Ślub w zaawansowanej ciąży
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuNiegdyś kobieta w ciąży przed ołtarzem kojarzyła się z wpadką i małżeństwem z przymusu. W czasach, kiedy wiele par latami żyje na kocią łapę, zmienia się też podejście do samej instytucji ślubu. Dziś często dopiero dziecko, które ma się urodzić, staje się motywacją do zalegalizowania związku. A panna młoda w zaawansowanej ciąży mało kogo gorszy.
Joanna (30 lat, z Lublina):
— Maćka poznałam pod koniec studiów. Byłam wtedy w związku z innym mężczyzną. Planowaliśmy ślub, ale zakochałam się w Maćku. Była między nami chemia trudna do pohamowania. Mój były chłopak załamał się, kiedy mu powiedziałam, że w moim życiu pojawiał się ktoś inny. Mieliśmy przecież plany na resztę życia. Stało się, czasu nie dało się cofnąć.
Z Maćkiem zamieszkaliśmy po czterech miesiącach spotykania się. Pasujemy do siebie, kochamy się. Pokłóciliśmy się może dwa razy w czasie naszego wspólnego życia. Dwa lata temu kupiliśmy mieszkanie. Wtedy chyba pierwszy raz pomyślałam o tym, że może czas się pobrać. Ale oboje zaczynaliśmy pracę, prowadziliśmy dość rozrywkowe życie. Trudno nam było jeszcze w to wszystko zmieścić planowanie i organizowanie wesela. Pieniądze woleliśmy przeznaczyć na podróże, niż przyjęcie. Ani moi, ani Maćka rodzice nie naciskali. Co też nas nie mobilizowało.
Nie planowaliśmy dziecka, chociaż zbliżaliśmy się do 30. Nie brałam jednak pigułek, bo moja mama zawsze miała problemy z hormonami, wiem, że współczesna antykoncepcja jest bezpieczna, ale mój lęk był większy, niż zdrowy rozsądek. Kiedy jednak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam bardzo szczęśliwa. Przez chwilę zastanawiałam się, jak na to zareaguje Maciek. Mówiliśmy, że może zdecydujemy się na dziecko za jakieś dwa lata, kiedy ustabilizuje nam się sytuacja zawodowa, zmienimy mieszkanie na większe. Kiedy powiedziałam, że będzie nas więcej, najpierw zażartował, czy przygarnęłam psa. Potem zobaczyłam jego szeroki uśmiech na twarzy. Przytulił mnie do siebie. Wiedziałam, że wszystko będzie dobrze.
Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać nad ślubem, żeby dziecko miało rodzinę, nie musiało zadawać pytań, a dlaczego tata nie jest mężem mamy, żeby wszystko, co zbudujemy, było nasze wspólne i nie było problemów z dziedziczeniem. Po co takie komplikacje. Kochamy się i chcemy być razem. Nasze rodziny były szczęśliwe. Chcieliśmy poczekać ze ślubem, aż się urodzi dziecko, ale moja mama przekonała nas, że skoro się już zdecydowaliśmy, to może nich dziecko urodzi się już w rodzinie.
Do ślubu szłam w 5 miesiącu ciąży. Na początku krępowałam się, np. kupując sukienkę, ale okazało się, że sprzedawczyni była świetnie zorientowana. Doradziła mi model, w którym brzuszka prawie nie było widać, a suknia była dobra nawet, kiedy brzuch nieco urósł. Mówiła, że wiele kobiet nie tylko nie ukrywa ciąży podczas ślubu, że nawet podkreśla swoje krągłości. Bo dziecko to przecież radość. Braliśmy ślub w mojej parafii. Znajomy ksiądz udawał, że nie widzi, że nie jestem dziewicą. Na weselu poza atakiem senności, czułam się dobrze. Nawet się wytańczyłam, chociaż widziałam, że wszyscy pilnują, żeby nic mi się nie stało. Dzisiaj jednak nie dałabym się namówić na ślub przed urodzeniem dziecka, ze względu na maluszka, przygotowania i sama ceremonia to jednak duży wysiłek. Pawełek ma dzisiaj 2 latka i kiedy oglądamy zdjęcia ze ślubu, śmiejemy się, że on też był z nami.
Anna (41 lat, sekretarka z Poznania):
— Jestem katoliczką, ale Kościół w moim życiu nie odgrywa wielkiej roli. Nie mam potrzeby modlić się i klęczeć przed ołtarzem. Jak większość ludzi w tym kraju, większe znaczenie ma dla mnie tradycja: rodzinne święta, śluby czy chrzty. Z Karolem jesteśmy razem od 8 lat. Trzy lata temu postanowiliśmy, że będziemy mieli dziecko. Przestałam brać pigułki. Ale ponad rok nie zachodziłam w ciążę, myślałam nawet, że nie obędzie się bez badań płodności. I nagle jest. Cieszyliśmy się jak dzieci. I wtedy powiedzieliśmy sobie, no dobra, to pobierzmy się.
Dlaczego wcześniej o tym nie pomyśleliśmy? Nie czuliśmy takiej potrzeby. Mieliśmy wspólne mieszkanie, samochód, a nawet konto. Nie jesteśmy przeciwnikami małżeństwa, ale nasze życie było już poukładane, stabilne i bezpieczne bez formalnego zarejestrowania. Dopiero, kiedy pojawiło się dziecko, stwierdziliśmy, że weźmiemy ślub, to miało być takie dopełnienie naszego życia. I tu zaczęły się schody.
Powiedziałam księdzu, że jestem w ciąży, jeszcze brzuszek nie był tak widoczny, ale wolałam uprzedzić, bo za dwa miesiące, w dniu planowanego ślubu, już z pewnością by był. Kręcił nosem, mówił, że ludzie nie szanują Kościoła, że myślą, że wszystko dziś wolno. Powiedział, żebyśmy zapisali się na kurs przedmałżeński i poszli do spowiedzi. Bez tego ani rusz. Kursy prowadził ksiądz, który opowiadał jakieś dyrdymały, było trochę śmiesznie, w sumie dość kuriozalnie. Ale o wszystkim przeważyła spowiedź, która miała być powrotem na łono Kościoła. Kiedy ksiądz powiedział, że dziecko jest owocem grzechu, czyli seksu przedmałżeńskiego, już wiedziałam, że żadnego powrotu nie będzie. Nasze dziecko było owocem wielkiej miłości i nikt nie ma prawa mówić, że jest inaczej. W końcu wzięliśmy ślub cywilny. Nie stanęłam przed ołtarzem, nie spełniłam marzenia o białej sukni, nie tyle mojego, co mojej mamy. I nie żałuje. Mam rodzinę, która jest moim największym skarbem.
Jagoda (25 lat, studentka z Lublina):
— Oboje jesteśmy studentami, nie planowaliśmy dziecka, to oczywiste. Usunięcie ciąży nie wchodziło w grę. Oboje wierzymy w Boga, chodzimy do kościoła, a aborcja to grzech. Nie zastanawialiśmy się nawet na tym. Rozważaliśmy raczej, jak będziemy żyć, jak mamy skończyć studia, jak powiedzieć rodzinie. Byliśmy dopiero na 3 roku. Zwlekaliśmy z tym do 3 miesiąca ciąży.
Najpierw powiedzieliśmy jego rodzicom, przyjęli to ze spokojem. Mają niewielkie gospodarstwo i tartak. Powiedzieli, że będą nam pomagać. Zaproponowali, że wpłacą nam na mieszkanie, może nie całość, ale większą część. I dołożą do wesela, bo to, że wesele będzie zanim urodzi się dziecko, było przesądzone. Nad tym też się nie zastanawialiśmy. Z moimi rodzicami było nieco trudniej. Dla nich to wstyd. Oni myśleli, że ich „mała” córeczka, jeszcze nawet nie myśli o seksie, tylko siedzi z nosem w książkach. Byli zawiedzeni. Oni nie mogli nam za wiele pomóc, bali się o moją przyszłość, że nie będziemy mieli pieniędzy, że nie pokończymy studiów. Chociaż Arek uspokajał ich, że jego rodzice są w stanie nam pomóc i w sumie, chociaż to za wcześnie, to cieszą się z wnuka.
Do ślubu szłam już w 6 miesiącu ciąży. Nie czułam się najlepiej. Bolały mnie nogi, byłam zmęczona. Ślub i wesele w zaawansowanej ciąży jest wyzwaniem. Poza tym to już nie ta radość, ale przyjęcie z małym defektem. Moja mama załatwiła z księdzem, żeby udzielił nam ślubu.
Gdybym mogła cofnąć czas, jeszcze raz wyszłabym za Arka i jeszcze raz urodziłabym naszą cudowną Martynkę, ale w innym czasie. Żebym nie musiała się wstydzić, że do ślubu idę z brzuchem. Jeszcze bardziej wstydzili się moi rodzice, chociaż tego nigdy mi nie powiedzieli, wiedziałam, że nie jest im łatwo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze