Dorośli o mundurkach dzieci
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPo wprowadzeniu do szkół obowiązkowych mundurków w Polsce rozgorzała debata na temat szkolnego stroju. Czy wprowadzenie jednolitych ubrań jest zasadne, potrzebne, czy wręcz przeciwnie bezsensowne i niechciane? Na to pytanie musieli odpowiedzieć dorośli: nauczyciele i rodzice umundurowanych 1 września dzieci. Już po dwóch tygodniach w szkole wiadomo, że sprawa mundurków nie przycichnie tak szybko.
Przeczytajcie i wypowiedzcie się.
Magda (mama gimnazjalistki z Ciechanowa):
— Dobrze pamiętam czasy, kiedy zmuszano mnie do noszenia fartuszka. Wiem, co przeżywa dziewczyna, która dojrzewa, zaczyna o siebie dbać, chce się podobać chłopcom i jest zmuszona do noszenia jednolitego, smutnego mundurka. Dlatego współczuję mojej córce, że w XXI wieku musi przechodzić przez to samo co ja. Wiem, że szkoła to nie miejsce na wyzywające stroje, ale prawda jest taka, że dzieci, które ubierają się do szkoły nieodpowiednio, można policzyć na palcach jednej ręki. Nigdy nie puściłam do szkoły swojej córki w butach na obcasie, choć pozwalam jej na noszenie takich po lekcjach. Nie pozwalałam jej na przekłucie nosa, wkładanie długich kolczyków do ucha, farbowanie włosów (z wyjątkiem szamponu koloryzującego podczas wakacji). Moja córka nie nosi bluzek z odkrytym brzuchem czy biustem. Lubi jednak ubierać się w swoim stylu i nie mieć narzuconego stylu ministra. Nie pracuje przecież w wojsku czy policji.
Chodzi do szkoły, w której chce się czuć komfortowo: w swoich ulubionych dżinsach, w swojej ukochanej sztruksowej koszuli itd. Pan minister nie przysłużył się tym rodzinom, w obronie których stawał, bo ich dzieci były rzekomo gorzej ubrane ze względów finansowych, a teraz rodzice zmuszeni byli do zakupu mundurka. Na jednym oczywiście się nie skończy, bo na zimę trzeba będzie kupić nowy i kolejne dwa na kolejne lata w szkole. Ubranie, w którym chodzi się codziennie, przecież bardzo szybko się brudzi. Ja mam tylko córkę, ale co z rodzicami, którzy nie kwalifikują się na dofinansowanie z budżetu, a mają troje lub czworo dzieci uczących się w szkole?
Andrzej (ojciec dwóch chłopców z Poznania):
— Pochwalam wprowadzenie mundurków. Sam chodziłem do elitarnej szkoły z mundurkami i bardzo miło to wspominam. Jednolity strój sprawił, że czuliśmy się jak wspólnota, jedna społeczność, rodzina, klan. Nie strój zdobi człowieka, żeby się wyróżnić z tłumu jednakowych osób, trzeba było się wykazać wiedzą, osobowością, charakterem i zachowaniem, a nie ubiorem. By zaistnieć, nie wystarczą świetnie skrojone spodnie, przebojowa bluza i modna fryzura, ale to, jakim się jest. To lekcja dla wszystkich młodych ludzi na przyszłość. Dzieci muszą zrozumieć, że szkoła to nie miejsce na strojenie się, ale na naukę. Strój powinien reprezentować szkołę.
Janusz (nauczyciel polskiego z Warszawy):
— Nie narzucam mojej córce swojego zdania i do niczego jej nie zmuszam. Tak było zawsze, od dziecka. Dlatego również w kwestii mundurka może mieć swoje zdanie. Jest w ostatniej klasie gimnazjum, dorasta, jej zdanie jest równie ważne. Sam nie jestem zwolennikiem wprowadzenia mundurków do szkół, dlatego popieram moją córkę. Gabrysia zdecydowała, że nie będzie nosić mundurka, wiedząc, jakie grożą jej za to konsekwencje. W jej szkole nienoszenie mundurka oznacza obniżenie o stopień oceny z zachowania. Na pierwszej godzinie wychowawczej rozmawiała z nauczycielką i dobrowolnie zrezygnowała z wzorowego zachowania. Jestem nauczycielem polskiego w tej samej szkole, jej wychowawczyni wie, że córka poinformowała mnie o swojej decyzji i że ma moją aprobatę. Cieszę się, że za zgodą rodziców i wychowawców dzieci jednak mogą mieć własne zdanie w kwestii swojego wyglądu. Dodam, że moja córka nie nosi wyzywających strojów, nie znosi dekoltów ani mini. Jest tylko przeciwniczką ujednolicania ludzi.
Olga (nauczycielka z Warszawy):
- Jak najbardziej popieram wprowadzenie jednolitych strojów do szkoły. Rodzice, którzy są temu przeciwni, nie zdają sobie sprawy z tego, jak ich dzieci ubierają się do szkoły. To rewia mody. Przekrzykiwanie się w kolorach, prowokowanie dekoltami, krótkimi spódnicami, nieodpowiedniej długości bluzkami. Dzieci zamiast o lekcjach myślą o tym, jak się ubrać, by zaimponować kolegom, i jakie dżinsy są modne w tym sezonie. Na strojenie się będą miały jeszcze czas, a odrobina dyscypliny im nie zaszkodzi.
Zofia (mama czwartoklasisty z Poznania):
— Minister nie przewidział wielu kwestii, które dla nas, rodziców, są jasne już po kilku dniach września. Jeden mundurek to za mało. W szkole mojego syna zdecydowano, że mundurkiem będą jednolite koszulki polo w niebieskim kolorze. Musiały być tanie, bo rodzice niektórych dzieci nie mają pracy lub zarabiają bardzo mało, a nie łapią się na dofinansowanie. Koszulki są tanie, ale są też kiepskiej jakości. Mój syn już drugiego dnia miał pod pachą dziurę. Jak te mundurki będą wyglądały za miesiąc… nie mam pojęcia! Przyjdzie zima i trzeba będzie kupić nowy mundurek, bo zimą dzieci nie będą chodzić w polo z krótkim rękawem. Mój syn jak to dzieciak — je jogurt, pączka, poplami się, pobrudzi, upaćka sokiem, spadnie mu pomidor z kanapki i mundurek po jednym dniu nadaje się do prania. Nie nastawiam pralki codziennie, bo nie uzbieram pełnego bębna brudnych ubrań w ciągu dnia. Woda jest droga, więc nie opłaca mi się nastawiać pralki tylko z jedną koszulką. Piorę więc ręcznie – a to dla mnie dodatkowa robota. Plamy schodzą trudno. Mundurek nie wygląda już tak reprezentacyjnie, jak by się mogło wydawać.
Marzena (mama piątoklasistki z Ciechanowa):
— Bardzo ucieszyłam się z pomysłu ministra. Jesteśmy ubodzy i dla mnie mundurki to po prostu korzystne rozwiązanie. W ten sposób uniknę kilku drażliwych problemów. Moja dorastająca córka chciała mieć modne ciuchy i dorównać swoim koleżankom. Nie ma pani pojęcia, jak straszna jest dla matki, która także chciałaby dla córki jak najlepiej, odmowa. Wielu rzeczy nie mogłam jej po prostu kupić ze względów finansowych. Zazdrościła więc koleżankom i czuła się odrzucona przez nie ze względu na strój. Teraz wszystkie dzieci będą wyglądały tak samo i to nie będzie rodziło zawiści, a może zamiast różnić, połączy ich. Wolę wydać na mundurek, niż słyszeć codziennie: „mamo, kup mi to, kup mi tamto, to jest modne, to mają wszystkie dziewczyny w klasie”. Teraz wszystkie dziewczyny w klasie będą miały to samo, a ja będę miała święty spokój.
Tomasz (nauczyciel wychowania fizycznego z Warszawy):
— Już po pierwszym tygodniu widać, że obowiązkowe wprowadzenie mundurków do szkół nie było dobrym pomysłem. Wszyscy, bo i nauczyciele, i rodzice, i dzieci czują się tym przymusem zgwałceni. Mundurki wcale nie będą wyglądać schludnie, zwłaszcza po wielu praniach. Dzieci się brudzą i właściwie codziennie powinny zakładać wyprany, czysty i wyprasowany mundurek, by miało to sens. Kiedy widzę moich urwisów, których mundurek już po pierwszym tygodniu wygląda jak szmata, chce mi się śmiać. Dzieci biegają, bawią się, rozrabiają, jeden drugiego pociągnie za rękaw i mundurek załatwiony. Nie każdego rodzica stać na kilka nowych, bo już zakup jednego to spory wydatek. Nie wszystkie mamy będą dbały o to, by ubranie do szkoły było zawsze czyste. Pod koniec roku mundurki ponad połowy dzieci nie będą miały nic wspólnego ze schludnością.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze