Dlaczego jeszcze nie chcę mieć dziecka?
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuCzasem nawet becikowe nie pomoże. Kobiety w pełni sił rozrodczych z różnych powodów nie chcą decydować się na dziecko. Nie pomaga błagalny ton niedoszłych babek, które marzą o wnukach, ani groźba niżu demograficznego i przyszłej niskiej emerytury. Trudno stwierdzić, kto ma rację – bohaterki tego reportażu czy odwieczne prawo natury – prokreacja.
Nie spotkałam odpowiedniego mężczyzny
Monika (32 lata, Warszawa):
– Moje hormony szaleją od dawna. Oglądam się za każdym maleństwem w wózeczku, na czyichś rękach, w piaskownicy, w tramwaju. Bardzo chciałabym mieć dziecko, ale nie układa mi się z mężczyznami i jeszcze nie znalazłam nikogo, kto mógłby stworzyć ze mną udany związek i szczęśliwą rodzinę. Trafiam na złych facetów, przyciągam samych popaprańców, którzy tylko marnują mój czas. Doskonale zdaję sobie sprawę z tykającego zegara biologicznego. Wiem, że im dłużej będę zwlekać z ciążą, tym większe ryzyko, że dziecko może urodzić się chore. Próbówka odpada, bo oprócz dziecka marzę o pełnej, normalnej rodzinie. Moja mama się niecierpliwi, bardzo chciałaby już być babcią. Uważa, że za bardzo przebieram w mężczyznach i że zostanę starą panną, a na starość będę samotna. Nie chcę być samotna i pragnę dziecka, ale przecież nie zrobię go sobie z byle kim – nie chcę potem męczarni z nieodpowiednią osobą, rozwodu i zmarnowanego życia. Nie wydaje mi się też, żebym przebierała – nie jestem wymagająca. Oczekuję tylko dobra, miłości, szacunku, wierności, uczciwości i operatywności. Wiem, czego chcę od życia, i wiem, że tylko z taką osobą mogę tworzyć rodzinę.
Moje koleżanki wolały mieć dziecko za wszelką cenę. Jedna wyszła za chłopaka, który jeszcze przed ślubem ja zdradzał – sądziła, że po ślubie będzie inaczej. Owszem, mają dwoje dzieci, ale ona jest kłębkiem nerwów. Druga wiedziała, że jej narzeczony ma długi, a jednak wydawało się jej, że razem to udźwigną. Udało się, ale jej mąż zdążył zrobić kolejne długi. Okłamuje ją. Jedyną pociechą w jej małżeństwie jest pięcioletnia córeczka. Dziękuję za takie życie. Nie potrzebuję namiastek. Chciałabym mieć dziecko i mieć dla kogo żyć, ale chciałabym też, żeby moi rodzice zrozumieli, że tworzenie czegoś, co z góry jest skazane na porażkę, nie ma sensu. Mam jeszcze trzy lata, potem będę się bała zajść w ciążę. Słyszałam, że zdrowe dzieci rodzą nawet kobiety po czterdziestce, ale ja nie chcę tak ryzykować. Jeśli znajdę dojrzałego, dobrego mężczyznę, a na dziecko będzie już za późno, przekonam go do adopcji. Jest tyle maluchów bez mamy…
Nie mam mieszkania
Anastazja (29 lat, Opole):
– Od czterech lat jestem mężatką. Na każdym rodzinnym spotkaniu, podczas świąt i imienin wciąż słyszę to samo – dlaczego nie mamy jeszcze dziecka. Nikt nie potrafi zrozumieć, że nie mamy warunków do tego, by je mieć. Wynajmujemy mieszkanie i mało zarabiamy. Nie stać nas na kredyt, mamy niewiele odłożone. Podczas tych kilku lat małżeństwa przeprowadzaliśmy się pięć razy – z różnych powodów. Dwa razy zaważyła sytuacja materialna, zmieniły nam się warunki w pracy, raz ja zostałam bez pracy. Było nam ciężko. Nie wyobrażam sobie w tym wszystkim małego dziecka. Myślę dojrzale i odpowiedzialnie: jeśli nie potrafimy zapewnić sobie mieszkania, czasami brakuje nam pieniędzy do pierwszego, to co byłoby, gdybym miała dziecko? Przenosilibyśmy się z nim z miejsca na miejsce, a gdyby któreś z nas straciło pracę? Moja mama twierdzi, że jak się rodzi dziecko, to potem wszystko się jakoś układa, że kiedyś wszystkim było ciężko, a rodziło się tyle dzieci i nikt nie narzekał. Już sama nie wiem, a może ona ma rację?
Nie pozwala mi na to praca
Anna (30 lat, Poznań):
– Gdy byłam w liceum, marzyłam, że na czwartym roku studiów wyjdę za mąż, a po roku urodzę pierwsze dziecko, kolejne po dwóch latach, a po czterech trzecie. Chciałam mieć liczną rodzinę. Nigdy wcześniej przez myśl mi nie przeszło, że w wieku 30 lat będę singlem. Praca pochłania cały mój czas. Rano hiszpański, potem spotkania z klientami, później lunch, potem papierkowa robota, zebranie lub prezentacja. Po pracy basen i kolacja ze znajomymi lub wypad do pubu. Wracam o 22 i o 23 już śpię. Sobota to czas na sprzątanie, pranie, prasowanie i zakupy. W niedzielę pracuję nad tym, czego nie zdążyłam zrobić w firmie, i mam chwilę dla siebie: maseczki, peelingi, odżywka na włosy, czytanie książki, relaksująca kąpiel w aromatycznych solach. Tak mija mi każdy tydzień. W ciągu roku dwa razy jadę na urlop – zwyczaj ciepłe kraje i narty. Ta sama paczka znajomych, też singli, te same przyzwyczajenia. Lubię ten porządek. Kocham swoją pracę. Gdybym zaszła w ciążę, a potem wychowywała dziecko, mogłabym ją stracić. Dobrze zarabiam. Kupiłam mieszkanie, mam świetny samochód. Nie czuję się samotna – bo mam wielu przyjaciół. Oddalam więc myśl o dziecku. Nie pasuje do mojego teraźniejszego życia. Na razie nie stać mnie na zmiany i nie chcę ich. Może za pięć lat?
Boję się zmian w moim życiu
Viktoria (31 lat, Warszawa):
– Gdy odwiedzam moją przyjaciółkę, która ma małe dziecko, nie mogę uwierzyć, że można tak żyć. Ono ciągle biega, wrzeszczy i wciąż czegoś chce. Trzeba go pilnować i poświęcać mu uwagę 24 godziny na dobę. W domu wszystko się lepi, bo na ławie leżał lizak, a na dywanie kawałek szynki, a w fotel została wtarta czekolada. Muszę mieć ze sobą coś na zmianę lub po prostu nie zakładać jasnych ciuchów, bo albo mnie obślini, albo ubrudzi batonem. Nie można w spokoju porozmawiać, bo dziecko ciągle o coś pyta i nie lubi, gdy nie jest w centrum uwagi. Jest wybredne, więc czasem trzeba mu przygotowywać kilka posiłków, żeby raczyło wreszcie coś zjeść. Ciągnie mamę za włosy i depcze jej po kolanach. Płacze, gdy chce mu się spać, a potem zasypia przez prawie dwie godziny. Wstaje bardzo wcześnie i wszyscy inni też muszą się zrywać z łóżka o takich porach.
Gdy napatrzę się na to wszystko, wychodzę od niej z potwornym bólem głowy. Przez całą drogę myślę o tym, że nigdy bym tak nie umiała. Podziwiam, że czerpie radość z tej męki, i obiecuję sobie, że nigdy nie urodzę dziecka. Wracam do mojego czyściutkiego domu, w którym mogę trzymać kwiaty doniczkowe i nikt mi nie obsypie dywanu ziemią. Kładę się spać, o której chcę, i wychodzę, kiedy chcę. Czytam gazetę w ciszy i nie muszę oglądać wciąż tych samych bajek na DVD, tylko ulubiony program rozrywkowy. Czasem czuję się samotna, przytuliłabym takie małe, różowe, pachnące maleństwo, ale gdy tylko odwiedza mnie moja przyjaciółka z dzieckiem – natychmiast mi przechodzi. Chyba nie jestem stworzona do tego, by być matką.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze