Zdrada niejedno ma imię
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuPolacy zdradzają się coraz częściej i coraz większe jest przyzwolenie na zdradę. Do skoku w bok przyznaje się już 16 proc. kobiet i 28 proc. mężczyzn. Jednocześnie zdrada spowszedniała, nie tylko częściej się do niej przyznajemy, ale też łatwiej wybaczmy. Prof. Zbigniew Izdebski przyjrzał się jak zdradzają rodacy. Stworzył mapę polskich zdrad.
Polacy zdradzają się coraz częściej i coraz większe jest przyzwolenie na zdradę. Do skoku w bok przyznaje się już 16 procent kobiet i 28 procent mężczyzn. Jednocześnie zdrada spowszedniała, nie tylko częściej się do niej przyznajemy, ale też łatwiej wybaczmy.
Prof. Zbigniew Izdebski przyjrzał się jak zdradzają rodacy. Stworzył mapę polskich zdrad. Najczęściej na skok w bok pozwalają sobie mieszkańcy województwa lubuskiego. Najwierniejsi okazują się być górale. Jak to można wytłumaczyć? Okazuje się, że cała tajemnica leży w przywiązaniu do tradycji. W lubuskim mieszka ludność napływowa, dla której rodzinne wartości są mniej ważne, niż dla przywiązanych do tradycji i rodziny górali. Częściej do zdrady przyznają się też mieszkańcy dużych miast, powyżej 500 tys. mieszkańców. Ale choć Poznań jest dużym zachodnim miastem, gdzie teoretycznie zdrad mogłoby być więcej, to w porównaniu z województwem lubuskim czy pomorskim jego mieszkańcy są bardzo wstrzemięźliwi. I tutaj znowu kłania się przywiązanie do tradycji, rodziny i religii Wielkopolan.
Najczęstsze miejsca miłosnych przygód to zdaniem biorących udział w badaniu nadmorska plaża, samochód i miejski park. Zdradom najbardziej sprzyja okres urlopowy. Na drugim miejscu są tzw. romanse biurowe. Na skok w bok decydują się młode mężatki, kiedy dopadają je pierwsze kryzysy małżeńskie i mężczyźni w wieku od 40 do 50 lat, którzy przechodzą kryzys wieku średniego. Jedno nie zmienia się od lat, wciąż częściej zdradzają mężczyźni, niż kobiety. Większość respondentów zapewniała, że nie mieli kochanka czy kochanki, a skok w bok był jednorazową akcją. Zapominają jednak, że jeśli nawet zdradzili tylko raz, to trudno im będzie wytłumaczyć to partnerowi. Nawet jednorazowy wybryk jest dużym zagrożeniem dla związku.
Zdrada nasza powszechna
Nauczyliśmy się żyć ze zdradą, coraz rzadziej jest ona przyczyną rozpadu związku. Zdrada została opisana, zracjonalizowana. Psycholodzy coraz częściej tłumaczą skłonności do wiarołomstwa, nie tyle brakiem moralności, co teorią ewolucji, która obala mit, że człowiek jest istotą monogamiczną.
Dzisiaj już nawet osoby publiczne, które powinny być autorytetami, kiedy wychodzi na światło ich niewierność, nie tracą posad, a w bywa, że nawet wiarygodności. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację Billa Clintona, który po aferze z Moniką Lewinski, zachował posadę, a jego żona wybaczając mu i stając u jego boku wzbudziła współczucie, a nawet podziw milionów ludzi na całym świecie. Zdrada przez wielu już nie jest traktowana jako grzech śmiertelny i nie jest przyczyną rozpadu np. małżeństwa.
Powody wybaczania wiarołomstwa bywają różne. Często małżeństwa, w których doszło do zdrady, kiedy opadną już pierwsze emocje, robią bilans zysków i strat. Okazuje się, że odejście wiąże się z wieloma konsekwencjami, bo partnerzy mają dzieci, które ucierpiałyby na rozstaniu, wspólną firmę, kredyty i przyjaciół. I okazuje się, że za dużo włożyli w to pracy, emocji i wysiłku, żeby jeden wybryk mógł to zniszczyć.
Matylda (33 lata, historyczka sztuki z Warszawy):
— O tym, że mój mąż mnie zdradza dowiedziałam się cztery lata po ślubie. Mieliśmy dwuletnie dziecko, a on romans z naszą wspólną koleżanką. Byłam wściekła, wyprowadziłam się do rodziców. Po dwóch miesiącach sama miałam nowy związek. Chociaż to za dużo powiedziane, bo chyba tym romansem chciałam się odegrać na moim mężu. Jedno muszę mu przyznać, zawsze dobrze zajmował się naszym dzieckiem. Kiedy opadły emocje i żal, zaczynaliśmy normalnie ze sobą rozmawiać i na nowo się zbliżać. Znowu razem zamieszkaliśmy. Ta sytuacja dużo nas nauczyła. Wiemy, że żaden związek nie jest dany raz do końca życia, że jak się o niego nie dba, to łatwo się pogubić. Wiem, że kiedy urodziła się Wiki, to zapomniałam, że mój facet też potrzebuje uwagi. Myślę, że oboje nie powtórzymy błędów, bo wiemy już, gdzie leżą miny, które trzeba rozbroić, a czasami po prostu ominąć.
Zdrada to zawsze jednak duże ryzyko. Bywa, że wzmacnia związek, bo partnerzy budzą się nagle z letargu, w który zaczynali popadać przez wiele lat wspólnego bycia. Widzą, że nie są sobie przypisani do końca życia, że związek wymaga wysiłku i zaangażowania. Zaczynają się bardziej starać, walczą o sobie. Zdarza się jednak i tak, że zaufanie zostaje tak bardzo nadwerężone, że ludzie nie potrafią już ze sobą być.
Wiktoria (49 lat, ekonomistka z Krakowa):
— Pamiętam czasy, kiedy po studiach, jak się pobraliśmy i urodziły się nasze dwie córki, cisnęliśmy się w kawalerce po babci, prałam w starej frani i wydawało mi się, że wszystko jesteśmy w stanie znieść, bo mamy siebie. W latach 90. założyliśmy firmę eventowo — promocyjną. Ciężko pracowaliśmy na to wszystko. Cieszyło nas, kiedy w końcu wyprowadziliśmy się z klitki do własnego domu z sadem. W końcu mogliśmy odetchnąć. I mój mąż w wieku 54 lat postanowił odmłodzić się. Ona była niewiele starsza od naszej córki. Może trudno w to uwierzyć, ale ja naprawdę nic nie podejrzewałam. Chociaż dzisiaj wiem, że było wiele symptomów zdrady. W głowie mi się jednak to nie mieściło. Nawet, kiedy zatrudnił ją w naszej firmie, nie wzbudziło to mojej czujności, była w końcu po marketingu, a my potrzebowaliśmy pracownika.
Jak się dowiedziałam? Znajomi mi uświadomili, że sytuacja robi się już nieco komiczna, bo wszyscy to widzą, tylko nie ja. Zrobili to z litości dla mnie. Jak on umiał to wszystko tłumaczyć: wrócę późno, bo muszę pojechać do klienta, żeby ustalić jeszcze jakieś szczegóły. Kiedy organizowaliśmy firmowe wyjazdy zagraniczne, tłumaczył, że muszą tam być, żeby wszystkiego dopilnować na miejscu. Kiedy wszystko wyszło na jaw, to kazałam mu się wynieść. A wtedy nagle okazało się, że on jest w stanie skończyć tamten związek. Ona odeszła z firmy. Wrócił do domu. Próbowaliśmy coś sklejać. Był dużo milszy, niż przedtem, zaczął mi nawet pomagać w domu. Kiedyś wróciłam z pracy, a na stole była kolacja, co wcześniej nie zdarzało się. Wiedziałam, że ta kolacja jest tylko dlatego, że spał z tą kobietą. Udawaliśmy, że życie toczy się starym rytmem. Ale ile można udawać? W końcu kiedyś trzeba zdjąć przyciężkie maski i zacząć normalnie żyć. Nie mogłam na niego patrzeć, poczułam, że ja zwyczajnie się go brzydzę. Straciłam ochotę na seks. Nie mogłam zapomnieć, że robił to z jakąś inną kobietą, przypomniałam sobie te obrzydliwe kłamstwa. Jak spóźniał się 20 minut, bo stał w korkach, to moja wyobraźnia zaczynała pracować, już myślałam, że spotka się z kimś.
Wyprowadził się, a ja odzyskuję spokój i poczucie własnej wartości. Zaczynam dostrzegać ile radości jest w byciu singlem. Starsza córka jest dorosła, kończy studia, wyprowadziła się, zamieszkała ze swoim chłopakiem. Młodsza jest na drugim roku, często jada na mieście, wraca późno, więc jak nie mam ochoty, to nie robię obiadu, ale mogę spotkać się z przyjaciółką, pójść do kawiarni, leżeć, czytać książki i nikomu się z niczego nie tłumaczyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze