Już prawie jesień, ale jeszcze zdarzają się dni, kiedy można złapać parę promyków słonecznych i podreperować opaleniznę. Oczywiście ochrona to podstawa, mimo ze słonko nie jest już tak mocne. Tuż przed niedzielnym wypadem nad morze zorientowałam się, że jedynym kosmetykiem ochronnym, który pozostał mi po sezonie, jest właśnie ta emulsja – jak zapewnia producent – równie świetna dla dorosłych, zwłaszcza o wrażliwej skórze.
Emulsja, może nie rewelacyjnie, ale spisała się. Tam, gdzie ciało było nią potraktowane, została delikatna opalenizna, bez poparzeń czy podrażnień, ale niestety moczone w morskiej wodzie łydki trochę się spiekły. Zatem między bajki można włożyć tytułowe hasła o wodoodporności kosmetyku. Jeżeli ktoś zdecyduje się użyć ten preparat na dzieciach, zwłaszcza nad wodą, musi liczyć się z wielokrotnymi powtórkami aplikacji. Ale warto, bo w myśl zapewnień producenta emulsja aż 18-krotnie przedłuża bezpieczny czas przebywania na słońcu.
Konsystencja preparatu jest dokładnie taka, jak lubię – leciutkie mleczko, rozpylone na skórę i wmasowane, wchłania się błyskawicznie, pozostawiając jedynie przyjemne nawilżenie i zero tłustości. Do tego przecudnie kremowy zapach zachęca do stosowania go jak najczęściej, nawet przez cały rok!
Niestety jest też jedna irytująca wada. Butelka mieszcząca 200 ml, a właściwie jej „spustowy” atomizer to totalna klapa. Emulsja rozpyla się grubym, silnym strumieniem a dodatkowo, z dość dużym zasięgiem, ochlapuje wszystko naokoło, w tym ubranie (jeżeli smarujemy tylko odsłonięte części ciała) i pozostawiając mocno widoczne plamy. Jakimś rozwiązaniem jest rozpylanie preparatu najpierw na dłoń, ale to się chyba w ogóle mija z ideą wyposażania butelki w atomizer.
Poza tym produkt jest wart polecenia.
Producent | Bielenda |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Kremy, balsamy, olejki ochronne (z filtrami UV) |
Przybliżona cena | 13.00 PLN |