Bici biją
JUSTYNA POBIEDZIŃSKA • dawno temuJeden po drugim posłowie z rozrzewnieniem opowiadają o swoim ojcu, co miał twardą rękę, a jednak umiał syna na ludzi wychować. A z gazet i telewizji wciąż dowiadujemy się, że znów jakieś dziecko zmarło na skutek licznych obrażeń, rozległych krwiaków, urazów czaszki... A posłowie dalej swoje: klaps to najlepsza metoda wychowawcza. I basta.
Scena pierwsza: McDonald w centrum miasta. Niesforny – na oko – trzylatek zamiast zająć się posiłkiem, uparcie zjeżdża z innymi dziećmi z wielkiej plastikowej zjeżdżalni. W końcu rozwścieczona mama bez słowa ciągnie go za rękę, jakby chciała ją wyrwać ze stawu, i bije w pupę trzy razy. Mocno, bardzo mocno. Aż mnie trzęsie. Kara wydaje mi się nieadekwatna do przewinienia. Najwyraźniej mały czuje się upokorzony – nie dość, że dostał lanie, to jeszcze przy innych dzieciach. Bez żadnego ostrzeżenia. Płacze rozpaczliwie. Kobieta (ubrana modnie, dobrze obcięte włosy, perfekcyjny makijaż, lat mniej więcej trzydzieści – piszę o tym, żeby nie było, że to jakaś patologia) wcześniej nie poświęciła zbyt wiele czasu na przywołanie dziecka do porządku. Zawołała raz, drugi, potem nagle zerwała się z krzesła i po prostu zlała swojego syna boleśnie.
Scena druga: wychudzona nastolatka pod wiejskim sklepem. Nie wie, że ją obserwuję. W wózku niemowlę mniej więcej roczne. Dziewczyna szarpie wózkiem tak, że maluch prawie wypada na chodnik. Domyślam się, że chce, żeby dziecko zasnęło. Jest w wyrazie jej twarzy coś, co napawa mnie niepokojem. Czekam na dalszy rozwój wypadków. Dziecko nie chce spać. Siada. „Leż, kur..!” – matka pcha malucha tak mocno, że ten prawie odbija się od wózka. Nawet nie płacze, patrzy tylko na nią szeroko otwartymi oczami. Musi być przerażony. Sytuacja raz jeszcze się powtarza. Za trzecim razem dziecku wystarcza magiczne słowo na „k”. Już nie próbuje siadać. Leży cichutko skulone.
W obu przypadkach chciałam zainterweniować. Ale nie zrobiłam nic. Co mogłabym zrobić, powiedzieć? Założę się, że co najwyżej sprawa skończyłaby się wyzwiskami pod moim adresem. Nie moje dziecko, więc wara. W drugim przypadku zachowanie dziewczyny uruchomiło moją wyobraźnię: dałabym sobie uciąć rękę, że scena pod sklepem była niczym w porównaniu z tym, czego to dziecko doświadcza w czterech ścianach swojego domu. Skoro nie reaguje już płaczem, jak głęboki musi być jego lęk? Czy nie tak zaczynają się wszystkie tragedie Kubusiów, Oskarów, Agatek i innych dzieci, które w wyniku doświadczanej przemocy straciły zdrowie lub życie?
Gdybyśmy mieszkali w Szwecji, moglibyśmy zadzwonić po policję i powiedzieć, że matka szarpie dzieckiem, w związku z czym podejrzewamy, że je katuje. W Szwecji w roku 1979 po raz pierwszy na świecie zakazano prawnie stosowania przemocy wobec dzieci. Szwedzkie prawo miało na celu szybką identyfikację dzieci zagrożonych złym traktowaniem, zmianę społecznego podejścia do siłowych metod wychowawczych i szybką pomoc dla rodzin z problemem agresji. Badania przeprowadzone przez naukowców dwadzieścia lat później wykazały, że znacznie spadło tam społeczne poparcie dla stosowania kar cielesnych, przypadki dzieci zagrożonych złym traktowaniem są rozpoznawane coraz szybciej, a odsetek śmierci dzieci na skutek maltretowania jest znikomy. Mówiąc krótko: wszystkie cele, którym służyło wprowadzenie zakazu użycia kar cielesnych w Szwecji, zostały osiągnięte.
Tymczasem w naszym kraju toczą się dyskusje. Jeden i drugi poseł oburzają się, że jak to – jeśli wprowadzimy taką ustawę u nas, to on już dziecku nie będzie mógł przywalić w tyłek, jak będzie rodzynki z ciasta wydłubywało? Jeden z drugim z rozrzewnieniem opowiadają o swoim ojcu, co miał twardą rękę, a jednak umiał syna na ludzi wychować. A z gazet i telewizji wciąż dowiadujemy się, że znów jakieś dziecko zmarło na skutek licznych obrażeń, rozległych krwiaków, urazów czaszki… A posłowie dalej swoje: klaps to najlepsza metoda wychowawcza. I basta.
Nieprawda.
Bicie dziecka może doprowadzać nie tylko do urazów fizycznych, ale i psychicznych. Niszczy jego ufność i burzy poczucie własnej wartości. Dziecko często bite uczy się stosowania przemocy i utwierdza się w przekonaniu, że silniejszy ma zawsze rację. Bijąc dziecko za złe zachowanie, opiekun traci ważną szansę nauczenia go właściwego sposobu postępowania. Dziecko bite zwykle zachowuje się dobrze tylko w obecności stosującego przemoc dorosłego.
Statystyki są zatrważające: 80% naszego społeczeństwa uważa, że można bić dzieci. Zwolennicy tej metody wychowawczej uczą swoich podopiecznych, że nie wolno bić słabszych czy dręczyć zwierząt, a jednocześnie sami biją słabszych. Przecież oni też byli bici i wyrośli na porządnych ludzi – bici biją. 80% Polaków nie chce ustawy o zapobieganiu przemocy wobec dzieci, bo boją się postawienia przed sądem za klapsa, gdy tymczasem przecież nie o klapsy chodzi, ale o zapobieganie fizycznemu znęcaniu się nad tymi, którzy nie potrafią się bronić sami…
Często przeciwnicy regulacji prawnych w tej kwestii zadają pytanie: jak nie bicie, to co? Bezstresowe wychowanie? A przecież między jednym a drugim jest wiele możliwości – unikanie bicia nie generuje konieczności wychowywania bez ograniczeń.Mam nadzieję, że mimo wszystko kiedyś pójdziemy śladem Szwedów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze