Lubię mieć lekką opaleniznę na ciele, ale nikt mnie nie zmusi do wejścia do solarium ani do wielogodzinnego "leżenia plackiem" na słońcu. Moja skóra jest fotowrażliwa i chronię ją przez skutkami promieniowania kosmetykami z bardzo wysokimi filtrami. Chciałoby się jednak mieć latem lekką brązową poświatę na ciele. Chwała temu, kto wymyślił balsamy brązujące i samoopalacze.
Mus samoopalający z serii Lierene jest przeznaczony zarówno do ciemnej jak i jasnej karnacji (ja z natury jestem raczej blada). Opakowanie to elegancka, utrzymana w złocisto-brązowej tonacji, 150 ml butelka, wyglądem przypominająca dezodoranty w sprayu. Mus ma konsystencję delikatnej, mocno perfumowanej pianki. Po wyciśnięciu na dłoń bardzo szybko się rozprasza (wiecie co mam na myśli - nie jest to zwarta i treściwa forma niczym w piankach do golenia), toteż trzeba go nakładać dość szybko.
Po wysmarowaniu ciała otrzymujemy zaskakująco dobrze nawilżoną i gładką skórę. Pozostaje tylko czekać na efekty, które według zapewnień producenta pojawiają się w godzinę po aplikacji. Używam tego musu na noc, więc efekty oceniam rano. A skoro mogę obudzić się z okrzykiem: „jest brąz!”, to znaczy, że mus działa. Po pierwszym użyciu zabarwienie nie jest nachalne, ale widoczne. Natężenie koloru, jakie chcecie osiągnąć to kwestia indywidualna. Mi wystarczy używanie musu raz na 5 dni celem podtrzymania "opalenizny".
Odcień, jaki przyjmuje moja skóra po jego użyciu przypomina kolor, jaki niektórzy osiągają po wakacjach nad morzem - złocisto brązowy. Wygląda to o dziwo, dość naturalnie. Co do smug i plam - nie nabawiłam się żadnych, ale faktem jest, że przykładam się sumiennie do nałożenia tego kosmetyku. Problematyczne miejsca (kolana, łokcie) smaruję najpierw wazeliną i problem nadmiernego zabarwienia zostaje wyeliminowany.
Jesteście pewnie ciekawe jak wygląda sprawa z typowym dla samoopalaczy smrodkiem po użyciu? W tym przypadku zapaszek jest bardzo nikły i nie drażni. Szybciej może wykończyć wasze powonienie aromat samego musu (podczas nakładania i jeszcze dość długo po). Zapach jest obłędny, choć już sama nie wiem w jakim sensie. Raz mnie zachwyca a innym razem męczy. Woń, która roztacza się podczas aplikacji przypomina mi ciężkie, duszne, gęste powietrze przesycone zapachem orientalnych kwiatów. Ten zapach postrzegam raczej jako plus tego konkretnego kosmetyku, ale nie każdemu może on przypaść do gustu. Aromat dość długo trzyma się na skórze.
Co do utrzymywania się samej opalenizny, nie jest chyba źle. Kolor blednie w sposób naturalny po około 3 - 4 dniach.
Jest to całkiem niezły kosmetyk samoopalający i choć moja ocena waha się pomiędzy 4 a 5, skłonna jestem wystawić mu wyższą notę. Polecam!
Producent | Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Samoopalacze i balsamy brązujące |
Przybliżona cena | 18.00 PLN |