Porzucone w ciąży
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuOdejście męża lub partnera boli zawsze. Nawet, gdy jest poprzedzone rozmowami i wydaje się najlepszym możliwym wyjściem, to i tak wielu kobietom trudno się z tym pogodzić. Poczucie porażki, lęk przed samotnością i smutek to normalna reakcja. Co jednak, gdy kobieta zostaje porzucona będąc w najważniejszym okresie życia – w ciąży? Gdy potrzebuje wsparcia i pomocy...
Marta ma trzydzieści lat i jest w szóstym miesiącu. O swoim byłym mężu mówi nie po imieniu, ale „ojciec dziecka”, tak jakby z nią osobiście nie miał nic wspólnego. Zostawił ją dwa dni po tym, jak triumfalnie obwieściła, że jest w ciąży:
— Czekaliśmy na to dwa lata. Byliśmy dobrą parą, tak mi się przynajmniej wydawało. Powtarzał, że chce mieć ze mną dziecko i prawdziwą rodzinę, że wspaniale będzie razem wychowywać nowego człowieka. Że to będzie owoc naszej wielkiej miłości. Byłam go pewna tak jak siebie. Gdy pokazałam test, wyglądał na ucieszonego. Ale po chwili zaczął przebąkiwać, że chyba jeszcze jesteśmy za młodzi na dziecko, on ma dużo pracy i chyba za mało zarabia, a ja przecież miałam zacząć drugie studia. Tak mówił trzydziestodwuletni facet zarabiający dwie średnie krajowe! Najpierw myślałam, że może jest w szoku, ludzie przecież w takich ważnych chwilach wygadują czasem straszne głupoty. Ale nie, następnego dnia stwierdził stanowczo, że nie wyobraża sobie bycia ojcem. Chciał mi dać pieniądze na zabieg.
Czasami dziecko ma być lekarstwem na wypalenie się związku. Ma zbliżyć do siebie kobietę i mężczyznę w sytuacji, gdy uczucie się kończy. Tak było w przypadku Kasi, dwudziestosześciolatki z Gdyni:
— Byliśmy pięć lat razem, Paweł już od jakiegoś czasu przebąkiwał, że chce się ze mną rozstać, że chyba to nie jest to. Ale dla mnie był najważniejszy na świecie, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Myślałam, że jeśli zajdę w ciążę, to zawsze będziemy razem. Tak było z moimi rodzicami – już mieli się rozstać, kiedy pojawiłam się ja, klasyczna wpadka. I co? Do dziś dnia są małżeństwem. W tajemnicy przestałam brać pigułki. Już po trzech miesiącach mogłam mu powiedzieć, że spodziewamy się dziecka. Był w szoku, myślał, że to pomyłka i wysłał mnie do lekarza, żeby się upewnić. Miał do mnie pretensje, mówił, że jestem nieodpowiedzialna. Ja nieodpowiedzialna? A on? Przecież zwodził mnie pięć lat! Nawet nie potrafił się oświadczyć.
Czy ludzie, których rodzice zostali ze sobą tylko dlatego, że „dziecko powinno mieć pełną rodzinę” dobrze wspominają swoje dzieciństwo? Często takie małżeństwo i tak się rozpada, z tym, że później. Tak uważa Jacek, czterdziestolatek z Łodzi:
— Ja tam się na świat nie prosiłem. Moi rodzice byli parą kilka miesięcy, nawet się dobrze nie poznali. No, ale wtedy były inne czasy — ekspresowo zrobili świniobicie, pobiegli do księdza i tak oto pojawiłem się na świecie trzy miesiące po ślubie. I przez następne dwadzieścia lat słyszałem od matki, że zmarnowałem jej życie. Mój ojciec był pijakiem i złodziejem, potrafił okraść nawet swojego brata. Matka bardzo cierpiała. Gdyby nie zdecydowali się na ślub, i jej, i moje życie byłoby lepsze. A ojciec? I tak nas zostawił, tyle tylko, że dopiero po dwunastu latach.
Marta jest przekonana, że da sobie sama radę. Ale czy zaufa jeszcze kiedyś jakiemuś mężczyźnie? Przecież oszukał ją ten, którego uważała za miłość swojego życia:
— Gdybym mogła cofnąć czas? Przede wszystkim nie wyszłabym za mojego męża. Uważam, że nie ma większego świństwa, które może zrobić facet, niż porzucenie, gdy kobieta spodziewa się jego dziecka. A przecież powtarzał, że rodzina jest największą wartością.
Moja ciąża jest zagrożona – od trzech miesięcy leżę i mam problem z podejściem do łazienki, a co dopiero do pracy. Jestem z tym wszystkim sama, nawet lekarka, która była mnie zbadać, kiwała współczująco głową. Zaufałam mężczyźnie i wyszłam na idiotkę. Teraz moje dziecko będzie się wychowywać bez ojca, ale chyba lepiej tak, niż jeśli miałby nas zostawić, gdy miałoby kilka lat i zdążyło się do niego przywiązać. Z mężem nie utrzymuję kontaktów, ale zachował się na tyle dobrze, że co miesiąc wpłaca mi na konto tysiąc złotych. I to całe jego zaangażowanie. Spotkamy się dopiero na rozprawie rozwodowej.
Za to Kasia żałuje tego, co zrobiła. Ma teraz małą córeczkę, ale nie ma męża, a przecież nie o to jej chodziło:
— Założyłam, że mój chłopak ma honor i potrafi stanąć na wysokości zadania. Może trochę go oszukałam, ale przecież wpadka mogła nas spotkać i tak. A on? Powiedział, że potraktowałam go przedmiotowo i chciałam złapać na dziecko. Że między nami już się wszystko wypaliło i on nie ma zamiaru do końca życia być z kimś, kto go wykorzystał. Nie odczekał nawet do porodu – zostawił mnie z dnia na dzień i płaci, śmiechu warte, trzysta złotych alimentów. Moja sytuacja finansowa nie jest za wesoła i raczej już sobie nie ułożę życia. Kto będzie chciał pannę z dzieckiem? Cieszę się, że mam córeczkę, chociaż… dzisiaj pewnie bym tak nie zrobiła. Ale i tak uważam, że to ja jestem ofiarą. Mężczyzna zawsze jakoś się wykpi.
Czy kobieta porzucona w ciąży zawsze jest ofiarą, a może sama jest sobie winna? Czy warto ciągnąć związek „bo dziecko musi mieć pełną rodzinę?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze