Współczesny mezalians
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuMogłoby się wydawać, że problem mezaliansu to już przeszłość. Wciąż jednak ludzie zakochują się i decydują się na związek pomimo różnić pod względem wykształcenia, wielkości majątku czy środowisk, z których pochodzą. I dla ich rodziców najczęściej jest to trudne do przyjęcia. Czy mają rację nie zgadzając się na małżeństwo swojego dziecka?
Dzisiaj kobiety są wyemancypowane, samodzielne finansowo i same wybierają sobie partnera życiowego. Mogłoby się więc wydawać, że mezalians to jedynie problem, o którym można przeczytać w XIX wiecznych powieściach o wielkiej, niemożliwej miłości, której na przeszkodzie staje pochodzenie albo status materialny. Okazuje się jednak, że miłość nadal dzieli rodziny, a młodzi ludzie muszą walczyć z całym światem o swój związek.
Pojawia się jednak pytanie: czy rodzice mają rację, że przestrzegają przed małżeństwem, gdzie różnice pomiędzy partnerami są bardzo duże? Psycholodzy są zdania, że i tak, i nie. Jak pokazują badania, najbardziej udane są pary, które w ważnych życiowych kwestiach mają takie samo stanowisko, np. co do posiadania dzieci, sposobu życia czy spędzania wolnego czasu. A to w dużej mierze kształtuje środowisko, z którego pochodzą. Natomiast w mniej fundamentalnych sprawach są różni, bo mają np. inne hobby: jego pasjonuje literatura iberoamerykańska, a ją muzyka jazzowa. Tym samym są dla siebie ciekawi. Z drugiej jednak strony nie każdy z tytułem magistra jest osobą miłą i kulturalną, tak samo jak człowiek z zawodowym wykształceniem może być ciekawy, inteligentny i z pasją.
Majka (34 lata, tłumaczka przysięgła z Warszawy):
— Rodzice nigdy nie zaakceptowali mojego męża. Wciąż uważają, że ktoś inny mógłby dać mi lepsze życie. W ich pojęciu lepsze życie, to więcej pieniędzy. A Maciek nie jest z bogatej rodziny, a na dodatek skończył pedagogikę, czyli zawód, który nie rokuje fortuny.
Tata Maćka pracował w fabryce, mama jest kucharką. Moja mama zajmuje się pośrednictwem nieruchomościami, a tata jest prawnikiem. Wiele razy słyszałam, że Maciek to człowiek z innego świata, że jest ze mną tylko dla kasy. Straszyli, że skoro pieniądze mnie nie interesują, to oni nie dadzą nam ani grosza. Widziałam, jak bardzo bolą go te słowa. Długo znosił upokorzenia. W końcu powiedział, że ma już dość, że nie weźmie nic od moich rodziców. Zapytał mnie, czy w tej sytuacji chcę nadal z nim być, że może być nam ciężko, ale on zrobi wszystko, żebyśmy sobie poradzili. Nie zastanawiałam się nad odpowiedzią. Wiedziałam, że to właśnie ten mężczyzna. I nie pomyliłam się.
Maciek jest bardzo honorowy, więc nigdy nie chciał też przyjąć pieniędzy ode mnie. Proponowałam mu, że zapłacę na nasze wspólne wakacje, ale nie zgadzał się. Mówił, żebym pojechała z koleżanką. W takich chwilach przeszkadzało mi, że jest mniej zamożny, a właściwie bardziej jego podejście, bo przecież dawanie ukochanej osobie sprawia przyjemność. Przez jego ambicje nie mogliśmy zrobić wielu rzeczy.
Dzisiaj żyjemy na niezłym poziomie. Maciek prowadzi sklep komputerowy, ja też dobrze zarabiam. Pomagamy jego rodzicom, którzy żyją ze skromnych emerytur. Nigdy nie żałowałam, że za niego wyszłam. Nigdy też nie udało nam się naprawić stosunków z moimi rodzicami. Może nie jesteśmy tak bogaci jak oni, ale bardzo szczęśliwi. Mamy dwójkę cudownych dzieci. Ciągle z czułością patrzę na Maćka, kiedy przez sen marszczy nos, a on ciągle robi jakieś głupie rzeczy, z których śmiejmy się jak dzieci. Czasami myślę sobie, co by było, gdybym wtedy posłuchała rodziców i ciarki przechodzą mi po plecach.
Kasia (29 lat architekt z Krakowa):
— Byłam nastolatką, kiedy zakochałam się w Iwo. Wtedy inaczej patrzy się na życie. Był artystą, wrażliwym i jak sądziłam utalentowanym. Grał na gitarze, podróżował. Pamiętam, jakie wrażenie na mnie zrobiły opowieści o wyjeździe stopem do Paryża. Rodzice nigdy mi na to nie pozwolili, a mój bunt ograniczał się do palenia papierosów za szkołą. Chodziłam na próby jego zespołu i pękałam z dumy, że mam chłopaka, który gra rocka.
Moi rodzice nie lubili Iwo. Uczył się w zawodówce, a dla nich było nie do pomyślenia, żeby ich córka spotykała się z "nieukiem". Tłumaczyłam im, że wykształcenie nie ma znaczenia, że są inteligentni ludzie po zawodówkach i ograniczeni umysłowo absolwenci studiów. Oni mieli tylko nadzieję, że to młodzieńcza miłość, która przeminie.
Namówiłam Iwo na zaoczne liceum. Z dużymi oporami, ale poszedł i zdał maturę. O studiach nie chciał słyszeć. Mówił, że go nie akceptuję, jak moi rodzice, że musi iść do pracy, bo jego matce jest ciężko utrzymać dom z emerytury. Na trzecim roku postanowiliśmy się pobrać. Chciałam najpierw skończyć studia, ale on naciskał na ślub. Moi rodzice szaleli z niepokoju. Prosili, żebym się jeszcze zastanowiła, że jestem za młoda. Mówili nawet, że jeśli chcemy, to przecież możemy razem mieszkać. Wesele było skromne i przypominało pogrzeb. Teściowie prawie na siebie nie patrzyli. Tata Iwo spił się i zaczął wyrzucać coś moim rodzicom. Było strasznie. Jeden z gorszych dni w moim życiu. Nie chcę go pamiętać. Miałam nadzieję, że potem będzie już tylko lepiej.
Z muzyka i podróżnika, mój ekscentryczny idol, nie wiadomo kiedy stał się leniem z pilotem w ręku, który nie pójdzie do wyborów, bo wszyscy politycy to złodzieje, nie czyta, bo po pracy jest zmęczony, o teatrze nawet mu nie wspominam. Czasami wybierzemy się do kina, jeśli go namówię. Nasze rozmowy ograniczają się do omawiania problemów dnia codziennego: co kupić, że córeczka w przedszkolu popchnęła koleżankę i czemu nie włożył naczyń do zmywarki. Kiedy spotykamy się z moimi znajomymi, on nie ma o czym z nimi rozmawiać. Nawiązuje do rocka, na którym się zna, ale oni już wyrośli z rozmów typu: Jakiej muzyki słuchasz? Ile można słuchać o Paryżu, w którym się było 15 lat temu. Twierdzi, że ci ludzie to snoby, ale wiem, że ma kompleksy. Żal mi go.
Pracował w zakładzie mechanicznym, mój ojciec dał mu pieniądze na własną firmę, po roku zamknął ją, bo zamiast fachowców, zatrudniał swoich kolegów, którzy kradli części. Ciągle były reklamacje i skargi. Znalazłam mu pracę ochroniarza. Nic ambitnego, ale przynajmniej nie przychodzi usmarowany smarem. Nie kocham swojego męża. Nie mam ochoty sypiać z nim. Nie obchodzi mnie nawet, czy zdradza. Ale jak jest dziecko i wspólny dom, to nie tak łatwo odejść. On kwituje to: Wiedziałaś za kogo wychodzisz. W tym rzecz, że nie widziałam. Myślę, że gdyby miał kobietę ze swojego środowiska, byłyby szczęśliwszy, bo niczego by od niego nie wymagała. Zrobiłaby na czas obiad i razem oglądaliby godzinami telewizję. Ja nawet nie wiem, jak żyją tacy ludzie.
To nie prawda, że wykształcenie nie ma żadnego znaczenia. Ludzie, ciekawi świata, ambitni chcą się uczyć. Studia dają poza papierkiem obycie, poszerzają horyzonty. Może to, co powiem, będzie okrutne i niepoprawne politycznie: dziewczyny, wychodźcie za mąż za chłopaków ze swojego środowiska, nie zaniżajcie sobie poziomu. Kiedy zakochanie minie, opadną różowe okulary, wtedy wychodzą wszystkie różnice. Zadajcie sobie pytanie: dlaczego mój chłopak skończył tylko zawodówkę? A odpowiedź niech da wam do myślenia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze