Co powie mama, co powie tata...
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuJeśli za punkt odniesienia wybierzesz brak plotek i akceptację rodziców, pozostaje Ci zacisnąć zęby i dożyć nieszczęśliwej starości u boku wybranka, który przypał do gustu mamusi i tatusiowi. Jeśli własne szczęście – to co ja Ci będę mówić. Tylko zważ, że teraz trzeba wybór podjąć mniej emocjonalnie, bardziej odpowiedzialnie.
Witaj,
Mam na imię Anna i mam 41 lat. Ta historia zaczęła się 4 lata temu, kiedy pierwszy raz weszłam na czat za namową syna. Miało to być tak dla relaksu, ale stało się inaczej. Kilka rozmów naraz, aż do wykruszenia się rozmówców, z których jeden pozostał aż do rana. Miałam wtedy 38 lat, a mój rozmówca 23… Rozmowa była fascynująca i wciągająca, miałam motylki w brzuchu. Dodam, iż z mężem życie było takie sobie, bez wzlotów i upadków, często jednak były awantury i myśli o rozwodzie. Nazajutrz po rozmowie obudziłam się pełna entuzjazmu i zapragnęłam spotkać się z moim rozmówcą. Miałam jego numer telefonu. Napisałam do niego i tak rozpoczęła się nasza znajomość. Pierwsze spotkanie miało miejsce dopiero po miesiącu. Mąż mnie rozszyfrował i robił problemy, nie zważałam jednak na to, bo byłam tak zauroczona tym młodym człowiekiem, że postawiłam wszystko na jedną kartę.
Po dwóch miesiącach znajomości podjęłam decyzję o rozwodzie. Po pół roku mój mąż wyprowadził się z domu, a ja zamieszkałam z moim nowym partnerem. Dzieliło nas 14 lat życia, a mimo to czuliśmy się znakomicie razem. Problemem była jedynie moja rodzina, która za nic nie chciała zaakceptować mojego wyboru. Ja jednak postawiłam na swoim. Żyliśmy razem dwa lata, z czego rok mieszkaliśmy razem, jednak presja rodziny była tak ogromna, że nie umiałam się znaleźć w tej sytuacji, choć bardzo go kochałam. Wciąż szukałam kogoś, kto przypadłby do gustu moim rodzicom, bo o odwrocie nie było już mowy – rozwód w toku.
I tak przez przypadek poznałam kogoś, kto wydał mi się odpowiednim mężczyzną. To było zauroczenie, teraz mogę powiedzieć, że fatalne. Po dwóch spotkaniach stwierdziłam, że chcę z nim spędzić życie, i mojego dotychczasowego partnera skreśliłam – kazałam mu się wyprowadzić. Przeżył to okropnie, a ja zaślepiona nową znajomością nie dbałam o to. Jednak po miesiącu zaczęłam tęsknić do dawnej miłości, dziś wiem, że jedynej… Z obecnym partnerem mieszkam już dwa lata, a wciąż uciekam do mojego Karola poznanego na czacie. Spotykamy się dość często, spędzamy mnóstwo czasu razem i wciąż marzymy, że jeszcze będziemy kiedyś razem, bo on nie ułożył sobie życia z inną kobietą, bo – jak twierdzi – tylko mnie kocha i jestem dla niego całym światem. Brak mi go, ale czuję się winna, że dwa lata okłamuję obecnego partnera, o czym on zresztą wie, i nie umiem odejść od niego – nie pozwalam też, by on odszedł ode mnie. Męczymy się oboje, a ja tak bardzo chciałabym znów być szczęśliwa u boku Karola.
Opisałam to wszystko w wielkim skrócie, ale sens tego jest następujący: nie żałuję, że się rozwiodłam, zrobiłabym to ponownie, ale żałuję, że na swej drodze spotkałam obecnego partnera, bo tak się w tym zamotałam, że nie umiem z tego wyjść, choć bardzo chcę. Poczucie winy nie pozwala mi odejść, ale czy na poczuciu winy można zbudować cos trwałego? Mój związek z 14 lat młodszym facetem był czymś wyjątkowym, tak bardzo byliśmy różni, a tak bardzo do siebie pasowaliśmy, że nie możemy o sobie zapomnieć i jedynym powodem rozpadu naszego związku był brak akceptacji ze strony mojej rodziny. Poszukałam sobie faceta, który pasuje moim rodzicom, a mnie do niego daleko. Zachłysnęliśmy się tą znajomością na samym początku, a teraz pozostał tylko żal do siebie i wzajemna niechęć…
Co mam teraz zrobić? Tak bardzo chciałabym znów być u boku Karola, ale wstyd mi przed samą sobą i przed rodziną, no i przed otoczeniem, że tak zmieniam partnerów, choć nie nazwałabym tego zmianą, a raczej powrotem do początku… Liczę na Twoją pomoc, gorąco pozdrawiam.
Zrozpaczona Anna
***
Droga Anno,
Ustalmy jedno: pragnienie bycia głaskanym po głowie przez mamusię i tatusia jest ogromnym motorem działań dzieci. Ale jeśli te dzieci dorosły, a nadal chcą być głaskane przez rodziców i wszystko uczynią, by tak się stało, to coś tu jest nie w porządku.
Bójże się Boga, kobieto – w wieku 41 lat szukasz partnera, który spodoba się Twoim rodzicom? Kiedy pisałaś, że rodzina nie zaakceptowała twojego wyboru, miałam wrażenie, że chodzi o Twoje dzieci, gdy przeczytałam „rodzice”, to przetarłam oczy ze zdumienia. Nie wydaje Ci się trochę dziwne, że jak mała dziewczynka, tonąc we łzach, posłusznie odłożyłaś zabawkę na półeczkę i wzięłaś tę, którą niejako dała Ci mamusia? O raju… Od kobiety w okolicach czterdziestki można chyba jednak oczekiwać trochę więcej samodzielności i zdrowego rozsądku?
Rzeczywiście namotałaś sobie w życiu, mało tego – namotałaś też innym. Zastanawiam się, czy wpadło Ci do głowy, że za tę Twoją chwiejność płaci również syn (albo dzieci, podejrzanie jakoś nie wspominasz o nich później ani słowem). Przypuszczam, że syn jest nastolatkiem, bo trudno mi sobie wyobrazić, że na czat namówił Cię ośmiolatek. Czy on w jakiś sposób znajduje się w orbicie Twego zainteresowania, czy do tego stopnia pochłonęły Cię własne perypetie miłosne, że istnienie syna jako niewygodnej pozostałości po małżeństwie wypychasz z głowy jak niepotrzebny balast? Pomyśl i o tym, jak on się z tym wszystkim czuje. To z pewnością nie ułatwi Ci decyzji, ale jako matka nie masz prawa pozostawiać go poza swoim zainteresowaniem i traktować jak niemego zwierzątka, które z pokorą przyjmie kolejny numer mamusi. Tobie rodzice nie dali prawa do własnego głosu w Twoich sprawach, nie sądzę też, żebyś miała cokolwiek do powiedzenia w ich sprawach – może zmień to, może Ty zacznij rozmawiać ze swoim synem i poznaj, jak on widzi całą tę sytuację. To jest ta część rodziny, której zdanie powinnaś brać pod uwagę, rodziców zdecydowanie mniej.
Piszesz, że kochasz Karola, ale wstydzisz się Waszego związku i tego, co ludzie powiedzą, że się tak miotasz. Skoro ten wstyd jest silniejszy niż miłość, nad czym tu dywagować? Któreś z tych uczuć musisz zwalczyć. Faktem jest, że bardzo niefrasobliwie namotałaś swoje życie (dwa miesiące znajomości z kochankiem – rozwód, dwa spotkania z następnym – rozstanie i spędzanie życia do końca razem). Litości! Tak to można grać w lotto, ale nie w swoim życiu! Piszesz, że męczysz się w swoim związku, ale jednocześnie nie pozwalasz odejść swojemu obecnemu partnerowi. Wiesz, gdyby to on Cię porzucił, to może otoczenie plotkowałoby mniej, mogłabyś pochodzić chwilę w glorii porzuconej i znieważonej, a potem pozwolić się pocieszyć Karolowi… Scenariusz wprost skrojony na oczy „życzliwych” sąsiadek. Mamusia i tatuś na pewno będą psioczyć.
Przepraszam, że ironizuję, ale może w ten sposób dotrze do Ciebie, że nikt inny nie zmieni Twojego życia, tylko Ty. Teraz z Karolem jesteście szczęśliwi, bo to taka miłość „z pieprzykiem”, zakazana, odrzucana przez otoczenie. Wyraz buntu przeciw zastanej, zgnuśniałej rzeczywistości. Jak będzie później? On będzie miał 35 lat – Ty prawie 50. On będzie miał 45 – Ty 60. Jesteś pewna, że Wasza miłość przetrwa? Jeśli tak, to musisz się zastanowić, czego pragniesz — świętego spokoju czy szczęśliwego związku?
Tak naprawdę nikt Ci nie pomoże, bo to Ty sama musisz podjąć decyzję. I albo znaleźć siłę, żeby walczyć z otoczeniem, albo taką, która pozwoli Ci zapomnieć o Karolu. Obawiam się, że nie ma innej drogi.
Życzę wyboru tej właściwej.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze