Lenie patentowane
CEGŁA • dawno temuMam 33 lata, 10-letnią córkę Emilkę. Dziecko mi się zacięło i odmawia współpracy, a twarda jest wtedy jak głaz:). W zeszłym roku szkolnym uciekała z lekcji. Nie chciałabym, żeby moje dziecko szło szlakiem rozczarowań i niedokończonych zadań, aż do zgorzknienia. Pragnę nauczyć ją cierpliwości, obowiązkowości, kilku wyrzeczeń, procentujących później. Ona woli żyć chwilą, do niczego się nie zmuszać, dokładnie jak tata. Jak nakłonić męża lekkoducha, żeby nie torpedował moich metod wychowawczych?
Kochana Cegło!
Mam 33 lata, 10-letnią córkę Emilkę. Po powrocie z obozu letniego właśnie nam oświadczyła, że od września nie będzie chodzić na zajęcia fakultatywne, bo ją nudzą, a pani jest głupia, mściwa i złości się, że nie potrafi nikogo nauczyć. Pośród tych zajęć, słono płatnych, jest m.in. język angielski! Dziecko mi się zacięło jednak i odmawia współpracy, a twarda jest wtedy jak głaz:). W zeszłym roku szkolnym uciekała z tych lekcji, zaprzyjaźniła się z panią szatniarką i kucharką…
Częściowo daję jej wiarę, bo sama uczę w szkole i znam klimaty. Częściowo mam pretensje do jej tatusia. Są za pan brat i skoczyliby za sobą w ogień, nawet bez mamusi, a może tym chętniej:). Dwie rogate dusze, nawzajem się kryją i wspierają, a pierwsi są wtedy, gdy można uniknąć jakichś obowiązków. Jerzy był identyczny – trochę wiem z opowiadań, trochę już z bycia razem przez kilkanaście lat. Otarliśmy się o rozwód z powodu jego beztroski, na szczęście wybrałam… życie w śmiechu. Jurek tak mnie rozbawił na spotkaniu pojednawczym, że łzy spływały mi po szyi na bluzkę, tworząc mokrą plamę. I zawsze tak potrafi rozładować każdy konflikt.
My dorośli, odpowiadamy jednak do pewnego stopnia za siebie i śpimy jak sobie posłaliśmy. Dziecko moim zdaniem to co innego. Nie umie samo osądzić swoich decyzji i ich konsekwencji na przyszłość. Dlatego drę koty z Jerzym, który wziął stronę Emilki i nie chce jej zmuszać do chodzenia na te przedmioty, które jej nie odpowiadają – w tym wypadku nie odpowiada nauczycielka, ale takich wrednych zajęć jest więcej. Mąż nie dobrnął nigdy do matury, po 10 latach męki w podstawówce rzucało go po liceach, ale wagarował, więc rodzice się zmęczyli i oddali go do zawodówki, którą jakimś cudem skończył. Moim zdaniem nie stoczył się jedynie dzięki talentowi, dzięki temu, że kilka rzeczy go rajcowało, miał dryg i lubił je robić – na przykład wszystko, co związane z drewnem. Inaczej byłby nikim i zarabiał chyba zbieractwem. Byle tylko tę buntowniczą duszę zachować.
Mój Jurek chętnie pokazuje plecy każdemu, kto głupio mówi, a zwłaszcza wydaje głupie polecenia. Dlatego lata trwało, nim został sobie panem i zaczął zarabiać przyzwoite pieniądze na własnych warunkach. Przedtem zewsząd go wyrzucano, a ja martwiłam się swoją ciążą i losami dziecka ze względu na finanse… Teraz, kiedy Emilka rośnie, robi się kontaktowa, a wręcz mądralińska, świetnie się ze sobą dogadują. Widzę, że charakterek zdarty po tatusiu:).
Jerzy popełnił moim zdaniem gruby błąd, mówiąc córce w mojej obecności, że Mama uczyła się prawie dwadzieścia lat i co z tego ma? Tylko ją prześladują ważni panowie, bo jest kobietą. To była aluzja do moich wymarzonych studiów matematycznych… W tej dziedzinie albo trzeba być geniuszem, albo wcale się tam nie pchać. Sama to mówiłam Jurkowi i nie mam żalu, że to zapamiętał, tylko o kontekst użycia jako argumentu. Ja postawiłam na miłość, dziecko, 10 lat woziłam się z doktoratem oszukując siebie i innych, w końcu skapitulowałam. Nie było już dla mnie miejsca na uczelni, zostałam nauczycielką w szkole, dorabiam korepetycjami. Jestem rzetelna, ale to już nie pasja. Emilka takich zawiłości nie pojmie.
Nie chciałabym, żeby moje dziecko też szło szlakiem rozczarowań i niedokończonych zadań, aż do zgorzknienia. Wiem, że ma kompletnie odmienną naturę od mojej, nie znaczy to jednak, że poradzi sobie w życiu jako nieuk, minimalnym wysiłkiem. Pragnę nauczyć ją cierpliwości, obowiązkowości, kilku wyrzeczeń, procentujących później. Ona woli żyć chwilą, do niczego się nie zmuszać, dokładnie jak tata.
Prawdą jest, że Jurka bardzo szybko przestałam naprostowywać, zrozumiawszy, że to bezcelowe. Ale dziecka nie mogę tak odpuścić. Tylko jak nakłonić męża, tego lekkoducha, żeby nie torpedował moich metod? Bo w tej sprawie im nie odpuszczę, moim drogim leniom patentowanym!
Aśka
***
Kochana Asiu!
Psychologia dziecka to wielki, wspaniały świat. Część odpowiedzi na swoje niepokoje, tudzież stosowne narzędzia powinnaś uzyskać u kogoś specjalizującego się w tej dziedzinie. Ja odpowiem, jak widzę całokształt stosunków w Twojej rodzince.
Jest w Twoim liście tyle wyrozumiałej, serdecznej miłości wobec męża i córki – odwzajemnionej zresztą – że nie wyobrażam sobie u Was sytuacji bez wyjścia czy nierozwiązywalnych konfliktów. Sama chyba czujesz, jak fajne stadło tworzycie. Po zjedzeniu razem beczki soli i nauczeniu się szacunku dla swoich indywidualnych minusów oraz plusów, nie grozi Wam z pewnością fiasko związku z powodu tego drobnego incydentu pajdokracji:).
Pamiętaj, że wagarowanie i bunt to domena dzieci nieco starszych. Jeśli Emilka ucieka z zajęć, oznacza to, na moje wyczucie, że są ku temu powody ściśle merytorycznie i/lub emocjonalne. Dziecko najwyraźniej źle się na nich czuje. Może nie robi postępów, jest karcone, zawstydzane? Może się boi nauczycielki, do czego za nic nie chce się przyznać z przyczyn ambicjonalnych? Rozmawiając z psychologiem dziecięcym, usłyszysz też z pewnością pytanie o nadmiar zadań i obciążeń – wielki problem w dzisiejszych czasach. 10-letnia Emilka nie jest już maluszkiem, powoli zaczyna wiedzieć, czego chce, a czego nie. Zwłaszcza, że ma niezależny charakter. Dlatego musisz koniecznie wybadać i zdecydować, co będzie dla Niej ważniejsze i bardziej wartościowe, także w dłuższej perspektywie czasowej: 3 języki obce, lekcje baletu, gry na flecie oraz kółko szachowe – czy raczej więcej spacerów po lesie i samodzielnych lektur?
Najważniejsze to nie popaść w jakże częstą pułapkę myślenia, że dziecku musi się udać wszystko to, co nie udało się nam, inaczej będzie nieszczęśliwe. Nieprawda — w ten sposób walczymy o własne uczucia, nie dziecka. Ono musi nadrobić, naprawić to, co zepsuliśmy. Nie warto w ten sposób ustawiać latorośli – zwłaszcza takiej jak Emilka, które już wyraźnie zaznacza własne zdanie i broni go.
Zamiast się martwić, podejdź do tego inaczej: Emilka nie ma nic przeciwko nauce angielskiego. Nie podobają jej się same lekcje. A może zbyt wiele czasu spędza w jednej szkole? Możesz „wyprowadzić” język na zewnątrz, załatwić lekcje indywidualne czy fajny kurs, fakultety nie są przecież obowiązkowe, jedynie wygodne, bo na miejscu.
Co do Jerzego: wyciąganie i komunikowanie dziecku Twoich niepowodzeń rzeczywiście było błędem i nietaktem, ale chyba nie perfidnym. Jerzy nie wygląda mi na wrednego złośliwca. Ot, uczyć Mu się nie chciało, ale swoje osiągnął. Może pęka z dumy, a może troszkę udaje i żałuje? Chciał podać pozytywny przykład nieuczenia się:), a wyszło niezgrabnie. Na pewno jako rodzice powinniście ustalić wspólną, konsekwentną linię postępowania, strategię wobec córki w sprawach najistotniejszych, żeby dom nie zamienił się w salon dyplomatycznych rozgrywek (dzieci są w nich mistrzami).
Z drugiej strony, musicie Jej ufać i popierać Jej twórcze pomysły. Tylko wówczas będzie Wam o wszystkim mówić, co z kolei umożliwi Wam mądrą interwencję. Emilka nie musi spędzać czasu w szkolnej szatni. Lepiej, żeby od razu i ze wszystkim mogła przyjść do Was. Nie bombarduj córki na serio ocenami typu „leń”, to mało inspirujące – w przypadku męża zresztą również. W kategoriach dobrego, ciepłego dowcipu zachowaj tę żartobliwą opinię na żartobliwe chwile. Czas szybko leci i z każdym rokiem Emilka będzie miała coraz większe prawo wyboru – także tego, czego chce się uczyć i jak lubi spędzać czas wolny. Nie warto wychowywać Jej reżimowo i musztrować w imię ciężkiej pracy nad sobą, ponieważ w tej atmosferze może dojść do naprawdę poważnego konfliktu pokoleń.
W znacznym stopniu szanujesz i doceniasz drogę, jaką przebył Jerzy. Nie odrzuciłaś Go, byłaś po jego stronie. Emilka nie musi aż tak jak On iść pod prąd, ale na pewno zasługuje na szacunek fakt, że nie chce jak owca zawsze wędrować ze stadem. To objaw silnej indywidualności. Próbując ją wytrzebić, przegrasz. Myślę, że tak właśnie uważa Twój mąż, nie zakładaj więc, że próbuje przekabacić Emilkę na ciemną stronę totalnej beztroski. Jeśli za bardzo Jej pobłaża – po prostu z Nim pogadaj. Tatusiowie często mają słabość do swoich jedynaczek. Mądrość polega na tym, żeby dobrze to wykorzystać:).
Powodzenia życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze