Żeby dwoje chciało naraz…
ANNA PAŁASZ • dawno temuW każdym związku prędzej czy później przychodzi moment, w którym trzeba zrobić ważny krok naprzód. Niestety, kiedy oporny partner woli stać w miejscu, wleczenie go desperacko za sobą jest metodą mało skuteczną. A przecież związek, który nie idzie na przód, paradoksalnie z czasem zaczyna się cofać…
W każdym związku prędzej czy później przychodzi moment, w którym trzeba zrobić ważny krok na przód. Niestety, kiedy oporny partner woli stać w miejscu, wleczenie go desperacko za sobą jest metodą mało skuteczną. A przecież związek, który nie idzie naprzód, paradoksalnie z czasem zaczyna się cofać…
Małgorzata (26 lat, psycholog z Warszawy) jest ze swoim partnerem od ponad trzech lat. Uważa, że to dobry moment, by razem zamieszkać i zacząć planować wspólną przyszłość. Niestety, jej chłopak na jakiekolwiek wzmianki o wspólnej przyszłości reaguje jak diabeł na święconą wodę.
— Twierdzi, że traktuje mnie poważnie, ale to tylko jego słowa. On chyba nadal nie dorósł do tego związku, mógłby całe dnie grać w gry i spotykać z kumplami, i nawet by nie zauważył, że odbywa się to kosztem naszego związku. Czasami mam wrażenie, że jest ze mną z wygody, a nie dlatego, że chce założyć rodzinę. Nie jesteśmy już nastolatkami, nie ukrywam, że chciałabym mieć męża i dziecko, a on to wszystko traktuje jak fantazje rozwydrzonej małolaty. Moi rodzice póki co mu pobłażali, ale od jakiegoś czasu naciskają, żeby się określił – w końcu chodzi o przyszłość ich córki, nie chcą, żebym marnowała najlepsze lata na związek, który nie ma sensu. Nie możemy nawet o tym porozmawiać, bo on przewraca oczami i nadyma się jak dzieciak. Nie chcę z niego rezygnować, ale obawiam się, że swoją postawą on pokazuje, że rezygnuje ze mnie. Postanowiłam dać mu czas do końca roku. Jeśli do tego czasu się nie określi, będę musiała poważnie zastanowić się nad sensem trwania w tym związku. To nie jest tak, że tupię nóżką i pokazuję fochy, ja po prostu dojrzałam do bycia z kimś na stałe, a póki co to taki studencki układ – raz siedzimy u niego, raz u mnie, a przecież można by to lepiej zorganizować. Tylko trzeba chcieć.
Chciałabym, chciała
Maria (37 lat, dziennikarka z Wrocławia) ma za sobą kilka nieudanych związków. Obecny ocenia na plus, nie licząc faktu, że jej ukochany ani myśli o jego sformalizowaniu.
— Nie jestem młódką, nie zależy mi na białej sukni ani weselu, chodzi jedynie o uregulowanie pewnych kwestii, żebyśmy nie byli dla siebie obcymi ludźmi, zwłaszcza z punktu widzenia prawa. Obecnie nikt mnie nie traktuje poważnie, bo jestem tylko jego „przyjaciółką”. Chciałabym żeby był ojcem dla mojej córki, żebyśmy mogli stworzyć prawdziwą rodzinę. Mam dość bycia jego konkubiną, niezręcznych sytuacji, kiedy padają pytania: A państwo są małżeństwem? Do tej pory przeszkodą był fakt, że nie miał rozwodu, co zresztą bardzo mnie drażniło, ale kiedy go otrzymał, też nie usłyszałam żadnej deklaracji. To dość frustrujące, bo mamy swoje lata, dobrze byłoby wziąć odpowiedzialność za siebie nawzajem, za wspólną przyszłość, o ile to w ogóle jest jakaś opcja, bo w tym momencie nie mam pewności — ciągle słyszę, że to niewłaściwy moment na ślub, albo że właściwie nie jest nam potrzebny papierek, skoro dogadujemy się bez niego. Nie uznaje moich argumentów, nie widzi jak bardzo przeszkadza mi obecny stan rzeczy. Mieszkamy razem, ale to nadal tylko jego mieszkanie, ja jestem tam tylko gościem i trudno w takich warunkach stworzyć prawdziwy dom. Nie będę naciskać ani przekonywać go na siłę, chciałabym, żeby sam doszedł do pewnych wniosków, może się doczekam, może jeszcze cierpliwości mi wystarczy.
Nie ma pośpiechu
Patrycja (22 lata, studentka z Krakowa) jest dokładnie po drugiej stronie barykady – jej chłopak nalega na wspólne mieszkanie, ona z kolei wolałaby, żeby wszystko zostało „po staremu”.
— Kocham go, to nie ma nic do rzeczy. Po prostu wiem, że to za wcześnie. Wspólne mieszkanie to bardzo duży krok na przód, a taka zabawa w dom ma swoje konsekwencje. Mój chłopak uważa, że po dwóch latach powinniśmy razem zamieszkać, chciałby się mi oświadczyć i żebyśmy wzięli ślub. Dla mnie to wszystko abstrakcja, przecież dopiero co się poznaliśmy, cały czas się docieramy, poza tym mam dużą potrzebę posiadania własnej przestrzeni, skąd miałabym ją wziąć we wspólnej kawalerce? Nie sądzę, żebyśmy musieli się spieszyć, nie w tej kwestii. Przyznam, że o to kłócimy się najczęściej. On ma pewną wizję, pomysł na nasz związek, a ja wciskam hamulec i wszystko psuję. Wiem, że szanuje moje zdanie, choć niekoniecznie się z nim zgadza, i nie będzie na siłę próbował mnie ulokować w swoim mieszkaniu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze