Cugle w garść!
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuW wymyślaniu samousprawiedliwień można szybko stać się mistrzem świata, ale nie tędy przecież droga. Czyż nie mam racji? Niestety, żaden psycholog nie udzieli Ci rad, które będziesz mogła zastosować w życiu, jeśli nie postanowisz ich zastosować i konsekwentnie nie zrealizujesz tego postanowienia.
Szanowna Pani,
Chciałabym się dowiedzieć, jak powinnam pracować nad sobą. Zainspirowała mnie historia Ali i komentarze jej dotyczące w portalu Kafeteria. Już wcześniej zauważyłam u siebie tendencje do pasożytowania na innych, tak jak, być może, pasożytuje chłopak Ali.
Ja akurat mam (od ponad czterech lat) świetnego chłopaka. Jest bardzo porządnym człowiekiem. Ze wszystkich obowiązków wywiązuje się w terminie, jest odpowiedzialny. Skończył studia i ma dobrą pracę. Mieszkamy osobno: On ze swoją rodziną, ja ze swoją. Ja natomiast już przedłużałam termin oddania pracy magisterskiej (odpłatnie) i muszę się wreszcie obronić. Uda mi się. Ale co potem? Mam, zwłaszcza jak na swój wiek, bardzo niewielkie doświadczenie zawodowe (tylko cztery razy praktyki, nieprzedłużone). Zawsze podczas praktyk widziałam tylko, że jestem gorsza od innych. Zostawałam po godzinach, żeby zdążyć z pracą, a potem byłam zbyt zmęczona, pracowałam jeszcze wolniej i było tylko gorzej. A może był inny powód?
Po przedostatniej praktyce wyciągnęłam chyba zły wniosek: poszłam na studia licencjackie na kierunku bliższym mojemu profilowi z liceum niż te studia, które usiłuję skończyć. Ostatnią praktykę rozpoczęłam (to było rok temu!), bo – ku swemu ogromnemu zdziwieniu – przeszłam wieloetapową rekrutację i nie chciałam stracić szansy. Sama zrezygnowałam po dwóch miesiącach, gdy dowiedziałam się, że powinnam się jeszcze znacznie zmienić, żeby dostać tam stałą pracę, a było mi wstyd, że muszę przedłużać studia, że praca magisterska w proszku i na temat jednak zbyt trudny, by jednocześnie tam pracować i ją pisać. Potem na jakiś czas się załamałam i musiałam przedłużyć termin złożenia pracy magisterskiej o kolejny semestr.
Poza czytaniem, niestety nie zawsze tylko do pracy magisterskiej, na początku w ogóle nie mogłam się skupić, a poza pisaniem pracy staram się pomagać Mamie, która nie pracuje. Co gorsza, widzę, że jestem do niej podobna właśnie w tej kwestii, że jestem niezbyt zaradna, biorę coś na siebie, bo niby trzeba, a potem się okazuje, że sobie nie radzę i narzekam, zakłócając innym spokój i nie kończy się to dobrze. Widzę te wady, ale wciąż chyba nie udaje mi się wziąć w garść i poprawić. Może dlatego, że Tata jest właśnie bardzo zaradny i nie tylko mam co jeść i gdzie spać, ale póki On się ma dobrze, to jest wygodnie. Co zrobić, aby wziąć się za siebie, zanim przyjdą problemy ze sprawami ważnymi nie tylko dla mnie i nie będzie u kogo szukać pomocy?
Wzięłam na tych studiach licencjackich urlop dziekański i na razie zamierzam je wznowić, ale chciałabym też szukać jeszcze w czasie tych drugich studiów pracy, którą potrafiłabym dobrze wykonywać. Jak się do tego przygotować?Chyba jestem trochę narwana. Dopiero około 10 miesięcy temu tak pomyślałam. Najpierw było mi wstyd, że tak się wpakowałam. Dziwiłam się, że chłopak mnie nie rzucił. Pierwszy raz uczestniczyłam w rekolekcjach bożonarodzeniowych w parafii, choć wtedy z kolei zrozumiałam, że już nie mam szans być porządną katoliczką (z kilku powodów), więc wielkanocne już pominęłam. Zwykle chodzę na mszę w niedzielę, ale nie udzielam się inaczej w Kościele.
Powinnam chyba poszukać kogoś, kto mógłby mi pomóc zrozumieć, ile powinnam od siebie wymagać, żeby być dobrym pracownikiem i dobrą córką. Może mam szansę być dobrym materiałem na żonę (mój chłopak tego nie kwestionuje, ale wyraźnie mi powiedział, że z decyzją o ślubie należy poczekać, aż ja też ułożę sobie życie – trudno się dziwić!). Nie upieram się, by przystosować się kiedyś do roli matki, ale może chociaż obowiązki wobec obecnych członków rodziny i jakiegoś pracodawcy udałoby mi się wypełniać dobrze? Jak to osiągnąć?
Na razie planuję sobie dzień, np. ile pracy magisterskiej mam napisać, a potem źle się czuję i idzie mi wolniej, niż sądziłam. Wtedy myślę źle nie tylko o sobie, ale i o mojej Mamie, że zdecydowała się na dzieci, a przecież jej siostra jest podobno nie całkiem zrównoważona, a ona też nie była nigdy zbyt zaradna i raczej polegała na Tacie. Mam wrażenie, że Mama wymaga o wiele więcej od Taty niż od siebie! Mój młodszy brat (student) jest bardziej zaradny i lubiany niż ja, nie chcę być dla niego ciężarem! Mam też do siebie pretensje, że tak późno zobaczyłam, jaka jestem, że zbyt często polegałam na niezbyt krytycznej opinii rodziców. A miałam już sygnały wcześniej od dalszych znajomych, że powinnam zwrócić baczniejszą uwagę na niektóre sprawy, popracować nad sobą! Dopiero od kilku lat wsłuchuję się we wszystkie głosy krytyczne, jakie do mnie docierają, i staram się nie tracić czasu. Powinnam była bardziej nad sobą pracować o wiele wcześniej: w szkole podstawowej i średniej. Chyba jedyne, co dotąd mi się udało z umiejętności praktycznych, to nauczenie się wykonywania obowiązków gospodyni domowej na tyle, by przy niezbyt wymagających domownikach udało się robić jeszcze coś poza tym.
Mama nie narzeka, bo czasem ciasto upiekę, ugotuję prostszy obiad lub inaczej jej pomogę. Tata ma nadzieję, że jak się obronię, to już wszystko pójdzie dobrze. Ale ja mam wątpliwości. Moi znajomi dorobili się w moim wieku już bardziej dojrzałych umiejętności, a większość także ma staż w swoim zawodzie. Dobrze się organizują i osiągają sukcesy. Czy mogę się jeszcze zmienić?
Czy pomoc specjalisty wystarczy? Czy mogłaby mi Pani kogoś polecić? Korzystałam raz z pomocy psychologa, doradcy zawodowego i nie udało mi się zastosować jej rad w praktyce. Chyba potrzebuję komuś opowiedzieć o sobie i szukam porady dotyczącej bardziej moich nawyków niż wrodzonych talentów. Powinnam nad sobą pracować, ale może niepotrzebnie tylko sama siebie analizuję, zamiast skorzystać z porady specjalisty? Wierzę, że mogę stać się bardziej odpowiedzialna, że mogę poznać lepiej swoje możliwości i nauczyć się rozpoznawać np., ile obowiązków mogę na siebie wziąć bez ryzyka, że znów coś zaniedbam. Jak znaleźć pracę i ją utrzymać? Jak odpoczywać? Czy mój brat musi być skazany na taką starszą (o zgrozo!) siostrę? Jak długo może trwać terapia? Ile może kosztować? Wolałabym wiedzieć wcześniej, na co się decyduję.
Łączę wyrazy szacunku. Proszę o dyskrecję.
ZZ
***
Droga ZZ,
Ustalmy jedno: nikt nam łatwiej nie popuści lejców niż my sami. Smutna to prawda i co gorsza, nie ma innego wyjścia w wypadku takich kłopotów, niż zebrać się samemu do kupy. Część Twojego listu wygląda, jakbym jeszcze niedawno pisała go ja – i jestem najlepszym dowodem, że przy odrobinie wytrwałości, a przede wszystkim uświadomieniu sobie, że nikt nigdy nie pomoże Ci uporać się z własnym lenistwem, jeżeli sama nie poweźmiesz tego postanowienia – można jeszcze wyjść na ludzi. Spoglądając na Twoją sprawę z boku, a znając ją od środka, napiszę tak: żaden terapeuta Cię nie zmieni, jeśli wewnątrz Ciebie nie będzie tkwiło przekonanie, że chcesz i potrafisz. To raz. Dwa: nikt za ciebie nie oceni, czy ilość obowiązków, jaką bierzesz na siebie, jest zbyt mała, czy zbyt duża. Sama wiesz najlepiej, na co Cię stać, i wierz mi, można bardzo dużo zrobić, jeśli w czasie, w którym się narzeka na zabieganie, po prostu wykonuje się zamierzoną pracę. Człowiek z natury jest leniwy (mówcie, co chcecie) i od starożytności odnajduje masochistyczną przyjemność w ćwiczeniu charakteru i cnót, także poprzez pracę.
I na sam początek trzeba skończyć z szukaniem problemu w otoczeniu. To nie Twoja mama zawaliła, decydując się na dzieci, tylko Ty zawalasz, pobłażając sobie ze świadomością, że nie wykorzystujesz wszystkich swoich sił i umiejętności. Masz do mamy żal, że opiera się na Tacie, a Ty niby co robisz? Szukasz oparcia w psychologu, który niewiele Ci pomoże, jeśli sama nie powiesz sobie: „Od jutra, choćby mnie łamało w kościach na śnieg z deszczem i choćby mi się chciało spać na potęgę i choćby mnie bolał ząb mądrości, piszę trzy strony dziennie”. I sama od siebie wymagaj!
Oczywiście dużą sztuką jest tak ustawić cele, żeby nie przedobrzyć (jak sobie zakładasz sześć stron dziennie, to już może być za dużo, zacznij od trzech – mam w tym interes, o czym poniżej). Też mam taki odruch, że często biorę coś na siebie, czując wielką siłę, a potem popuszczam sobie cugli, bo trzeba na przykład czasem pospać. Niedobry odruch i należy go zwalczać. Niedobrym odruchem jest też odpychać od siebie prace konieczne do wykonania, od odkurzania po naukę. Na jakimkolwiek stanowisku pracy będziesz pełniła obowiązki, samopoczucie nie będzie interesowało Twojego pracodawcy. Już dziś lepiej się wdrożyć do ulegania określonej konieczności.
Nie wiem, ile masz lat, ale z pewnością jesteś ode mnie sporo młodsza, więc może optymizmem natchnie Cię fakt, że zmienić się można w każdym wieku. Może mniej radosna jest perspektywa, że można to uczynić jedynie wytężoną pracą nad charakterem i zwalczaniem własnych słabości. Ale to możliwe (a nawet konieczne).
Proponuję Ci zatem układ. Dopiero kiedy to się zupełnie nie uda, możemy porozmawiać o terapeucie. Na razie proponuję Ci, abyś samodzielnie przełamała się i pisała trzy strony pracy magisterskiej dziennie. Przyślij je do mnie. Codziennie. Nie będę czytała, natomiast – i tu ujawnia się moja perfidia – ja Ci codziennie odeślę swoje trzy strony. Na stare lata zachciało mi się studiów i nie mogę się zebrać do ich zakończenia… Brak mi wewnętrznej mobilizacji. Wchodzisz w to? Trzy strony dziennie. Z przerwą na jeden dzień w tygodniu. Współzawodnictwo podobno mobilizuje, więc liczę na nasze wzajemne wsparcie.
To jak będzie, droga ZZ?
Pełna nadziei Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze