Ruszam na podryw
URSZULA • dawno temuDo niedawna, kiedy czytałam w Internecie o kursach uwodzenia dla kobiet, po prostu śmiałam się w głos. Ostatnio, ponieważ znów znalazłam się na rynku singli, sprawa uwodzenia wróciła na tapetę. I to w wielkim stylu. Nie nadążam za regułami uwodzenia, które w czasie, kiedy nie było mnie na rynku, zdążyły się już sto razy zmienić. Może powinnam skorzystać z porad profesjonalistów i odkryć swój kobiecy magnetyzm i wewnętrzną tygrysicę?
Do niedawna, kiedy czytałam w Internecie o kursach uwodzenia dla kobiet i dla mężczyzn, po prostu śmiałam się w głos. Te wszystkie dziesięciodniowe seminaria, które pozwalają mężczyznom w każdych warunkach łatwo zawrzeć znajomość z kobietą, która im się podoba, aby potem ją uwieść. Te kursy e-learningowe (!), dzięki którym mężczyzna wzbudzi zaufanie każdej kobiety, zafascynuje ją, zauroczy i podnieci gamą swoich niepowtarzalnych zalet. Są też szkolenia dla kobiet noszące intrygujące nazwy, np.: Twój kobiecy magnetyzm (w wyniku którego będziesz wiedziała, czy i w jakim stopniu mu zależy oraz jak podsycać jego zainteresowanie i jak sprawić, żeby iskra zamieniła się w płomień) albo też nazwy bardziej rzeczowe, m.in.: Bogaci faceci też się żenią (na którym to kursie dowiesz się, jak poznać partnera z pieniędzmi i wejść z nim w trwały, dający radość związek). A więc tak jak już wspomniałam - do niedawna śmiałam się w głos, czytając o takich kursach, ale ostatnio, niestety, ponieważ znów znalazłam się na rynku singli, sprawa uwodzenia wróciła na tapetę. I to w wielkim stylu.
No bo gdzie poznać faceta? Moje oświecone, idące z duchem czasu koleżanki wpadają coraz częściej na szalone pomysły, by mężczyzn swojego życia poznawać na portalach randkowych. Z tego to właśnie powodu ostatnio jedna z nich po wymianie kilku niezobowiązujących maili z osobnikiem płci przeciwnej, kiedy powiedziała mu już sporo o sobie (np. że jest managerem wyższego szczebla w pewnej znanej firmie), dowiedziała się, że nie mogą dalej wymieniać maili, ponieważ on poszukuje nieco wyższej dziewczyny. Ja niestety jestem tradycjonalistką, więc jestem zdania, że o ile się żaden nie nawinie jakoś samoistnie w pracy albo po drodze do niej, kiedy schyli się po rękawiczkę, która mi właśnie upadła, w celu poznania facetów będę musiała skrupulatnie przemierzać nieskończone ilości przyjęć domowych i imprez klubowych. Naprawdę już zapomniałam, jakie to bywa upokarzające.
Pomijam już roztrząsany na wszystkie strony przez bohaterki Seksu w wielkim mieście problem, że na domówkach zwykle wszyscy (poza kilkoma niebezpiecznymi wariatami, którzy naprawdę nie powinni wychodzić z domu i pchać się między ludzi) są już raczej sparowani i trzeba z godną miną i samoprzylepnym uśmiechem na twarzy znosić komentarze pani domu w stylu: O Ula, świetnie, że przyszłaś! Akurat nie ma żadnych interesujących facetów, ale następnym razem zaproszę kilku! Co i tak jest nieco lepsze niż prowadzenie niekończących się dyskusji (To nie szkodzi, że nie możesz znaleźć pracy. Na pewno jesteś wspaniałym facetem i znajdziesz sobie jakąś wartościową dziewczynę.) z niebezpiecznymi wariatami, którzy jak się już raz przyczepią, to nic ich nie zniechęci. Tak, jest to zaiste straszne dla świeżo upieczonej singielki, są jednak rzeczy straszniejsze, i to na nich chciałabym się tutaj skupić. A mianowicie — co zrobić, kiedy siedzisz w klubie, w którym faktycznie jakimś cudem znalazło się kilku facetów, którzy na pierwszy rzut oka nie odstraszają wyglądem zewnętrznym i zachowaniem?
Po kilku wizytach w klubach, kiedy to wokół mnie przechadzali się całkiem interesujący osobnicy, a ja siedziałam przy barze i rzucałam im uwodzicielskie spojrzenia - które być może nie były widoczne w ciemności albo z powodu ilości wypitego alkoholu były zbyt zamglone, albo po prostu nie były wystarczająco uwodzicielskie, w każdym razie nie udało się im spowodować pożądanej reakcji — zrozumiałam, że samo się nie zrobi i że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.
— Hej – zagadałam jakiegoś sympatycznie wyglądającego rudzielca, który stał samotnie przy barze obok mnie. — Co słychać?
Wiem, że postronnemu czytelnikowi taki sposób zagajania może się wydać idiotyczny (zresztą ja też miałam w tamtym momencie podobne odczucie), ale czy istnieje coś takiego jak dobry tekst na początek znajomości? Chyba nie. Liczyłam więc, na to, że facet przy barze podejdzie do całej sprawy ze zrozumieniem i doceni mój gest, tak się jednak nie stało.
— Niewiele – odpowiedział i dalej pił piwo wpatrzony w dal. Poczułam się urażona.
— Spadaj – powiedziałam i ostentacyjnie opuściłam lokal, co spowodowało, że udało mi się uzyskać od niego jakąś reakcję, a mianowicie spojrzał na mnie jak na wariatkę. Gdzie się podziali ci prawdziwi mężczyźni – szarmanccy gentlemani? - myślałam wracając samotnie do domu.
Druga porażka spotkała mnie w saunie, w której leczyłam niedzielnego kaca. W saunie jest fajnie, ponieważ mężczyźni są w większości rozebrani, co w sposób znaczny zwiększa ilość budzących zainteresowanie osobników. Jeden z nich usiadł naprzeciwko mnie. Kiedy wszyscy inni współsaunowicze opuścili pomieszczenie, przygładziłam mokre włosy, poprawiłam ręcznik i ruszyłam do ataku.
— Dużo dzisiaj ludzi, prawda? — zagaiłam. — Nie można się wyciszyć.
— Tak – odpowiedział interesujący mężczyzna i nawet okrasił tą błyskotliwą odpowiedź uroczym uśmiechem, ale ciąg dalszy rozmowy nie nastąpił.
Zmyłam się z sauny jak niepyszna i zaczęłam zastanawiać się nad kondycją współczesnego podrywu. Czy prawdą są pogłoski, które ostatnio obiły mi się o uszy, że w Warszawie na jednego samotnego mężczyznę przypada siedem samotnych kobiet, w związku z czym zapewne ten jeden mężczyzna, na którego natrafiłam w saunie, jest już tak zmęczony zalotami sześciu poprzednich kobiet, że nie zwraca uwagi na rozpaczliwe starania tej siódmej? A może mężczyźni przyzwyczaili się już, podobnie jak moje postępowe koleżanki, do podrywu przez Internet i w ogóle nie stosują już go w realu? A może – i ta myśl stresowała mnie najbardziej – to ja coś robię źle? Nie nadążam za regułami uwodzenia, które w czasie, kiedy nie było mnie na rynku, zdążyły się już sto razy zmienić, a ja nie mam o tym pojęcia? Może jednak powinnam skorzystać z porad profesjonalistów i odkryć swój kobiecy magnetyzm i wewnętrzną tygrysicę?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze