Egocentryczna matka terrorystka
CEGŁA • dawno temuNie mieszkam w rodzinnym domu od ponad 10 lat. Przyrodnia siostra Ela urodziła się tuż przed moją maturą. Wykorzystałam zaabsorbowanie mamy nową sytuacją, nowym mężem, i szybko poszłam własną drogą. Miał w tym swój udział jej despotyzm, który bezskutecznie próbowała na mnie trenować. Dziś stoimy przed rodzinną tragedią i ze zdumieniem widzę, że mama ponownie nie wyciąga z niczego wniosków, jest impregnowana na fakty oraz na ich związek z własną postawą, ambicyjkami.
Droga Cegło!
Nie mieszkam w rodzinnym domu od ponad 10 lat. Przyrodnia siostra Ela urodziła się tuż przed moją maturą. Wykorzystałam zaabsorbowanie mamy nową sytuacją, nowym mężem, i szybko poszłam własną drogą. Miał w tym swój udział jej despotyzm, który bezskutecznie próbowała na mnie trenować. Taka już jest – nie winiłam jej i nie byłyśmy na noże. Po prostu wystarczyło mi pary, żeby odejść. Grunt, że robię w życiu prywatnym i zawodowym to, co chcę – nie to, co narzucała ona.
Dziś stoimy przed rodzinną tragedią i ze zdumieniem widzę, że mama ponownie nie wyciąga z niczego wniosków, jest jakby impregnowana na fakty oraz na ich związek z własną postawą, ambicyjkami. Mała (tak nazywam Elunię) jest w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafiła po „sznytach”, zrobiła je sobie w szkole podczas lekcji, na oczach kolegów i wychowawczyni.
Moja siora to wiotka jasnowłosa pięknotka, wrażliwa jak jej tata – ojczym jest Szwedem, mocno już starszawym panem po by-passach i innych zdrowotnych przejściach, spokojnym, łagodnym, pełnym miłości, ale cichym, nie okazującym stanowczości, co wobec mojej mamy jest dużym błędem! Mała ma dopiero 13 lat, a ta już jej suszy od dawna głowę o kolejne dorosłe wybory: gimnazjum, liceum, studia… Skrzywione echo mojego dzieciństwa. Ela, w przeciwieństwie do mnie, jest zahukana, niesamodzielna i rozedrgana, raz nawet majaczyła do mnie, że zajdzie w ciążę i ucieknie z domu, tak się przestraszyłam, że zrobiłam jej delikatne pranie mózgu, oczywiście okazało się, że jest dziewicą i nie bardzo ma pojęcie, o czym w ogóle mówi… Ale to przecież nie załatwia problemu i nie stanowi ulgi. W jej mózgu powstał jakiś pierwszy fatalny zamysł, a to już źle. I poleciało dalej. Nie ma tu mowy o świadomych wyborach, decyzjach.
Szpital, do którego zabrali małą ze szkoły, ma dobrą renomę. Moje zaufanie jest ograniczone. Martwię się, że jednak powtarzają się u niej ataki auto-agresji, pomimo przyjmowania ton chemii. Odmawia widzeń z mamą, zgadza się tylko na swojego ojca, mnie i jedną koleżankę. Lekarze są szalenie mili i optymistyczni, cały personel, pocieszają nas, mówią, że wszystko idzie ku dobremu. Ale to już ponad miesiąc i końca nie widać.
Od ojczyma dowiedziałam się, że jeszcze w domu mała kilka razy dostała od mamy po buzi – nawet jeżeli był przy tym, to znam mamę, to musiało być tak nagłe i irracjonalne, że nie zdążył jej powstrzymać. Strasznie obie je kocha, biedak. Ja nigdy nie dałam się mamie uderzyć.
Martwię się, co będzie, jeśli mała nie będzie mogła wrócić do domu z powodu konfliktu z nią. Najlepszy szpital to przecież nie rodzina. Ucieka szkoła. Zresztą, mama też nie pali się do odwiedzin, nawet gdyby to szpital arbitralnie ich zakazał. Mam nadzieję, że to wyrzuty sumienia, ale pewności nie mam. Większość spraw Eluni pilotuję sama, ojczym ma już naprawdę słabe zdrowie. Nie bardzo wiem, jak z tym wszystkim dalej posterować, poza tym, mam też własną rodzinę, o którą jako tako muszę dbać, chociaż małżonek jest zaradny.
Zastanawiam się, czy nie wynikną jakieś zawiłości prawne na tle postawy mojej mamy. Ja byłam pełnoletnia i odchodząc z domu, działałam w pełni świadomie, nie przypominam sobie nawet swoich schiz. Ela to inna osobowość, bezradne dziecko z toksyczną mamą i schorowanym tatą. Jestem na posterunku, tylko… co ja mogę? Wyprowadzając się, czułam się w porządku, widziałam odmłodniałą mamę, promieniejącą rodzinkę z małą królewną w objęciach. Chyba pochopnie i egoistycznie wierzyłam, że mama się zmieni, doceni nową szansę na szczęście i nikogo już nie skrzywdzi. Teraz już sama nie wiem.
Marianna Szyszka
***
Droga Marianno!
Bardzo chciałabym Cię uspokoić przede wszystkim co do jednej rzeczy: hospitalizacji siostry. Jestem świadoma tego, że o „psychiatrykach” krążą ponure legendy, niemniej, kiedy ktoś, w tym wypadku młodziutka osoba, porywa się na własne życie, tego typu interwencja jest nieodzowna i nigdy nie doradzę opiekunom, by próbowali taki pobyt skracać. Lekarze znają czasowe minimum i optimum, to ich odpowiedzialność. Maksimum jest niewiadome. Wobec dziecka leczenie to za mało — zachodzi dodatkowa, zapewne wydłużająca procedurę konieczność przebadania przyczyn epizodu pod kątem sytuacji rodzinnej. A ta, jak sama wiesz, może nie jest jeszcze patologiczna, lecz daleko jej do ideału. Priorytetem tu jest wszechstronne bezpieczeństwo nieletniej, nie zaległości w nauce.
Przemoc rodzinna to skomplikowany i delikatny temat, chociaż wydaje się prosty i zasługujący na bezwzględne napiętnowanie. Aby go poruszyć i wszcząć wywiad, potrzebne jest zgłoszenie ofiary lub świadków. Domyślam się, że ani Ty ani ojczym nie doszliście jeszcze do tego etapu. Zrozumiałe, że chcielibyście ochronić zarówno Elę, jak i jej mamę. Nie sądzę, niestety, by te dążenia dało się na dłuższą metę pogodzić. Powiem więcej, nie powinno z Waszej strony takiej zgody być. Odpowiedzialność ZAWSZE leży po stronie silniejszego — dorosłego, nawet jeśli cierpi on na problemy emocjonalne. Nie będę wdawać się w licytacje, czy okazjonalne policzkowanie jest równoważne z regularnym biciem do krwi. Każda forma przemocy uderza w ludzką godność. Efekty widać jak na dłoni.
Twoja mama musi się ocknąć, dojrzeć, rozpocząć tytaniczną pracę nad sobą. Lub wiele zaryzykować, nawet utratę prawa do opieki nad córką. Nie obarczaj się tym jednak – to naturalny i nieunikniony element terapii szpitalnej Twojej siostry. Prędzej czy później proces diagnostyczny doprowadzi do właściwej konfrontacji. Już jest wyraźny sygnał w postaci blokady pomiędzy matką i córką. Nie widzę możliwości ucieczki od współterapii, rodziców czekają konsultacje, od ich otwartości zależy dalsza interwencja, na przykład ze strony opieki społecznej.
Brzmi groźnie? Strach ma wielkie oczy. Ty byłaś silna, dlatego mama nie rozumiała swoich błędów, co gorsza, powielała je w relacji z Elą. Trochę obwiniasz za to siebie, jakbyś negowała własny instynkt samozachowawczy. Niepotrzebnie. Badania pokazują, że dzieci pragnące za wszelką cenę odgrywać w domu rolę „negocjatorów” kończą traumatycznie, próbując bez efektu być w dorosłym życiu bohaterami i siłaczami aż do końca, bez względu na okoliczności. Czyli de facto – znów ofiarami. Siostra nie ma takich tendencji, woli „szokować” cierpieniem. Wydaje Ci się to w tej chwili drastyczne, ale może obrócić się na dobre. To nie była samotna próba, lecz publiczna manifestacja, wołanie o uwagę i pomoc, spontaniczny dziecięcy szantaż.
Mama z kolei potrzebuje poddanych. Nie znam historii jej małżeństwa z Twoim ojcem, nie piszesz o tym, domyślać się tylko mogę, że był, jak Ty, mniej uległy. To Wasza wspólnota genów lub poczciwy zdrowy rozsądek. Pod pozorami sielanki drugiego związku kryje się zapewne wymarzony podświadomie przez mamę układ ze słabszymi jednostkami, nad którymi można panować. Do czasu. Ten iluzoryczny świat już się roztrzaskał. Mama jest w stanie zbudować sobie nowy, zdrowszy, ale tylko z pomocą psychologa lub psychiatry. Jeśli oczywiście zechce to dostrzec i współpracować. Praca to ogromna.
Czarne scenariusze zostawmy sobie jednak na później. Może ojciec Eli, pomimo zaawansowanego wieku, zmobilizuje się do przejęcia sterów w rodzinie? Może mama, stojąc w obliczu kolejnego życiowego fiaska, zaleczy swój egocentryzm? Naturalnie, może się również tak zdarzyć, że trzeba będzie ustanowić dla Eli rodzinę zastępczą – na przykład Ciebie. Ale nie widzę akurat w tym tragedii, a już na pewno odradzam zamartwianie się na zapas. Na razie wystarczy Twój udział w naprawianiu tego, co się stało, poprzez maksymalnie szczerą współpracę z lekarzami. Pamiętaj, że ujawniając prawdę o wszelkich aspektach życia w Twojej rodzinie, nie popełniasz zdrady. Solidaryzujesz się z bezbronnymi i chronisz wartości wykraczające daleko poza cztery ściany.
Trzymam kciuki za Twoją siostrzyczkę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze