Kłopotliwy autorytet
CEGŁA • dawno temuWydawało mi się, że mam niepodległy umysł i swój wewnętrzny świat, jak mama. Teraz myślę, że jestem tylko głupiutką, uległą gęsią. Zostawiłam wszystko, co kocham, dla faceta, a nasze drogi rozeszły się i zostałam sama z niczym, w obcym miejscu, którego nawet nie polubiłam. Chciałam postawić na swoim, a cały czas robiłam tylko to, czego chcieli, oczekiwali ode mnie inni...
Droga Cegło!
Wydawało mi się, że mam niepodległy umysł i swój wewnętrzny świat, jak mama. Teraz myślę, że jestem tylko głupiutką, uległą gęsią. Zostawiłam wszystko, co kocham, dla faceta, a nasze drogi rozeszły się i zostałam sama z niczym, w obcym miejscu, którego nawet nie polubiłam.
Mój tata jest bardzo apodyktyczny i całe świadome życie walczyłam z nim, aż do wyjazdu z domu. Tata ma taką zasadę: dzieci są jak psy, trzeba je tresować, a psy to psy, niech będą sobą, przecież to zwierzęta, a zwierzęta nie mają obowiązków, tylko przyjemności.
Tata walczył ze mną i siostrą ząb za ząb, jak przysłowiowa samotna matka, która musi starać się za dwoje wyprowadzić dzieci na ludzi, z tym, że nasza mama normalnie była obecna w domu. Jej metody wychowawcze tata lekceważył, a ona chyba pogodziła się z tym i zajęła własnymi sprawami.
W domu było tak, że musiałyśmy chodzić jak w zegarku i realizować cudowny plan naszego taty, wiedzącego, co dla nas najlepsze. Tymczasem ukochana suczka taty (niestety żyła tylko 6 lat) panoszyła się na kanapach i łóżkach, jadła ze stołu i obśliniała pranie, bez cienia reakcji z jego strony. Mimi to był kawał psa, słodka bokserka, którą wszyscy kochaliśmy. Niestety utyła od tego rozpieszczania i zmarła na serce.
Tata płakał tydzień, wyprawił jej prawdziwy psi pogrzeb i chodził w żałobie, ignorując wszystkich. Kilka razy w roku jeździ na jej grób, może nawet częściej, tylko o tym nie wiemy. Kiedy ja złamałam nogę na nartach, mama z siostrą przyjechały po mnie (2 miesiące byłam w szpitalu), a tata powiedział tylko przez telefon, że szarżowałam i sama jestem sobie winna. Podaję to jako przykład, czemu setki razy planowałam ucieczkę z domu, ale byłam tchórzem i zrobiłam to dopiero, gdy było legalne, czyli przy okazji studiów i chłopaka.
Z tymi studiami to nawet udał mi się fortel, bo kierunek oczywiście wybrał tata, a ja sprytnie podsunęłam mu rankingi, żeby uwierzył, że najlepszy wydział jest akurat w innym mieście. I całkiem przypadkiem mój chłopak z liceum też tam jechał. Patrzyłam na to jak na szczęśliwy zbieg okoliczności, który pozwoli mi się wreszcie wyrwać z tego wojskowego domu.
Tata był w porządku, chciał sfinansować mi piękne mieszkanie na czas studiów, przecież jego córka nie może mieszkać w akademiku czy na stancji jak jakieś pospólstwo… Oczywiście warunkiem – jednym z wielu – było – że mój chłopak do ślubu nie ma tam wstępu po godzinie 20.00. Czy mam w planach ślub – o to tata nie pytał, bo i po co. I tak by pewnie nie pozwolił, nie takiego zięcia sobie wymarzył, szło tylko o zasady.
Nie wiedziałam, jak się mądrze ojcu postawić, wiedziałam jedynie, że muszę. No i wybrałam najgorsze – zgodziłam się na wszystko, co proponował mój ówczesny chłopak. Wynajęliśmy pokój, tata odciął pomoc finansową i kazał mi iść do pracy, co mojemu chłopakowi bardzo się podobało. Jakieś pieniążki przysyłała mi mama i niby nie było źle.
Problem w tym, że studia kompletnie mi nie leżały, zaniedbywałam je, uganiając się za pracą. Nie miałam czasu znaleźć nowych przyjaciół, tęskniłam za starymi. Mój chłopak na odwrót — radośnie przyjął fakt, że coraz więcej zarabiam, i skoncentrował się na życiu towarzyskim, także nocnym. Okazałam się dla niego zbyt drętwa.
Nasz związek się rozpadł. Wynajęłam samodzielne mieszkanie, ale nie jestem szczęśliwa. Nie lubię tego miasta, jestem zmęczona i samotna, ale studia chcę skończyć, żeby nie zaczynać wszystkiego od nowa, jeszcze do tego z gderającym tatą na karku i brakiem ciepłego miejsca, dokąd można wrócić na święta…
Ocknęłam się i nie wiem, jak do tego doszło: chciałam postawić na swoim, a cały czas robiłam tylko to, czego chcieli, oczekiwali ode mnie inni. Mnie, moich pragnień wcale w tym nie ma. A osoby, którym ulegam, to żadne dla mnie autorytety, daję się nieść fali, jak papierowa łódeczka. Kogo i czego ja się bałam, że robię głupstwo za głupstwem? A teraz boję się, że za moment znów pojawi się ktoś w moim życiu i gdzieś mnie „ustawi”. Może zabierze mnie do Honolulu i każe pracować w kasynie, bo to takie fajne, a ja zacisnę zęby i będę dalej marzyć o swojej chatce w górach…
katia
***
Droga Katiu!
W przybliżeniu sprawy mają się w moim odczuciu tak.
Mama przekazała Ci gen niezależności, ale nie popracowała nad jego podtrzymaniem. Skapitulowała przed czasem. Wybaczyłaś jej to podświadomie, bo zapewne to właśnie ona w Waszej rodzinie jako jedyna postawiła na swoim i jest sobą, robi to, co chce. I to ona jest Twoim prawdziwym autorytetem. Inna sprawa, że płaci za to znaczną cenę – bez wątpienia wie, że wybierając własne dobro, w jakimś sensie zawiodła córki, zamiast równoważyć wychowawcze zapędy taty – łagodzi jedynie ich skutki doraźną pomocą i wsparciem. Ale – dobre i to.
Twój układ z tatą jest bardziej skomplikowany. Kochasz go, a do miłości wcale niepotrzebny jest autorytet. Uczucia są irracjonalne, najczęściej. Kiedyś marzyłaś zapewne o tym, by zamienić się z Mimi, zająć jej miejsce na kanapie i w sercu taty. Wydawało Ci się, że musztra oznacza brak miłości. Błąd. Tata kocha Was po swojemu, w Twoim wypadku nieudolnie. Nie osiągnął wiele, broniąc się przed czułością i pobłażaniem. Nie chcesz realizować jego rozsądnych wizji, źle się czujesz w jego obecności. To jego klęska, nie Twoja! Tylko… czy warto spędzać najlepsze lata życia na analizowaniu tego faktu?
Nie. Trzeba to zaakceptować, odłożyć na bok i ruszyć do przodu, lub przynajmniej swoją własną drogą. Tak zresztą należy postąpić ze wszystkimi, którzy próbują nas zdominować – nawet w dobrych intencjach – i odbierają nam swobodę oddechu.
Ta opcja nie jest aż tak trudna, jak się wydaje. Więcej wysiłku kosztuje moim zdaniem zapominanie o sobie i podporządkowywanie się komuś dla świętego spokoju. Zwłaszcza, kiedy ma się jakieś zalążki własnych celów, pomysłów na życie. A Ty przecież je masz.
Piszesz, że czujesz się samotna, tęsknisz za ciepłym domem… Pytanie, gdzie ten dom. I z kim. Czy jesteś absolutnie przekonana, że warto kończyć nieinteresujące studia tylko po to, by dwa razy do roku usiąść z rodzicami do stołu i powiedzieć ojcu, że wszystko ok, nie zawiodłaś nadziei? Widziałam kiedyś piękny film z Natalie Portman, o bardzo niekonwencjonalnych losach dziewczyny… Miał tytuł: Tam dom twój, gdzie serce twoje. Z sytuacji teoretycznie beznadziejnej młodziutka bohaterka wyszła „na swoje” dzięki determinacji i otwartości na innych ludzi – nie tych jednak, którzy ją zawiedli lub próbowali naprowadzać na właściwe tory.
Myślę, że posiadasz ten instynkt wyraźnego odczuwania, co jest najwłaściwsze dla Ciebie. Tylko brakuje Ci zaufania do własnych wyborów. Można nad tym popracować „siłowo” – szukając, decydując o sobie, wprowadzając stopniowo zmiany. I konfrontując się z konsekwencjami tych działań. Właśnie to Ci doradzam.
Skoro umiesz się samodzielnie utrzymać w nielubianym mieście, na nielubianych studiach, czy logicznym posunięciem nie byłoby przetestowanie tego samego w jakimś innym, bardziej Ci bliskim miejscu i na innym kierunku? Chyba to będzie łatwiejsze, bo milsze sercu, robione w zgodzie ze sobą? Nie polecam rewolucji, polecam próbę – jedną, drugą, aż do skutku.
Wiem, że zależy Ci nadal na opinii taty i jego miłości. I chcę Cię zapewnić, że kiedy zaserwujesz mu koktajl z satysfakcji i pewności siebie, całkiem przy okazji pozbawisz go kontroli, a zyskasz szacunek i akceptację. Choć, moim zdaniem, nie to powinno być Twoją główną motywacją… Jesteś już dorosła i powinnaś walczyć przede wszystkim o siebie, nie o akceptację otoczenia, nawet najbliższego.
I jeszcze ten pies… Wybacz ojcu. Zwierzęta są bezradne i całkowicie od nas zależne, a kochają bezinteresownie. Może tego szuka i potrzebuje Twój ojciec najbardziej? Z dziećmi na dłuższą metę to przecież nierealne:-).
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze