Japońskie subkultury, część II – gotyckie lolity i Visual Kei
URSZULA • dawno temuPrzechadzając się po Tokio, zwłaszcza w weekendy, nie można nie zauważyć grupek młodocianych dziewczątek poprzebieranych w sukienki stylizowane na wiktoriańskie – aksamitne, czarne lub bordowe, z mnóstwem białych halek, koronek i falbanek, do tego koronkowe opaski na włosach i lakierowane buciki. Dziewczyny ciągną za sobą walizeczki, do których chowa się cały ten strój, kiedy wracać trzeba do domu, do rodziców.
Gotyckie lolity to chyba najbardziej zjawiskowa z japońskich subkultur. Lolity najczęściej mają też podkręcone włosy, a oczy powiększone za pomocą specjalnej operacji plastycznej (to zabieg niezwykle popularny wśród japońskich dziewcząt) i ozdobione wianuszkiem sztucznych rzęs. Najczęściej też zaopatrzone są w różne rekwizyty, na przykład lalki czy pluszowe (a czasem nawet żywe) zwierzątka.
Wyróżnia się kilka odmian gotyckich lolit, na przykład eleganckie lolity, które starają się wyglądać mrocznie i poważnie, czy słodkie lolity w strojach przeważnie białych lub różowych, które z kolei chcą być jak najbardziej słodkie i dziecinne, czyli kawaii. Wygląda to szczególnie śmiesznie w przypadku, gdy gotycka lolita ma lat trzydzieści, a i takie się zdarzają.
Lolity lubią grupkami przystawać w miejscach, gdzie jest dużo ludzi, i prezentować przechodniom swoje kostiumy, na których skompletowanie poświęcają mnóstwo czasu i pieniędzy. W japońskich centrach handlowych znajdują się specjalne działy, a nawet całe piętra z pseudowiktoriańskimi strojami i osiągają one niebotyczne wręcz ceny. Gotyckie lolity często stoją na mostku przy stacji Harajuku, w ulubionym miejscu spotkań fanów cosplay („zabaw w kostiumy”, czyli przebierania się za różne postacie), dlatego też zdarza się, że są z nimi mylone. Jednakże stanowią oddzielną subkulturę.
Gotyckie lolity pojawiły się na ulicach Tokio w połowie lat 90. i uważa się, że była to reakcja na subkulturę kogyaru, dziewczyn z dzielnicy Shibuya, których styl i sposób bycia nawiązywał do rozpasanej kultury amerykańskiej. Gotyckie lolity przeciwnie – za wzorzec przyjęły dawną arystokratyczną kulturę europejską. Oprócz opisanego już eleganckiego stroju i dostojnego sposobu bycia w dobrym tonie było też wśród nich uczenie się jakiejś skomplikowanej europejskiej sztuki, takiej jak balet czy gra na pianinie (albo, co bardziej prawdopodobne, noszenie przy sobie rekwizytów, które świadczyłyby o pobieraniu nauk, na przykład nut). No cóż, ciężko dopatrzyć się w tym ruchu jakiejkolwiek ideologii, jego uczestniczki charakteryzuje, podobnie jak większość młodzieży japońskiej, przerost formy nad treścią.
Gotyckie lolity powiązane są w jakiś tajemniczy sposób z innym intrygującym japońskim zjawiskiem, a mianowicie zespołami Visual Kei (ang. Visual – wizualny, jap. Kei – typ, kształt), na których koncerty ciągną gromadami. Zespoły te łączy nie tyle granie podobnej muzyki, ponieważ nie muzyka jest tu istotna, ile specyficzny wygląd wykonawców. Wskazuje zresztą na to sama nazwa, no bo dlaczego niby gatunek muzyki miałby się nazywać: „wizualny kształt”?
Kiedy po raz pierwszy trafiłam na koncert Visual Kei, byłam przekonana, że mam do czynienia z przeglądem kobiecych zespołów rockowych, ponieważ wszystkie osoby na scenie miały ufarbowane na blond włosy, wyzywające makijaże i poubierane były w sukienki oraz różnego rodzaju zwiewne szmatki. Kiedy się im przyjrzałam, zauważyłam jednak, że to mężczyźni. Nie odniosłam wrażenia, by miał to być żart i pastisz, tak jak ma to miejsce u naszych drag queens. Muzycy byli śmiertelnie poważni. Publiczność w 98 procentach stanowiły kobiety, a w 60 procentach gotyckie lolity, które podczas koncertu, ustawiwszy się w szeregu, wykonywały skomplikowany taniec synchroniczny, przedziwnie wymachując rękami.
Kiedy próbowałam podejść bliżej sceny, by lepiej przypatrzyć się zjawiskowym muzykom, zostałam przez owe dziewczątka brutalnie odepchnięta. Jak dowiedziałam się później, miejsce pod sceną zarezerwowane jest dla fanek każdego z muzyków – fanki gitarzysty stoją przed gitarzystą, wokalisty przed wokalistą, przestrzeń pod sceną jest podzielona co do centymetra i każda obca dziewczyna traktowana jest jak intruz. Fanki jak to fanki – kolekcjonują gadżety, zbierają autografy i zrobią wszystko dla swoich idoli. A idole jak to idole – bezlitośnie to wykorzystują.
Jest jednak jedna cecha, która różni japońskie fanki od europejskich. A mianowicie te pierwsze uwielbiają się za swoich idoli przebierać! Każdy muzyk Visual Kei ma swój kobiecy odpowiednik, który wkłada mnóstwo wysiłku w to, by się jak najbardziej upodobnić do swojego idola, naśladuje każdą zmianę fryzury, każdy element stroju, a ponieważ muzycy przeważnie i tak wyglądają dość kobieco, nie jest to wcale takim trudnym zadaniem. Czyli w skrócie: na scenie mężczyźni przebrani za kobiety, a pod sceną kobiety przebrane za mężczyzn przebranych za kobiety.
Wydaje się, że całe to zjawisko można określić jako jeden wielki bal przebierańców. Muzycy Visual Kei, przynajmniej ci mniej popularni, po skończonym koncercie zmywają makijaż, zdejmują frywolne ciuszki, chowają utlenione włosy pod czapką, po czym udają się na zasłużony spoczynek, a rano wstają i idą do pracy na przykład w supermarkecie, gdzie ubrani w schludny mundurek kłaniają się w pas klientom i powtarzają różne grzecznościowe formułki. A gotyckie lolity w dworcowych toaletach wyciągają ze swoich małych walizeczek w serduszka dżinsy i T-shirt i przebrawszy się, wracają do domu do mamy i taty, a rano wdziewają szkolny mundurek i jak gdyby nigdy nic idą do szkoły, nie zapominając oczywiście o walizeczce ze strojem, który po lekcjach pozwoli z powrotem przeobrazić się w dostojne arystokratki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze