Samo... samo... samo-dzielność!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: nasze życie jest w dużej mierze takie, jakim je programujemy. Wiem, że nie zgodzisz się ze mną w pierwszej chwili, niewykluczone, że ten śmiały sąd w ogóle Cię zirytuje, jednak nie od dziś wiadomo, że przyjaciół bądź partnerów szybciej i łatwiej znajdują ludzie szczęśliwi i zadowoleni. I to nie ci szczęśliwi i zadowoleni na pokaz, tylko ci, których autentycznie rozpiera radość życia.
Szanowna Pani Margolu,
Piszę do Pani, bo pogubiłam się we wszystkim. Dokładniej, pogubiłam się w życiu. Niby coś tam osiągnęłam (skończyłam studia, mam pracę, niedługo wyprowadzę się na swoje), ale co z tego, gdy nie ma się tego z kim dzielić? Myślę, że ten problem dotyczy wielu osób. Dużo innych powie, że głupoty opowiadam i wydziwiam, powinnam się cieszyć z tego, co mam itp.Jakoś nie mam szczęścia do spotykania przyjaznych mi ludzi. Wszyscy, których znam, są albo ze środowiska pracy, albo mają już swoje połówki i nie w głowie im poświęcanie czasu dla kogoś innego niż luba/luby. Nie potrafię poza tym żyć swoim życiem, bo ciągle mam wrażenie, że nie jest ono takie, jakiego bym chciała. A chciałabym, żeby się w nim coś działo, żeby było wesoło. Natomiast wokół wszystko odwrotnie: zazdrość, pogoń za pieniądzem, a w dni takie jak ten (święta) to wszystko się nasila i zamiast cieszyć się wolnym od pracy, to siedzę i zbierają mi się takie myśli w głowie, niedające spokoju.
Widząc Pani obiektywne sądy na temat problemów czytelniczek zamieszczane w serwisie, pozwoliłam sobie napisać, by może choć parę słów z Pani strony jakoś pomogło nie myśleć o samotności dwudziestoparolatki. Żeby nie było – starałam się coś robić, by wyjść z domu: angielski, czasem basen, teraz będzie rower, ale co z tego… Czy może istnieje jakiś inny sposób (oprócz spotkania świetnego mężczyzny, czego się raczej nie spodziewam), aby wypatroszyć mój mózg z tego destrukcyjnego myślenia?
Jeśli znajdzie Pani chwilę, to proszę o odpowiedź, tymczasem pozdrawiam serdecznie.
Anna
***
Droga Anno,
Ustalmy jedno: nasze życie jest w dużej mierze takie, jakim je programujemy. Wiem, że nie zgodzisz się ze mną w pierwszej chwili, niewykluczone, że ten śmiały sąd w ogóle Cię zirytuje, jednak niestety, słuszności tej tezy dowiodę w dużym stopniu już za chwilę.
Nie od dziś wiadomo, że przyjaciół bądź partnerów szybciej i łatwiej znajdują ludzie szczęśliwi i zadowoleni. I to nie ci szczęśliwi i zadowoleni na pokaz, tylko ci, których autentycznie rozpiera radość życia. Jakoś tak jest, że otoczenie bez trudu wyczuwa, czy kogoś żre od środka jakiś robak – a to zawiści, a to niezadowolenia z samego siebie, a to pretensji do świata – i do osobnika zżeranego podejdą z mniejszym entuzjazmem. Natomiast w pobliżu osoby pogodnej i radosnej chętniej gromadzą się inni. Lubią „naładować akumulatory”.
Kluczowe wydaje mi się zdanie: „Nie potrafię poza tym żyć swoim życiem, bo ciągle mam wrażenie, że nie jest ono takie, jakiego bym chciała”. Anno, nasze życie zawsze jest takie, jakiego chcemy. Bo jeśli coś naprawdę chce się zmienić, to się zmienia. Och, wiem, ile istnieje niezależnych od nas okoliczności zewnętrznych, barier i utrudnień. Nie musisz mnie przekonywać, z powodzeniem wykręcałam się nimi całe lata sama przed sobą. I to prawda, że nie można zmienić wszystkiego. Czasem jednak grzebiemy zupełnie niepotrzebnie w miejscu, gdzie nikt nigdy nie pogrzebał psa. On leży całkiem gdzieś indziej. Tak trzeba go odnaleźć. Wielu ludzi, których znam, ma w życiu takie kamienie milowe: chwile, gdy pomyśleli o sobie inaczej. Zobaczyli się w innym świetle. To nie tylko sławetne „myślenie dobrze” o sobie. To czasem jest pogodzenie się z sytuacją taką, jaka jest. Odnalezienie w niej plusów. Dołożenie do niej plusów.
I to ostatnie tyczy się często ludzi samotnych. Wiem, że samotność jest strasznym stanem. Trudnym. Wręcz nie do zaakceptowania. I nie sposób pogodnie i radośnie powitać w sobie myśli: a może resztę życia spędzę poza związkiem? Będę sama? Sadzę jednak, że takie pomysły nie powinny przychodzić do głowy dwudziestoparolatkom. Choćby dlatego, że myślenie negatywne przyciąga negatywne scenariusze. Tak sobie myślę. Nie snuj zatem jeszcze upiornych wizji strasznej samotności. Masz spore szanse je zrealizować, a po co? Skoro uwiera Cię Twoja sytuacja, musisz jej się dobrze przyjrzeć i znaleźć to, co jest nie tak. Dlaczego Twoje życie nie jest takie, jakiego byś chciała? Co w nim musiałoby się zmienić? Jaki możesz mieć wpływ na te zmiany? Czasem wystarczy porozmawiać z przyjaciółmi, rodziną, żeby zobaczyć, co utrudnia Ci spojrzenie na świat w jasnych barwach.
Nie chcę, byś pomyślała, że bagatelizuję Twój problem. Wręcz przeciwnie – mimo że dziś nie jest on jeszcze problemem wszechobecnym, ma spore szanse takim zostać, jeśli pozwolisz się rozpanoszyć tym negatywnym myślom. Oczywiście mogłabym Ci napisać, że spotkanie mężczyzny nie jest wyznacznikiem wartości życia kobiety. Jasne, że nie jest, ale też nic nie poradzi się na to, że dla ogromnej rzeszy kobiet tworzenie stabilnego związku i założenie rodziny jest jednym z priorytetów i żadne amerykańskie huraoptymizmy tego nie zmienią. Nawet nie próbuję wmawiać Ci, że to można czymkolwiek łatwo zastąpić. Wiem natomiast, że realizację tego zadania można sobie ułatwić. Ułatwić, paradoksalnie, w najtrudniejszy możliwy sposób: poprzez polubienie siebie, akceptację tego, co Ci los niesie, i nauczenie się radości z życia jako takiego. To jeszcze nie jest gotowa recepta na sukces, ale na pewno jest to kluczyk do – przynajmniej – jego przedsionka.
I nie rzucaj się gorączkowo w wir poszukiwań swojego Mr Righta. Ciśnienie, jakie towarzyszy takiej łapaninie, odstręczy po pierwsze – mężczyzn, którzy czują się od razu taksowani pod kątem przydatności reprodukcyjno-gniazdowniczej, po drugie – przyjacielsko nastawione kobiety, które czują się bezradne wobec Twoich nieustannych nagonek i strategii, płomieni i kubłów zimnej wody. Nie nadążą w końcu za Twoim instynktem łowcy i wycofają się w spokojne okopy swoich spraw. Wreszcie odstręczy także Ciebie: nie będziesz mogła na siebie patrzeć dlatego, że wciąż polujesz, ale i dlatego, że wciąż bezskutecznie. Będziesz się czuła coraz bardziej beznadziejna i nieudana, myślała o sobie coraz gorzej. Będzie po Tobie widać, że jesteś nieszczęśliwa i niezadowolona, inni też to zobaczą i się od Ciebie odsuną – kółko się zamknie, do widzenia. Bez sensu!
Znam tyle fantastycznych dziewczyn, które niszczy ten wciągający pęd za mężczyzną. Stawiają się z przyzwyczajenia na przegranej pozycji i na wszelki wypadek ładują się w dobrze sobie znane schematy. Czasem myślę, że gdyby role się odwróciły i jakiś mężczyzna, wyjątkowo wytrwały i zdesperowany, próbował je zdobyć i nie daj Boże uważałby je za piękne i warte poświęceń, nie umiałyby się zachować i uciekłyby gdzie pieprz rośnie. Bardzo trzeba uważać, żeby sobie nie ukręcić pętli i nie włożyć jej na szyję…
Pytasz, gdzie znaleźć sens, a ja pokrętnie odpowiadam, gdzie go nie szukać. Zawszeć to jakiś trop… Bo sens i szczęście dla każdego tkwią gdzieś indziej. Jednak nie dalej niż wewnątrz niego samego. Nie znam Cię, to i w zakamarki duszy nie spojrzę, by go odgrzebać. Jednak dziwnie spokojna jestem, że jak sama pogrzebiesz, to znajdziesz. Tylko sobie na to pozwól i nie szukaj wykrętów…
Pozwodzenia! (o, jaka trafna literówka mi się zrobiła… Po-zwodzenia! Nie zapomnij o starożytnej sztuce błyskotliwego flirtu!).
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze