem na opakowaniu nie ma w ogóle składu! Nie wiem, czy tak ma tylko mój egzemplarz, ale jeśli nie to jest to ogromne niedopatrzenie i powinno być jak najszybciej naprawione.
Opakowanie jest zwyczajne, nawet powiedziałabym nudne. Beżowa tubka bez klapki zawiera zaledwie 30 g dość gęstego kremu. Zapach jest delikatny, typowo kosmetyczny. Odcień nude idealnie stapia się z moją jasną cerą, nie jest ani za ciemny, ani za jasny. Duży plus przyznaję za odcień, który idealnie dopasował się do kolorytu mojej cery, a zwykle mam z tym problem, bo kremy BB nawet te opisywane jako jasne, często są dla mnie za ciemne.
Krem bardzo szybko się wchłania i musi być nakładany precyzyjnie i szybko, bo inaczej ma tendencje do wałkowania. Nie wiem, czego to może być przyczyna, ale nie jest to mocne i można sobie z tym poradzić.
Beblesh Balm nakładałam w dwojaki sposób: pierwszy raz na nawilżający krem, ale był to duży błąd, ponieważ zaraz po aplikacji niesamowicie nabłyszczał moją cerę, pory były rozszerzone i nie pomagał tu nawet puder sypki. Kiedy krem nawilżający zamieniłam na matując spisał się dobrze. Matuje (choć oczywiście nie samodzielnie, a we współpracy z pudrem) i wygładza cerę, lekko ujednolica koloryt. Nie kryje niedoskonałości (nawet niewielkich), więc bez korektora się nie obejdzie.
Podoba mi się jak moja cera wygląda po tym kremie - jest naturalna, a jednak uszlachetniona. Niestety tak stan nie trwa długo, bo już po 3 - 4 godzinach twarz zaczyna się przetłuszczać i wyglądać nieświeżo (pomagają tutaj bibułki matujące) To nie jest wielka wada, bo chyba tak uroda tego typu produktów, każdy wypróbowany przeze krem BB nie radzi sobie z matowaniem wystarczająco długo. Poza tym jest trwały, nie schodzi w ciągu dnia, nie robi plam, ale można go łatwo zmyć np. żelem do mycia twarzy. Nie zauważyłam, aby zapychał mi pory, a mam do tego niestety skłonność.
Ideałem nie jest, ale za tak niską cenę do wypróbowania, ale wydaje mi się, że cerom suchym i normalnym przypadnie do gustu bardziej niż tłustym.
Producent | Wibo |
---|---|
Kategoria | Twarz |
Rodzaj | Kremy koloryzujące |
Przybliżona cena | 10.00 PLN |