„Najlepsze najgorsze wakacje”, Nat Faxon, Jim Rash
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuDebiut reżyserski nagrodzonego Oscarem za najlepszy scenariusz adaptowany („Spadkobiercy”) duetu Nat Faxon-Jim Rush. „Najlepsze najgorsze wakacje” pokazywano na festiwalu w Sundance i doskonale oddaje to estetykę filmu. Typowe amerykańskie kino niezależne, dramat ubrany w kostium lekkiej komedii, galeria ekscentrycznych bohaterów, pogubionych i sfrustrowanych, ale przedstawionych z ogromną sympatią, pełną empatii wyrozumiałością.
Debiut reżyserski nagrodzonego Oscarem za najlepszy scenariusz adaptowany („Spadkobiercy”) duetu Nat Faxon-Jim Rush.
14. letni Duncan (Liam James) jedzie na pierwsze wakacje z nowym chłopakiem swojej mamy, Trentem (Steve Carell). Nadmorski urlop zapowiada się koszmarnie: zarozumiały Trent nie lubi Duncana, dokucza mu, uważa za materiał na nieudacznika (jako człowieka w dziesięciostopniowej skali wycenia nastolatka na 3). Podobnie uważa córka Trenta, Stephanie (dla niej Duncan to uciążliwy gówniarz). Zdesperowana, by utrzymać nowy związek mama chłopaka, Pam (Toni Collette) przymyka na to oczy, irytujący okazują się też wakacyjni sąsiedzi. Dorośli imprezują, coraz bardziej sfrustrowany Duncan zabija czas zwiedzając okolicę na rowerze. Wszystko zmienia się, kiedy poznaje menedżera miejscowego parku wodnego, zawsze roześmianego lekkoducha, 40. letniego wiecznego chłopca, Owena (Sam Rockwell). Ten ostatni stanie się dla naszego bohatera kumplem, mentorem, a także… pracodawcą.
„Najlepsze najgorsze wakacje” pokazywano na festiwalu w Sundance i doskonale oddaje to estetykę filmu. Typowe amerykańskie kino niezależne, dramat ubrany w kostium lekkiej komedii, galeria ekscentrycznych bohaterów, pogubionych i sfrustrowanych, ale przedstawionych z ogromną sympatią, pełną empatii wyrozumiałością itd. Faxon i Rash nie wychodzą tu poza dobrze znane schematy, potrafią je za to wdzięcznie ograć. Jest słonecznie, przyjemnie, jeśli smutno, to jednak „na wesoło”. Paliwem komicznym filmu okazuje się Owen (Rockwell błaznuje tu na całego), ale dzielnie sekundują mu pozostali pracownicy parku (m.in. znana z „Pary na życie” Maya Rudolph, w drugoplanowych rolach udzielają się tu też obaj reżyserowie). Całość jest dobrze zagrana, opatrzona zabawnymi dialogami, uwodząca nienachlaną refleksją. Inicjacyjny charakter zgrabnie oddaje kontrast dwóch światów. Rodzina frustruje młodego bohatera, ekipa aqua parku uczy go dystansu i pewności siebie. Ważny jest też nostalgiczny charakter filmu: twórcy wyraźnie nakreślili scenariusz wg autobiograficznego klucza. I rzeczywiście: oglądając „Najlepsze…” nie sposób nie wspomnieć własnych wakacji z okresu, kiedy czuliśmy się już dorośli, ale najbliżsi wciąż traktowali nas jak dzieci.
„Najlepsze najgorsze wakacje” to dobry, ale nie wybitny przykład „sundance’owego” kina. Ogląda się je z dużą przyjemnością, ale też wrażeniem, że „wszystko to już było”. Potęguje je jeden ze sloganów reklamowych, informujący nas, że „Najlepsze…” to dzieło producentów „Małej Miss” i „Juno”. No właśnie. Film Faxona i Rasha jest na wskroś sympatyczny, wspomniane obrazy (dorzucić można tu jeszcze m.in. niedawnych „Królów lata”) przypomina, ale wyraźnie im nie dorównuje. Cieszy, śmieszy, ale i pozostawia lekki niedosyt.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze