W imię miłości
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuNiekiedy dorośli ludzie zachowują się tak, jakby wierzyli, że coś, co się nie może udać, się uda. Są świadomi, że ścieżka, na którą wkroczyli wiedzie donikąd i nie potrafią się zatrzymać, nie bacząc na konsekwencje. Tak dzieje się bardzo często, gdy są zakochani. Kobiety w imię miłości potrafią zrobić wiele dobrego, ale także wiele złego, tworząc piekło na własne życzenie.
Opowiadają o tym trzy bohaterki reportażu – kochanki:
Iwona (44 lata):
Pracowaliśmy razem. Podobał mi się. Był przystojny, z ogromnym poczuciem humoru i uczynny. Miał gest. Moje małżeństwo nie układało się od dawna. Mój mąż pił. Żyliśmy bardzo skromnie. Czułam, że potrzebuję silnego, męskiego ramienia. Kogoś, przy kim choć na chwilę czułabym się bezpieczna. Pragnęłam również bliskości cielesnej mężczyzny. Z mężem, z powodu jego alkoholizmu, nie kochaliśmy się od dawna. Gdy więc zdarzył się integracyjny wyjazd w pracy, nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Po imprezie suto zakrapianej alkoholem skierowaliśmy się do pokoju. Miałam niezapomniane wrażenia po cudownie spędzonej nocy i porannego kaca moralnego, bo oboje mieliśmy rodziny. Mimo moralnych rozterek nie umiałam się powstrzymać. Kochałam go. Nasz romans trwał dwa lata. Po pracy podwoził mnie do domu, robił mi zakupy. Często jak nastolatka, choć przecież mieliśmy po 40 lat, jechałam z nim do pobliskiego lasu i kochałam się w samochodzie. To była miłość, fizyczne spełnienie, opiekuńczość i bezpieczeństwo. Mój mąż wiedział o tym romansie, ale nie reagował, wolał pić. Jednak któregoś dnia oświadczył mi, że poinformował jego żonę o wszystkim, żeby zrobić mi na złość. Wtedy zaczęło się piekło i dopiero wtedy zrozumiałam, co zrobiłam. Mój kochanek zerwał ze mną kontakt, przestraszył się. Nie wiem jak zareagowała na to jego żona. Kulminacyjnym momentem były odwiedziny jego córki w moim domu. Była to nastolatka, przed klasą maturalną. Wpuściłam ją do domu i od razu, nie wiedzieć czemu, zaczęłam się tłumaczyć, że mam męża pijaka i chorujące dzieci, że jestem sama, że jest mi ciężko. Ona najpierw wyzwała mnie, a potem usiadła, właściwie opadła prawie bezwładnie na krzesło w kuchni i zaczęła płakać. Mówiła głównie o tym, żebym zostawiła ich w spokoju i że jej tata ich kocha. Wyszła. A ja nie mogłam powstrzymać drżenia całego ciała. Wtedy zobaczyłam ogrom cierpienia, jakie wyrządziłam lub raczej — które wyrządziliśmy razem. Czasu jednak nie dało się już cofnąć. Czułam się źle i z powodu tego, co zrobiłam tamtej rodzinie i z powodu tego, że nie będę go już nigdy mieć. Znów byłam samotna i z ogromnym poczuciem winy.
Katarzyna (25 lat):
Znaliśmy się od dawna. Byliśmy parą. A ja czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Mieszkaliśmy w innych miastach. Widywaliśmy się co dwa tygodnie, a ja czekałam na ten dzień jak na zbawienie. Był niezwykle romantyczny i czuły. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i pasji. Okazało się jednak, że on oprócz mnie sypiał z inną. Traf chciał, że to ona, a nie ja zaszłam w ciążę. Wziął z nią ślub i urodziły mu się bliźniaki. O dziwo, nie dowiedziałam się tego od niego. Pracowaliśmy razem w dużym koncernie, tylko w innych miastach. O tym, że mój ukochany został ojcem, dowiedziałam od jednego ze współpracowników. Emocje z tym związane są nie do opisania. Nie mam siły o nich mówić. Tym bardziej nie mogę zrozumieć, że tak dogłębnie zraniona potrafiłam po upływie roku ponownie się z nim spotykać. Znów były to spotkania przepełnione czułością. Moje ciało pachniało nim, w głowie szumiało czerwone wino, które piliśmy w moim mieszkaniu — miejscu naszych schadzek. Przeżywałam każde spotkanie tak samo. Nie mogłam się powstrzymać, cudownie spędzałam wieczór – na niekończących się rozmowach, a potem na czułej miłości, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłam. Rano on wracał do domu, do rodziny. Nie rozmawialiśmy o tym. On wiedział tylko, że ja wiem, nigdy jednak nie wytłumaczył, dlaczego mnie zdradzał (i zdradzał ją)? Gdy wyjeżdżał, ja tonęłam we łzach i przysięgałam na wszystko, że już tego nie zrobię. Wszystkie moje przyjaciółki, które na bieżąco znały przebieg zdarzeń, radziły mi to samo — żebym natychmiast zerwała tę znajomość i cieszyła się, że to nie ja mam z nim dziecko. Miałam senne koszmary, byłam rozdrażniona i tak zagubiona, że korzystałam nawet z porad pewnego dominikanina, księdza. I chociaż po rozmowach z nim czułam się podle, nic pod ich wpływem nie zmieniłam w swoim życiu. Wystarczył jeden telefon, książka z dedykacją wysłana pocztą, romantyczny list z płatkami róży, wiersz wysłany e-mailem, czuły sms, by mój świat przewracał się do góry nogami. Przyjeżdżał na jedną noc, a ja nie mogłam się doczekać tego spotkania. To trwa nadal, z przerwami i z różnymi wydarzeniami po drodze. Nie umiem o nim zapomnieć, choć wiem, że ma rodzinę, dzieci, żonę i… jest złym człowiekiem. Kocham jego obraz sprzed lat, kiedy wydawało mi się, że jestem jedyną i że wszystko co mówił, wszystkie te piękne słowa, były prawdziwe. Nie umiem ułożyć sobie życia z kimś innym, nie umiem zawrzeć żadnej innej znajomości. Wolę tę mistyfikację niż brak jego.
Magda (26 lat):
Poznałam go nad morzem. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Romantyczna otoczka: wschody i zachody słońca, piaszczysta plaża, pocałunki zrobiły swoje. Zakochałam się w nim. Potem wróciliśmy do Warszawy, do swoich zajęć. Jednak związek trwał dalej. Spotykaliśmy się w restauracjach, w kinie, w galerii – nigdy w domu. Szalałam za nim. Czułam jego zapach na skórze, chodziłam w jego swetrach za dużych na mnie o trzy numery. Wydawało mi się, że w końcu spotkałam najwspanialszego mężczyznę w życiu. Intuicyjnie czułam jednak, że coś jest nie tak. Podczas jednego ze spotkań, na kolacji, przyznał, że jest coś, o czym już dawno powinien mi powiedzieć, ale bał się mojej reakcji. Dowiedziałam się, że ma żonę i dwoje małoletnich dzieci. Przyjęłam to ze spokojem i lękiem jednocześnie. Mówił mi, że od dwóch lat jest w separacji, że nie sypia ze swoją żoną, że i tak odszedłby od niej, ale potrzebował „kropki nad i”. Ja byłam tą kropką. Wyprowadził się od niej i zamieszkaliśmy razem. Teraz wiem, że już wtedy powinnam natychmiast zakończyć ten związek, choćby z powodu tego, że mnie oszukiwał, ale także dlatego, że jak się później okazało – separacja nie była prawdą. Miał nas obie na raz! Nasz związek trwał 3 lata. Znosiłam dzielnie wszystko: przykre telefony od jego żony, teściowej i jego rodziców, a także brak akceptacji moich rodziców. Ale nie to było najgorsze. Najstraszniejsze były odwiedziny jego córeczek, które kąpałam, usypiałam, czytając im bajki. A w głębi duszy czułam się podle. Przecież to przeze mnie rozpadł się ich cały świat. Nasz związek to już przeszłość. On nie wrócił do niej. Ona ma już nową rodzinę. Dziewczynek nie widziałam już od dwóch lat. Bardzo za nimi tęsknię, nawet bardziej niż za nim. Nie rozumiem, dlaczego nie umiałam się sobie przeciwstawić, zakończyć ten związek, mieć czyste sumienie i spokojne myśli. Życie z myślą, że zrobiło się komuś krzywdę, nawet w imię miłości, jest bardzo trudne.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze