Wyspa zwana papryczką
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuWyspa jest mała i wyrazista jak swoja imienniczka. Pozornie niepozorna, rozgrzana słońcem kropka na mapie. Mym indonezyjskim wspomnieniom nadała ostrości. Choć były momenty, że jej nienawidziłam, w ostatecznym rozrachunku okazała się najcenniejszym składnikiem ostatniej wyprawy. Tu można zobaczyć jeden z najpilniejszych zachodów słońca. I choć wysepka uraczyła mnie na powitanie udarem słonecznym nadal w rankingu prywatnych rajów zajmuje wysoką lokalizację.
Papryczki chili leżą w bambusowym koszyku. Ich czerwona, napięta skórka odbija przedpołudniowe światło. Kosz stoi na jednym ze straganów, wśród pęków wodnego szpinaku, czosnku i imbiru. Stragany przylegają do siebie ciasno, zmuszając klientelę targowiska, w większości kobiety w muzułmańskich chustach, do bliskiego kontaktu ze świeżością warzyw i ostrą wonią durianów i suszonych ryb. To jeden z niewielu porannych targów na Lombok i jeden z bardzo wielu koszyków z uprawianymi tu papryczkami, od których wyspa wzięła nazwę.
Wyspa jest mała i wyrazista jak swoja imienniczka. Pozornie niepozorna, rozgrzana słońcem kropka na mapie. Mym indonezyjskim wspomnieniom nadała ostrości. Choć były momenty, że jej nienawidziłam, w ostatecznym rozrachunku okazała się najcenniejszym składnikiem ostatniej wyprawy.
Lombok to wschodnia sąsiadka turystycznej i mocno już skomercjalizowanej Bali. Obie wyspy rozdziela zaledwie kilkunastokilometrowa głęboka cieśnina stanowiąca zarazem granicę ekologiczną zwaną Linią Wallace’a. Po jej zachodniej stronie dominuje azjatycki świat fauny i flory, podczas gdy na wschodzie swe królestwo mają torbacze, eukaliptusy i rajskie ptaki, czyli australijski świat przyrody. Chociaż odległość między Bali a Lombok jest niewielka, stary pordzewiały prom potrzebuje około pięciu godzin by dopłynąć do otoczonej błękitną wodą wyspy.
Tłok i hałas typowy dla każdej przystani szybko ustępuje miejsca ciszy, przerywanej pianiem kogutów lub głosami muezinów płynących z tysięcy tutejszych meczetów. Ale nie wszyscy mieszkańcy wyspy to muzułmanie. Zdarza się, że jedną stroną drogi zmierzają na wieczorną modlitwę okutane w białe chusty kobiety, podczas gdy drugą idą Balijki niosące na głowach ofiarne kosze.
O zmierzchu, kiedy biały księżyc z dumą panoszy się na niebie, zdzierając zieleń z pól ryżowych i odbierając wodzie nierealny błękit, modlitwy różnych wyznań splatają się w jeden mistyczny chór. Stojąc na wzgórzu z hinduistyczną świątynią Gunung Pangsong, słucham psalmu na kilkaset dzwonków, szeptanych modlitw i muzułmański śpiew. Gdzieś w oddali szumi morze, w którym przed chwilą utopiło się słońce. Powietrze pachnie kadzidłami. Chwila magiczna, chwila jakich wiele na Lombok.
Natura urządza tu kameralne spektakle, jakby chciała je ukryć przed zbyt szeroką publicznością. Żeby zobaczyć jeden z najpilniejszych zachodów słońca trzeba cały dzień wspinać się w upale na krawędź wulkanu Rinjani. Wspinaczka, to właśnie ten moment, kiedy zmęczenie napędza nienawiść ku nieokiełznanej i potężnej sile natury, lecz sowicie nagradza trud, fundując śmiałkom widoki, których nie da się zapomnieć. O umówionej godzinie, znanej wtajemniczonym, rozsuwa chmury i oświetlając czerwieniejącym słońcem horyzont wydobywa z niego małe punkciki wysepek, zamglony ocean, poszarpane krawędzie gór i wulkany ubrane w kołnierze białych obłoków. Przez dziurawy namiot rozbity na wysokości 2600 m n.p.m. wpada na chwilę wiatr, jakby i on chciał choć przez chwilę ogrzać się w cieple oddechów. A potem ucieka ponad trawy, gorące źródła i aktywny krater małego wulkanu, przycupniętego niczym niewiniątko przy krawędzi starszego brata.
Poranki na Lombok są równie piękne. Zdarza się, że otwierając oczy ujrzymy mężczyznę zbierającego kwiaty przed naszym oknem w ogrodzie zielonym jak dżungla lub będziemy jeść śniadanie na białym piasku Gili Meno.
Gili Meno, Gili Trawangan i Gili Air, trzy wysepki małe jak rybki czyścicielki przyczaiły się przy Lombok. Choć niewielkie, przyciągają turystów, koncentrując na sobie wszystko to, co w turystyce najbardziej szpetne i poszukiwane zarazem, nocne kluby, światła dyskotek i hektolitry alkoholu serwowane w rytmie reggae. Każda z wysepek jest inna. Ja polubiłam Meno. Za jej ciszę przerywaną jedynie skrzekliwym głosem geko, tutejszych jaszczurek, za jej słoną wodę pod prysznicem, uciekające po południu morze i odsłonięte koralowce, za najlepsze jedzenie w Indonezji i za rozmiar, dający się ogarnąć dwugodzinnym spacerem. Polubiłam ją za wielkie białe muszle obciążające mój plecak, za żółwie, które podobno tu są, ale nie chciało mi się ich szukać i za tęczowe ryby pływające na tutejszych rafach. I choć wysepka uraczyła mnie na powitanie udarem słonecznym nadal w rankingu prywatnych rajów zajmuje wysoką lokalizację.
Wspominam też Dafiego, Pardiego, Sahroniego i Mustajabę, moich chwilowych przyjaciół. I ciekawe rozmowy. Na wulkanie, na plaży, na ulicy, na chińskim cmentarzu. O rodzinie, o religii, o jedzeniu, polityce i o życiu w szczególności. Byli ciekawi długonosej kobiety o jasnej skórze. A ja przyglądałam się tym niskim, silnym mężczyznom, którzy z poświęceniem pracowali ponad siły na swoje młode rodziny.
Małżeństwa na Lombok zawiera się wcześnie. Państwo młodzi, stojący pod parasolkami na ulicznych pochodach wyglądają jak nastolatki. Mniej lub bardziej szczęśliwe, bo małżeństwa nadal się tu aranżuje. A kiedy rodziny się dogadają i przysięga w meczecie zostanie wypowiedziana, wychodzi się na ulice, by roztańczonym korowodem oznajmić światu początek nowej rodziny. A kiedy już zje się ostatnią porcję weselnego dania ares pozostaje ciężka praca. Dla jednych uprawa soi i chili, dla innych noszenie plecaków turystom z dalekiego świata, a dla szczęśliwców znających język angielski praca w turystyce.
Coraz więcej młodych ludzi na Lombok uczy się angielskiego. Rząd rozpoczął tu budowę międzynarodowego lotniska. Już niedługo konne bryczki cidamo zniknął z tutejszego krajobrazu, wioski Sasaków zamienione zostaną w skanseny, a na szczyt Rinjani turystów zawiezie kolejka linowa.
Obyście zdążyli pojechać na Lombok zanim tak się stanie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze