To ich moralny obowiązek?
ZOSIA BOGUCKA • dawno temuCzy rodzice powinni zapewnić wszystkie potrzeby dziecka? Czy dorosłe już dzieci muszą opiekować się swoimi rodzicami? Zdania są podzielone. To, co dla jednych jest wyrazem miłości i oddania, dla drugich jest frajerstwem i niewychowawczą metodą.
Patryk (24 lata, mechanik samochodowy z Ełku):
— Moi rodzice rozstali się, kiedy osiągnąłem pełnoletniość. To było nawet zabawne, bo w pewnym sensie ich rozwód dostałem na osiemnastkę. Niemal tego samego dnia, kiedy wypadały moje urodziny, ojciec odszedł do swej wieloletniej, jak się okazało, kochanki, a moja mama wyprowadziła się do przyjaciółki, by za chwilę wyjechać za granicę.
Kiedy otrząsnąłem się z szoku – bo nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, wydawało mi się, że będzie fajnie – mam mieszkanie, rodzice mnie będą wspierać, skończę szkołę i jakoś to będzie. Tymczasem nie minął miesiąc, jak matka kazała swojemu bratu zabrać z mieszkania jej meble – nie chciała, by jej krwawica została w mieszkaniu ojca. I tak to segment z dużego pokoju, łóżko z sypialni i stół z kuchni, poskręcane, do dziś leżą w piwnicy. Nie pomyślała, że ja zostałem niemal w pustych czterech ścianach. Ja z kolei nie zwierzałem jej się, bo nie utrzymujemy zbyt intensywnych kontaktów. Ona ułożyła sobie życie na wyspach, a ja jestem jej potrzebny, kiedy musi coś załatwić w Polsce, dzwoni też do mnie trzy razy do roku, to jest na święta i moje urodziny. Wtedy jest bardzo wylewna, i płacząc w słuchawkę, próbuje ukoić poczucie winy.
Na pomoc ojca, jak się okazało, także nie mogłem liczyć. Nędzne alimenty – 300 zł — urwały mi się zaraz po szkole. Choć jako dyrektor zarabia kupę kasy, a jego nowa, przedsiębiorcza dziewczyna ma co miesiąc dwa razy tyle, muszę mu płacić czynsz za wynajem mieszkania. Poszedłem do pracy, zarabiam 1500 zł, a staremu oddaję jedną trzecią. Co on sobie za to kupi? Może nową koszulę. Nie miałbym szans na utrzymanie się, gdybym nie wynajmował jednego pokoju studentom. Teraz trafiła mi się sensowna para, więc mogę sobie coś tam nawet odłożyć.
Mój ojciec śpi na forsie, ma piękny dom, rasowy samochód, rozbija się po świecie, ale wciąż mu mało. Zaproponował, żebym za połowę kwoty odkupił mieszkanie. Nie może mi go dać czy przepisać ot tak, bo za uzyskaną z chaty gotówkę chce sobie kupić motor. No i byłoby to niewychowawcze, wiadomo. Najchętniej nie wziąłbym od niego nic, tak samo, jak nie biorę od matki. Nie uważam, że cokolwiek mi się należy i że starzy muszą mi pomagać. Ale jest mi ciężko, tak technicznie, ale i wtedy, kiedy uświadamiam sobie, że dla własnych rodziców nic nie znaczę. Tak po ludzku mi źle, że nie interesuję ich, jak i czy w ogóle sobie radzę, czy mam co jeść. Mieszkam w obskurnym mieszkaniu, a oni pławią się w luksusach. Ktoś powie, że jestem roszczeniowy. Nie chcę nic od nikogo, ale nawet nie ta bieda, a samotność i odrzucenie cholernie boli.
Beata (44 lata, pielęgniarka z Lublina):
— Szybko wyszłam za mąż i urodziłam córkę, równie szybko się rozwiodłam. Można powiedzieć, że wychowywałam ją sama. Nie było mi lekko, wiadomo. Wprawdzie dostawałam od byłego męża alimenty, ale to była groszowa sprawa. Wystarczało naprawdę na niewiele.
Agata zawsze była ciekawa świata, otwarta, wesoła i energiczna. Interesowało ją tak wiele rzeczy! Miała swoje plany, wizje, a co za tym idzie – potrzeby. Chętnie się uczyła, więc musiałam organizować dodatkowe fundusze na książki, zajęcia, potem kursy przygotowawcze. Ponieważ nie mogłam dorobić inaczej, imałam się różnych zajęć: sprzątałam, opiekowałam się starszymi ludźmi, coś tam szyłam. Tak, wiem, zaharowywałam się dla niej, ale na własne życzenie. Czy ona to widziała? Nie chciałam tego – nie jęczałam, nie pokazywałam, że mi ciężko, by nie mieszać jej w sprawy dorosłych. Jak każda matka marzyłam, żeby była szczęśliwa tak, jak inne dziewczynki, by niczego jej nie brakowało, by nie niosła mojego krzyża. Oczywiście wiem, że beztroska mojego dziecka to po części moja wina, bo nie umiałam jej powiedzieć: Niestety dziecko, nie mam na to pieniędzy, nie stać mnie. Nie robiłam tego, bo żal mi jej było już na samą myśl, że mogłabym tak zrobić. To nie jej wina, że wychowuje się bez ojca, a jej matka jest biedna. No i miała taki ogromny potencjał i pasję życia — nie chciałam tego zmarnować, to byłby grzech i zaniedbanie.
Agatka poszła na studia, a ja pracowałam jeszcze więcej, niestety skończyło się i tak na kredycie. Nie dałabym rady inaczej jej pomóc. Poziom życia moja córka uznała i tak za mało satysfakcjonujący, bo już po pierwszym roku zaczęła pracować i studiować zaocznie. Była przedstawicielem handlowym. Początkowo zarabiała niewiele, ale że jest operatywna i zdeterminowana, to szła niczym burza, szybko pnąc się po szczeblach kariery. Niedawno skończyła studia, zarabia ogromne, jak dla mnie, pieniądze. Ma mieszkanie, samochód, drogie ubrania. Nie ma rodziny, wiedzie za to światowe życie – o mnie raczej nie pamięta. Nie interesuje jej, czy mam co jeść, czy w ogóle spłaciłam kredyt za szkołę, czy choruję. Jej się żyje pięknie, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. Nie żałuję jej ani nie wymagam, żeby mnie niańczyła, dawała mi pieniądze. To nie tak. Wystarcza mi na skromne jedzenie i bieżące opłaty. Nie choruję, nie prowadzę życia towarzyskiego, to puste konto tak strasznie mi nie doskwiera. Tylko jest mi bardzo przykro, że wychowałam sobka, który poza czubkiem swojego nosa nic i nikogo nie widzi. Nie tego ją uczyłam. Nie tylko kładłam do głowy zasady, ale przekładałam je na życie – odejmowałam sobie od ust, byle ona miała. Fakt, może jednak trochę traktowałam ją jako inwestycję – że teraz ja jej, a potem… No ale tak naprawdę jesteśmy tylko we dwie!
Kiedy moja siostra powiedziała Agacie, że to nieprzyzwoite, że ona zarabia grube tysiące, na buty wydaje tyle, ile jej matka ma na miesiąc życia, i nie boli jej, że ja tak nędznie żyję. Moja córka wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się i powiedziała: Moralny obowiązek? Jakaś ty ciociu zabawnie niedzisiejsza.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze