O krowie, która dużo, a mało, czyli mężczyzna zachwycony
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuNajogólniej rzecz biorąc, moi szalenie wykształceni koledzy, którzy pod każdym względem są dla mnie wzorem, których pułapy intelektu sięgają tak wysoko, że trudno mi znaleźć sobie nowych kolegów i nawet jeżeli znajduje się jakiś nowy kolega, którym chwilowo się zachwycę, to wkrótce okazuje się, że on im do pięt nie sięga, więc – kontynuujmy, moi szalenie wykształceni koledzy w towarzystwie podejmują rozmowę wyłącznie o dupie marynie.
Jest taki jeden bibliofil, z nazwiska nie wymienię, bo się obrazi, nazwijmy go Cherubinem. Zbieracz. Rzekłabym nawet, trawestując jednego takiego z Miłości na Krymie Mrożka – on nie czyta, on tylko zbiera. Cherubin zbiory ma imponujące i ponoć nawet nie zakurzone (dba i wyciera). Nie czyta, jako się rzekło, a nawet nikomu innemu czytać nie pozwala, toteż jego niesłychany księgozbiór leży na półeczkach, w stanie wstydliwie dziewiczym, karnie i równiutko. Zadziwiającą rzeczą jest, a i w towarzystwie niejednokrotnie poruszaną, jakim to boskim cudem Cherubin jest w stanie wysłowić się po polsku nie tknąwszy literatury, mimo że mu ona leży na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że najpewniej wystarcza mu “Wyborcza”, chociaż mi parę osób z ręką na sercu przysięgało, że Cherubina nigdy nikt nie znalazł nawet przy gazecie. Jednakowoż Cherubin mówi całkiem poprawnie, szczególnie gdy się na kogoś obrazi. Zaczyna zwykle od “idźże ty, ty…”, niemniej potem jego mowa staje się zdecydowanie bardziej potoczysta, zapewniam Państwa.
Żeby nie było, że ja tak o miłym koledze, to teraz o innych kolegach, a na końcu o sobie, toteż, Cherubin – jeżeli czytasz ten tekst, przejdź do przedostatniego akapitu, tam będziesz pomszczony. Ha, ha, ha, Cherubin, przecież ty nie czytasz.
Najogólniej rzecz biorąc, moi szalenie wykształceni koledzy, którzy pod każdym względem (ewentualnie poza ilością wlewanych w siebie na imprezach napojów wyskokowych) są dla mnie wzorem, których pułapy intelektu sięgają tak wysoko, że trudno mi znaleźć sobie nowych kolegów i nawet jeżeli znajduje się jakiś nowy kolega, którym chwilowo się zachwycę, to wkrótce okazuje się, że on im do pięt nie sięga, więc – kontynuujmy, moi szalenie wykształceni koledzy w towarzystwie podejmują rozmowę wyłącznie o dupie marynie. Jeżeli siedzi z nimi poeta Ś., są jeszcze w stanie zrobić na obcych jakie takie wrażenie, z racji rozpoznawalności poety Ś., jednak bez niego – katastrofa. O, sekrecie nasz nieprzenikniony, gdyby ich kto zobaczył, na pierwszy rzut oka zachowują się jak plebejusze, i tylko garstka wtajemniczonych wie, na jakie wyżyny wspięła się ta elita.
Tymczasem w towarzystwie Cherubina, który posiłkując się lokalnym dziennikiem wyraża się całkiem literacko, co raz to widzę nowe osoby, osobliwie młode panny, które – jak to bywa w naszym śmiesznym małym miastku – chcą w męskim gronie oszlifować nieco intelekt, bez szkody na ciele (chociaż kto je tam wie). Nasi chłopcy zieją nienawiścią i płoną rozpaczą, a to przecież wystarczy czasem stworzyć pozór, rozbudzić w pannie miłość – stopniowo – najpierw do literatury popularnej, po jakimś czasie do pięknej, aż wreszcie – do siebie. Rzucać jej przy okazji cytatami, byle nie z Ulissesa, bo się nie zorientuje w temacie, a tłumaczyć skąd cytat to jeszcze gorzej niż z tłumaczeniem dowcipu.
Ostatnio zdarzyło mi się przypadkiem usiąść przy stoliku z jednym kolegą, z którym dotąd mówiliśmy sobie najwyżej dzień dobry. Kolega najwyraźniej poczuł dobry biorytm i nuże obciążać mnie wywodami, z których na pierwszy rzut oka i niezbicie wynikało, że czyta gazety, a poza tym jest artystą. Gdyby na ten przykład rozpoczął rozmowę od pogody, a skończył na hodowli rybek akwariowych, zdał by mi się o wiele bardziej interesującym człowiekiem, a któregoś dnia może nawet z przyjemnością odkryłabym, że jest inteligentny. Kolega jednakowoż najwyraźniej poczuł przymus zaznaczenia tego na wstępie, wbrew przysłowiu (które może dlatego niezauważane, że plebejskie), że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje.
Uciekłam. No bo co? Ja jestem tylko kobietą. Co ja będę nadużywać konwersacji na tematy literatury i sztuki i tak dalej, w których przecież łatwo się pogubić, bo te tytuły takie tajemnicze i nazwiska się trudno wymawia.
A przy okazji pozazdrościłam tym młodym pannicom, co w towarzystwie Cherubina siadują, wypracowanej umiejętności wzbudzania zachwytu u mężczyzny. Wielkie zdziwione światem oczy, półotwarte usta, mina świadcząca niezbicie o tym, że umysł chłonie myśl Mistrza. To ja pójdę poćwiczyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze