Jak pokorna służąca
CEGŁA • dawno temuZgrzeszyłam w życiu nadmiarem ambicji. Jestem jedynaczką. Marzyłam o weterynarii. Moje życie było przez krótką chwilę fajne. Wtedy nadszedł cios z domu. Rodzice postanowili, że ich hurtownią i agroturystyką muszę zająć się ja! Dlaczego nie liczyli się z moimi marzeniami, zwalili wszystko na mnie? Dziś jestem parodią i karykaturą siebie!
Kochana Cegło!
Zgrzeszyłam w życiu nadmiarem ambicji. Jestem jedynaczką, moi rodzice gryzą się ze sobą całe życie, ale jednocześnie się kochają – chyba tak, myślę, skoro się nie rozwodzą, a oboje są na swój sposób atrakcyjni. Tata wygląda jak gwiazdor filmowy w sile wieku. Miał wypadek sportowy, stracił sprawność nogi, pił. Nie stracił jednak żyłki biznesowej. Mama jest pięknością, podobno część urody po niej odziedziczyłam, dziś to dla mnie zabawne, o czym potem.
Nie pasjonował mnie nigdy pensjonat ani hurtownia, które rodzice prowadzili z zapałem. Wiem, że to źródło naszych dochodów, dzięki temu dostałam od nich w prezencie mieszkanie w Poznaniu, gdzie postanowiłam studiować. Ale reszta to porażka.
Marzyłam o weterynarii, psychologii zwierząt, ewentualnie o psychologii dziecięcej. Chciałam robić coś wymiernego, pożytecznego dla innych – prowadzić na przykład dogo- czy hipoterapię dla osób niepełnosprawnych. Ostatecznie wybrałam dziennikarstwo, tylko to mogło powstrzymać rodziców od odcięcia się ode mnie. Ale co z tego, że po tych studiach również można zdziałać mnóstwo dobrych rzeczy, skoro rodzice i tak mnie w odpowiedniej chwili dopadli?
Moje życie było przez krótką chwilę fajne. Dbałam o siebie, obracałam się w towarzystwie rozsądnych ludzi na poziomie. Zyskałam wejścia na tzw. salony, co ważne w pracy dziennikarza. Pisałam o istotnych rzeczach, interweniowałam, urzędnicy i politycy regionalni nigdy nie odmawiali mi wywiadów. Miałam możliwość zmieniania malutkimi kroczkami rzeczywistości na lepsze za pomocą pisania – okazało się, że mam ku temu pewien dryg, robię to na tyle dyplomatycznie, że nie zyskuję wrogów.
Wtedy nadszedł cios z domu. Rodzice mieszkają w okolicach Szczecina i tam mają hurtownię, a na Kaszubach – gospodarstwo agroturystyczne. Przydałby im się operatywny syn, którego niestety nie mają. W takim razie – zaufany pracownik. To nie jest przecież niemożliwe! Oni jednak postanowili, że wszystkim muszę zająć się ja! Odwołali mnie z mojego posterunku — do roboty w rodzinnym biznesie, kupili mi samochód, zaszantażowali swoim stanem zdrowia. Tata po problemach z kręgosłupem podupadł, załatwił sobie rentę. Mama, cóż, pozostała księżniczką do urządzania przyjęć i czarowania klientów, która boi się wejść na drabinkę i wkręcić żarówkę, żeby nie połamać zgrabnych nóżek.
Pomyślisz pewnie: macie majątek, to trzeba o niego dbać. Nie jest to takie proste. Ja nie dybię na zdobycze życiowe rodziców, mogę zrezygnować z mieszkania, auta, utrzymać się sama. Głowy do interesów moim zdaniem nie mam, a jednak… zmusili mnie i jakoś się sprawdzam. Ten paradoks mnie niszczy dzień po dniu.
Dziś jestem parodią i karykaturą siebie. Założyłam gumiaki, wyremontowałam gospodarstwo, użerając się z robotnikami i fachowcami. Stałam się twarda, nawet wulgarna. Utyłam 20 kilogramów. Zaczęłam prowadzić hurtownię, handlować z Niemcami i Skandynawią. Praktycznie wszystko jest na mojej głowie, sypiam 4 godziny na dobę, a wyglądam jak bazarowa handlara. Nienawidzę siebie, ale grunt, że kontynuuję tradycję. Rodzice są więcej niż zabezpieczeni finansowo, mama piłuje paznokcie i czeka na zaradnego zięcia, tata dalej spokojnie popija, użalając się nad sobą… Mogłabym ich za to pobić!
Dlaczego nie liczyli się z moimi marzeniami, zwalili wszystko na mnie? Nie są niedołężnymi kalekami, lubią święty spokój i plusowy wydruk z konta. Jestem ich księgową, komiwojażerem, menadżerem. Po co mi ich pieniądze, jeśli nie mogę ich wydać tak, jak chcę, a w gruncie rzeczy to wcale nie mam czasu na swoje sprawy, przyjemności? To, że poprawnie spełniam oczekiwaną przez nich rolę, to jedno. Ale mnie to nudzi, męczy, nie sprawia radości ani satysfakcji – to drugie, mniej ważne. W ocenie rodziców podobno bujam w obłokach. A ja tylko chciałam być sobą.
Studia skończyłam 8 lat temu. Od 4 jestem babochłopskim budowlańcem i handlowcem, mam 30 lat, a wyglądam na 10 więcej. Dla mężczyzn jestem przezroczysta. Nie wiem, jaki numer musiałabym wywinąć, żeby poczuć sens życia, szczyptę szczęścia. Obciąża mnie przecież sumienie, nie mogę najbliższych zawieść.
Hanka
***
Kochana Haniu!
Żadna praca nie hańbi, ale nie każda nas pociąga. Nie wszyscy mamy wybór, to prawda. Gdy jednak jest on możliwy, bo nie stoimy pod ścianą, to odstąpienie od wiedzy, planów, ideałów dotkliwie boli. Jest takie powiedzenie, że przeszłości nie zmienimy, a przyszłość i tak się do nas dobierze… To dość fatalistyczna wizja, zwłaszcza w części drugiej. Zawsze namawiam do walki o to, co z nami będzie, ponieważ – kto miałby zawalczyć o to za nas?
Całkowicie usprawiedliwiam wybór-nie-wybór, jakiego dokonałaś pod presją. Byłaś młoda, może, pomimo sukcesów, zagubiona. Kochasz rodziców, jesteś z nimi mocno związana, masz poczucie obowiązku. Rzeczy jednak, jakie im zawdzięczasz, to również otwartość myślenia, własne zdanie, umiejętność budowania własnego planu wedle skłonności. Wypuścili Cię w świat, umożliwili studia, odpuścili kontrolę. Sponsorowanie Twoich poczynań było dla nich czymś naturalnym – chwała im za to, lecz nie powinnaś czuć się wobec nich winna czy zobligowana do spełniania ich życzeń li tylko z powodów ekonomicznych. Jesteś osobą już od dawna dorosłą i podobnie jak oni, masz prawo realizować swoje wizje, kształtować życie według własnych poglądów i upodobań. Gdzieś Ci ten fakt ostatnimi laty umknął.
Jesteś rodzicom potrzebna, co nie znaczy, że bez Ciebie są bezradni! Nie wierz w to. Mają talenty, doświadczenie, pieniądze i… siebie nawzajem. Ich problem, co z tym zrobić. Tata może się leczyć z alkoholizmu, rehabilitować ciało, jeśli zechce. Mama może zachować swoją kobiecą rolę u jego boku, skoro jej to wystarcza. W roli tej mieści się między innymi siła przekonywania wobec małżonka, że może należy spróbować innych rozwiązań lub z czegoś zrezygnować. Zamiast czekać na operatywnego zięcia czy wyręczać się córką stworzoną do innych celów — zatrudnić wykwalifikowanych pracowników. Ich pensje nie przekroczyłyby chyba utrzymywania Ciebie wraz z bonusami, do których nie jesteś przywiązana.
Zadziwia mnie, przyznam, że potrafisz z sukcesem działać w kompletnie nieinteresującej Cię dziedzinie, a nie umiesz szczerze porozmawiać z najbliższymi. Postępując w ten sposób, utwierdzasz ich tylko w błędnym przekonaniu, że oddali Ci przysługę i uświadomili Ci, co dla Ciebie dobre. To przede wszystkim trzeba zmienić! Czy mamy, brylującej towarzysko, nie niepokoi taka prosta rzecz, że jej córka gorzej wygląda i nabiera dziwnych nawyków? A może – wow! — to nie jest wcale z ich strony chęć ukierunkowania Ciebie i zapewnienia Ci dostatniej przyszłość, a jedynie… zwykły nieuświadomiony egoizm i wygodnictwo?
Myślę, że wszystkim Wam należy się solidna debata. Masz w ręku atuty, podpowiadam, w postaci wcześniejszych, niezrealizowanych pasji. Mogłabyś na przykład zasugerować poszerzenie działalności gospodarstwa o usługi terapeutyczne, związane ze zwierzętami. To kapitalna rzecz, popularna, skuteczna i zdobywająca coraz większe uznanie. Jeśli odpowiednio skalkulowana w dobie kryzysu, będzie magnesem. Skoro pasjonował Cię ten temat, bez trudu znajdziesz profesjonalistów.
Ważne, abyś wreszcie, jak już wspomniałam, ustawiła się na dystans, w roli doradcy, nie zarządcy. Zadziałała nie rewolucyjnie, lecz konstruktywnie. Przedstawiła rodzicom pozytywne pomysły na początek, a potem przeszła gładko do własnych oczekiwań i rozczarowań. Mam przeczucie, a nawet pewność, że Twoi rodzice mają siły, środki i możliwości intelektualne, by zaakceptować zmiany, ponownie się uaktywnić. Twoja uległość ich rozleniwiła. Niedopuszczalne jest jednak, byś dłużej, a de facto bezterminowo, tkwiła w tym układzie, bez szansy na samorealizację. W efekcie nikogo to nie uszczęśliwi.
Może kiedyś, jako rzutka dziennikarka, opiszesz uczciwie biznes rodziców, wyliczając plusy i minusy. Nawet zajęcie się promocją rodzinnego interesu byłoby Ci bliższe, niż to, co robisz teraz – chyba że tę posadę skradnie Ci mama…:)
Na pewno czas zdjąć kalosze, zadbać o ciało, które Ci się nie podoba, i pójść drogą wybraną, nie narzuconą. Trzydziestka to młodość i znakomity czas na przełom.
Czego Ci z całego serca życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze