Nie-Matka Polka
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuZ ostatnich badań naukowców wynika, że w Europie i USA wzrasta liczba kobiet, które deklarują, iż nie chcą mieć dzieci. Jakie są tego powody i jak odbierane są kobiety rezygnujące z macierzyństwa? Dlaczego niektóre z nich decydują się na macierzyństwo, mimo że nie są do tej roli przekonane...
Z ostatnich badań naukowców wynika, że w Europie i USA wzrasta liczba kobiet, które deklarują, iż nie chcą mieć dzieci. Jakie są tego powody i jak odbierane są kobiety rezygnujące z macierzyństwa?
Anna (28 lat, dziennikarka z Warszawy):
— Jestem odbierana jak dziwadło, jak wariatka. Jak to możliwe, żeby kobieta, która ma własne mieszkanie i żyje w dobrym związku od kilku lat, nie chciała mieć dzieci? To się nie mieści ludziom w głowach. Wszem i wobec jestem potępiona, nie tylko przez rodzinę, ale i przez przyjaciół, znajomych, nawet sąsiadów. Także te osoby, które deklarowały dotychczas, że nie chcą mieć dzieci, a zostały rodzicami, zaczęły swoją krucjatę: miej dzieci, miej dzieci… Flaki mi się przewracają, za przeproszeniem. Ja nikomu nie mówię, jak żyć i co jest w życiu ważne. Dlaczego innym się wydaje, że wolno im to robić? Że wiedzą lepiej?
Dlaczego nie chcę mieć dzieci? Nie czuję tego. Po prostu. Dzieci nie robią na mnie żadnego wrażenia. Przytulam dzieci mojego brata i owszem, jest miło, ale tylko do momentu, aż jedno z drugim się nie rozedrze. Wtedy mam ochotę zwyczajnie wyjść, albo nawet… strzelić jedno i drugie w paszczę, żeby już się zamknęło. Wiem, że brzmi to obrazoburczo, bo jako kobieta powinnam być wyposażona w instynkt macierzyński i kochać te małe istotki, i marzyć o tym, by moje mieszkanie wypełniło się tupotem maleńkich stópek. Tak, takie właśnie ciągle słyszę teksty: maleńkie stópki, małe istotki, śliczne dzidziusie. Dla mnie to są małe pasożyty, które pochłaniają całą życiową energię rodziców.
Kiedy patrzę na mojego młodszego brata, który realizuje klasyczny schemat dwa plus dwa, czyli żonka i dwoje dzidziusiów, urodzonych rok po roku, tylko upewniam się, że dokonałam właściwego wyboru. Mam czas dla siebie, swojego mężczyzny i swoich pasji, podróżuję, ciągle się rozwijam. Dobrze wyglądam, dobrze zarabiam. A on? Ciągle siedzi w pracy, bo przecież ktoś musi wykarmić tę gromadę, żona siedzi w domu z dziećmi i kiedy ma tylko wolną chwilę, pierze, sprząta lub gotuje. Wygląda makabrycznie, choć przed porodami była piękną dziewczyną. Jest zła, zmęczona i sfrustrowana. Nie powie tego, bo pewnie boi się przyznać sama przed sobą, ale założę się, że często żałuje swojej decyzji, że tak zamknęła się na życie w wieku dwudziestu pięciu lat.
Nie twierdzę, że nie, być może przyjdzie kiedyś dzień, kiedy poczuję, że chcę być matką. Na razie wybieram siebie, przespane noce, wygody, zagraniczne wycieczki i samorozwój. Jeśli taki dzień nie nadejdzie, nigdy nie zostanę matką tylko dlatego, że tak trzeba.
Marta (32 lata, urzędniczka z Poznania):
— Ze względów zdrowotnych nie powinnam rodzić dzieci. Albo inaczej – w moim przypadku urodzenie dziecka wiąże się z ryzykiem, że skończę na wózku inwalidzkim. A wszyscy dookoła pytają: Martuniu, kiedy będziesz miała dzidziusia? Czas ucieka, już pora! Nie rozumiem, dlaczego wszyscy dookoła czują się upoważnieni, żeby mi w tej materii dawać dobre rady. Ostatnio nawet taksówkarz pouczał mnie, że dzieci to najlepsze, co go w życiu spotkało i że powinnam się „wziąć do roboty”. Szlag mnie trafia, kiedy słyszę takie teksty! I co mam z takim taksówkarzem zrobić? Wyjaśnić mu, że jestem chora i nie mogę mieć dzieci, że nie powinnam? Że ciąża może mnie sparaliżować, bo nie wolno mi dźwigać więcej niż kilogram?
Rodzina też mnie potępia. Jakby dookoła były same matki-Polki, gotowe na wszystko, na poświęcenie do ostatniej kropli krwi. Przykładem, który mi się stawia, jest siostra, która ma dwie przepisowe córeczki. Co z tego, że w jej małżeństwie rozgrywają się dramaty, bo ma męża alkoholika, który bije ją i jej dzieci? Ważne, że ma dzieci. Ona jest w porządku. Ja jestem egoistką, bo nie poświęcę zdrowia dla dzieci. Bo jestem dla siebie ważniejsza, najważniejsza.
Ostatnio rozmawiałam z moim mężczyzną. Jesteśmy razem od kilku miesięcy, ale to poważna sprawa, bo mi się oświadczył. Planujemy wspólną przyszłość. I jego musiałam długo przekonywać, że nie, nie ma szans, nie urodzę. Mówił, że na pewno wszystko będzie dobrze, że dam radę. Teraz zgadza się ze mną, że najlepiej będzie, jeśli w przyszłości zaadoptujemy dziecko. Oczywiście, jeśli poczujemy się na to gotowi. Na razie nie chcemy mieć dzieci wcale. Niczego nam nie brak.
Wiktoria (37 lat, terapeutka z Warszawy):
— Nam, kobietom, przypisuje się dwie główne role: żony i matki. Od dziecka się nas w ten sposób programuje, tak się nam pokazuje świat. Proszę spojrzeć na choćby ilustracje ze szkolnych podręczników. Tu nie ma odstępstw od normy, kobiety są zawsze żonami i matkami. Nie bywają zdobywcami, naukowcami, nigdy nie są samotne. To i inne czynniki natury kulturowej kształtują postawy społeczne i nasze wymagania co do nich. Z trudem zaczynamy akceptować samotne matki, ale nie ma w nas ani krzty tolerancji dla kobiet, które otwarcie deklarują, że wcale nie chcą mieć dzieci. Uważamy, że każda kobieta jest wyposażona w instynkt macierzyński, więc ta, która nie chce być matką, jest odbierana jako chora, zaburzona, gorsza od innych albo głupia.
Moje pacjentki, które nie chcą być matkami, często słyszą, że robią wielki błąd, że są głupie i nie wiedzą, co robią, że będą żałowały, że jak pójdą po rozum do głowy, to już będzie za późno na cokolwiek… To dla nich wielki problem. Są to mądre kobiety, które dokonują w pełni świadomych wyborów, ale tych wyborów nie akceptuje otaczający świat, więc często bardzo trudno im się z tym żyje. Czują, że są mniej szanowane niż koleżanki, które mają dzieci. Część z nich poddaje się presji i robi wielki błąd: zachodzi w ciążę i rodzi dzieci, których tak naprawdę nie chce… A dzieci czują, że są niekochane i jest to ogromnie poważny problem, który rzutuje na całe ich późniejsze życie.
Swoim pacjentkom, które chcą się poświęcić i urodzić, żeby „mieć z głowy”, zadaję jedno fundamentalne pytanie: po co chcesz mieć dziecko? Odpowiedzi są bardzo różne: żeby mieć kogoś, kto się mną na starość zajmie, żeby mąż ode mnie nie odszedł, żeby uspokoić hormony, bo przecież jak się nie urodzi, to się szaleje, bo tak trzeba, bo tak wypada, bo mama i tata chcą mieć wreszcie wnuki, bo wszystkie koleżanki już mają, bo to nienormalne tak nie mieć dzieci w wieku trzydziestu lat, bo trzeba rodzić nowych ludzi, żeby przedłużyć gatunek… A na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź: dzieci ma się po to, żeby je kochać. Trudno kogoś kochać z poczucia obowiązku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze