Ona ma w oku źdźbło!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuTwój obecny mąż nie miał szczęścia – a jeszcze mniej szczęścia miał jego syn – że trafił na taką kobietę, która nie potrafi oddzielić swoich uraz od dobra dziecka. Nie twierdzę, że rodzice dla dobra dziecka powinni być bezwzględnie razem, ale z całą pewnością bezwzględnie powinni umieć współdziałać dla dobra powołanego na świat potomka. Cóż w sytuacji, gdy nie jest to możliwe, jak u Twojego męża?
Witaj, Margolu!
Mam trzydziestkę na karku, kochaną córkę, doświadczenie z poprzedniego nieudanego małżeństwa, męża i jestem w ciąży. Kocham moją obecną rodzinę, jest dla mnie największym szczęściem, jakie może się komukolwiek przytrafić. Rozwiodłam się, bo były mąż był alkoholikiem, od tamtego czasu nie interesuje się naszym dzieckiem, niedawno pozbawiłam go praw rodzicielskich.Po rozwodzie poznałam mojego obecnego męża. Dobrze nam było razem, ponieważ on także doświadczył traumy. Rozstał się z kobietą, z którą ma dziecko. Zdaniem jego rodziców związek nie miał szans, zbyt dużo różnic. Pozostało dziecko, które stało się kartą przetargową dla jego byłej kobiety. Mógł zobaczyć dziecko tylko za jej przyzwoleniem i pod jej nadzorem, jeśli na czas wpłacił alimenty, jeśli zawiózł w nocy lekarstwo lub opłacił taksówkę, którą zawoził małego na zastrzyki. Było tego więcej. Mały zawsze jechał do jego domu rodzinnego, gdzie mieszkał u rodziców wraz z mamą, bo miał zobaczyć, „jak to jest mieć dziecko”. Dziadkowie pewnie byli zadowoleni, bo mogli trochę poprzebywać z wnukiem, no i tata mógł też być bliżej niż przez przysłowiową szparę w drzwiach.
Kiedy zamieszkaliśmy razem z mężem, kontakty z jego synem także były rzadkością. Najwyżej Gwiazdka, imieniny, urodziny i inne okazje. Nie miał prawa przebywać sam na sam z synem. Początkowo mąż sam próbował zabierać małego na samodzielny spacer — bez skutku, ponoć nie miał ochoty. Próbowaliśmy niejednokrotnie zabrać małego wspólnie na spacer, skutkowało to nieodbieraniem telefonu. Dziadkowie mają kontakt z wnukiem, bo dają atrakcyjne prezenty i są z tego dodatkowe korzyści materialne. Nam niestety się nie przelewa, na utrzymaniu mamy dom, córkę i płacimy niemałe alimenty. I we wszystkim się zgadzamy, tylko ja chciałabym, żeby mąż nie musiał małego widywać tylko wtedy, gdy ma na to ochotę jego była kobieta, i nie w formie „coś za coś”. Jest mi źle, gdy mąż mówi, że nic nam nie ubędzie, jeśli zawiozę syna z jego mamą do domu, gdy ich spotkam w mieście. Czuję się jak czarownica, kiedy zabraniam mu iść na urodziny, bo jej „zepsuł się aparat i chce zrobić zdjęcia małemu”. Uważam, że to niesprawiedliwe, że tylko jeśli on wypełni jej polecenie, może zobaczyć dziecko. I dlaczego mój mąż jest przekonany, że kontakt z dzieckiem to przede wszystkim zadowolenie jego byłej kobiety…
Proszę mi pomóc.
Monika
***
Droga Moniko,
Ustalmy jedno: nie zawsze otacza nas samo dobro. Czasem trzeba umieć zważyć i wybrać między mniejszym a większym złem. Was to właśnie spotkało.
Bywają takie przedziwne „matki”, które grają dzieckiem, by osiągnąć własne cele. Można się oczywiście przeciw tej grze buntować, walczyć w sądzie, tracąc przy okazji bezpowrotnie wszelkie możliwości utrzymania kontaktu z dzieckiem, tylko kto za to zapłaci? Nie „matka”, nie ojciec – płaci za to dziecko, i to walutą kompletnie niewymienialną, energią nieodnawialną. Zapis „matki” pozostawię w cudzysłowie, bo nigdy nie zgodzę się na uznanie, że nie są to potwory i emocjonalne świnie. I scyzoryk w kieszeni składając usilnie, spróbuję jakoś przejść nad sprawą do porządku dziennego. Inaczej dawno poszłabym siedzieć.
Ano, często pozostaje robić to co on – przyjął jej warunki, bo potrafi unieść się ponad swoje uprzedzenia i negatywne emocje, żeby móc utrzymać jakikolwiek kontakt z dzieckiem. Na wyjaśnianie i czyszczenie emocji będzie czas w okresie dorastania dziecka (a dzieci głuche i ślepe nie są…) - teraz trzeba zadbać o to, by była więź. Trudne zadanie stoi przed Twoim mężem – i chwali mu się, że czuje się na siłach mu sprostać i nie rezygnuje zbyt łatwo.
Łatwo mu nie jest… Z jednej strony wredna „matka” dziecka, z drugiej urażona i nadąsana Ty. Oj, nie ma on w Tobie wsparcia, nie ma… Daje Twojej córeczce jakąś część swojego ojcostwa, a w byciu ojcem dla własnego syna ma dwie równie trudne do pokonania przeszkody. Jeśli czujesz się jak czarownica, zabraniając mu pójść na urodziny własnego syna (hm…?), to niestety zupełnie słusznie tak się czujesz. Przyznam, że kompletnie Cię nie rozumiem. Jesteś zazdrosna? O byłą żonę? O kontakt z dzieckiem? O co? Czy tak po prostu, wolisz, żeby Twoje było na wierzchu, a nie jej? Badasz, czy Ty jesteś dla niego ważniejsza, czy jego dziecko? Niebezpieczne takie badanie. Zwłaszcza że znów płaci za nie jego niczemu nie winne dziecko. Czym w takim razie różnisz się od jego byłej? Czujesz się w czymkolwiek od niej lepsza bądź mądrzejsza? Zadziwiłoby mnie to.
Niestety, Moniko, suche fakty są takie, że pewne ułomności emocjonalne tamtej kobiety trzeba wziąć pod uwagę i umieć być „ponad to”. W czymże wszak rzeczywiście Ci ubędzie, jeśli Twój mąż pomoże w czymś „matce” swojego dziecka po to, by mieć kontakt z synem? Możesz się złościć na nią, ale jemu daj trochę spokoju, niech ma w Tobie oparcie, a nie następną wiedźmę na głowie.
Słusznie uważasz, że to niesprawiedliwe, iż ona stawia takie warunki. Ale jest taka mądrość, która nakazuje zmienić to, co można zmienić, a czego nie można – zaakceptować. Polecam Ci medytacje wieczorne nad tą mądrością i nad tym, czym powinna być miłość.
I jeszcze jedno. Twój były mąż alkoholik może się kiedyś wyleczyć. Może zapragnąć kontaktu z córką. Córka też może zapragnąć kontaktu z ojcem. Co wtedy zrobisz? Czyje emocje będą dla Ciebie najważniejsze? Czyje dobro? Czyje będzie na wierzchu?
Pozostawiam Cię z tymi pytaniami na trudnej drodze do okiełznania emocji, które ranią otoczenie. Pewnie nie takiej pomocy ode mnie oczekiwałaś, ale nie umiem inaczej.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze