Wielki powrót zarostu?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuDobra, czas się przyznać. Mam wąsy. I brodę. I mnóstwo elementów zarostu, które z punktu dzisiejszego modnego mężczyzny (3 x W: wydepilowany, wysuszony, wymoczkowaty) nie nadają się do wymienienia, ale mam też zmysł obserwacji, który pokazuje, że coś się zmienia. Powraca czas wąsów.
Już pierwiosnki mody na lata osiemdziesiąte dały co mocniej obdarzonym zarostem panom powód do wyhodowania sobie tej „męskiej twarzy ozdoby”, jak pisał dziejopis. Sam pamiętam, jak z kolegami kilka lat temu uprawialiśmy swoisty wąsaty szyk, łącząc go z hawajskimi koszulami rozpiętymi do pępka i ogolonymi głowami oraz okularami przeciwsłonecznymi typu cobra ze szkłami w kolorze żółtym. Podobnym stylem zachwycał Andrzej Chyra w filmie Kalafiorr nieco niesłusznie niedocenionym debiucie reżyserskim Jacka Borcucha, dziś cenionego twórcy filmów i aktora. I podobnie jak film Borcucha wąsy w naszym kraju ciągle nie są wysoko cenione w świecie kultury, sztuki i wśród sezonowych telewizyjnych gwiazdek. A przecież wąsy cieszyły się w Polsce zawsze wielką i zasłużoną popularnością.
To właśnie wąsy były ozdobą twarzy szlachcica, dopóki republikanizm i oświeceniowe miazmaty nie przyszły z Zachodu wraz z modą na wygolone twarze. Wąsy nosili godni gospodarze z Chłopów Reymonta i władcy - wojownicy jak Sobieski czy (według Matejki) Krzywousty albo Chrobry. Różnica pomiędzy sumiastymi i nadającymi twarzy ponury wyraz wąsami Piłsudskiego (w końcu był „dziadkiem” narodu), a ostrymi, krótkimi i nieco „niemieckimi” w typie wąsami Dmowskiego (choć sam Dmowski z Niemcami zbyt dużo wspólnego nie miał, poza uwielbieniem Realpolitik) mogłyby stać się powodem do wyciągnięcia daleko idących wniosków psychologicznych, a także politycznych. W końcu i później zarost w polityce pojawiał się często. Krótkie wojskowe wąsy Sikorskiego i Andersa jako symboli Polski walczącej i niepodległej kontrastowały z wygolonymi twarzami pierwszych sekretarzy (poza Bierutem).
Również w opozycji, która do dziś jest obecna na polskiej scenie politycznej, uwielbienie dla wąsów było wielkie: wąsy nosił i Lech Wałęsa (sumiasty, sarmacki wąs), i bracia Kaczyńscy (krótkie wąsy a la Dmowski), nawet Adam Michnik przez jakiś czas dopuszczał wąsy na swoją twarz. Ale w opozycji było też wielu którzy, woleli image a la romantyk zmiksowany z Jackiem Kaczmarskim (czyli wąsy w komplecie z brodą), o czym świadczą dawne zdjęcia Przemysława Gosiewskiego czy Władysława Frasyniuka. Oczywiście polityka to tylko jedno siedlisko wąsów – mają one swoje miejsce i w popkulturze.
Trudno wyobrazić sobie bez wąsów takich twórców jak Krzysztof Krawczyk lub, no właśnie – Jacek Cygan. Zgolenie przez niego wąsów było sensacją jednego z odcinków Idola i, muszę przyznać, przyciągnęło przed ekran nawet mnie, co było tym trudniejsze, że nie miałem wtedy własnego telewizora (zresztą dalej nie mam).
Ale wąsy, o których pisałem dotychczas, to wąsy, można by rzec, tradycyjne, zakorzenione w historii, a przynajmniej wywodzące się z zamierzchłych lat osiemdziesiątych. Idzie jednak nowa, świeża moda. Pojawiła się już w świecie kultury Zachodu, a jej pierwiosnki zaczynają rosnąć i na twarzach Polaków.
Można ogłosić powrót zarostu. Wąsy na twarzach latynoskich aktorów zawsze się doskonale komponowały, a nawet jeśli któryś z nich jest gładko ogolony (jak na przykład Javier Bardem) to wyglądają na jakichś takich zarośniętych… Benicio del Toro zachwycał wąsem jako samoański adwokat w Las Vegas Parano, wąsy i marna bródka towarzyszyły mu również w roli Che, a dla potrzeb promocji filmu chodził przez jakiś czas ubrany i zarośnięty jak rewolucjonista, który przyniósł szczęście i wolność narodowi Kuby, a potem pojechał nieść je dalej. Wąskie wąsy Antonio Banderasa jako latynoskiego męża i ojca w Czterech pokojach były jednym z najmocniejszych aspektów wizualnych tego filmu, a jako młody Zorro Banderas biegał z wąsami przez cały okres „szkolenia” przez starego Zorro (Antony Hopkins, takoż wąsaty i brodaty przez pierwszą cześć filmu). Tymczasem okazało się, że wielu hollywoodzkich gwiazdorów zapuszcza sobie to i owo na twarzy, by wymienić Joaquina Phoenixa, Jima Carreya, Eddiego Murphy’ego, Seana Connery'ego, Johnego Deepa (który zarost uzupełniał czasem złotymi nakładkami na zęby oraz kupą łańcuszków i wisiorków), Brada Pitta, Georga Clooneya czy „pierwszego zięcia Czwartej Rzeczypospolitej” Collina Farella. Jeśli weźmie się pod uwagę, że spora część z wymienionych panów od lat zajmuje wysokie miejsca w rankingu najseksowniejszych aktorów, można przyjąć, że moda się upowszechni, a mamy podstawy, by tak przypuszczać, wnioskując z wahadłowego rozwoju mody.
Tak to przeważnie bowiem bywa, że w miejsce wypacykowanych wielbicieli rocka, przychodzą niedogoleni grunge'owcy, a zamiast chłopczyc międzywojnia pojawiają się zwiewne dziewczęta lat 50. w kloszowych spódnicach i baletkach.
Pozwalam sobie wieszczyć koniunkturę na twardzieli a raczej pseudotwardzieli, bo rynek zawsze wszystko wypaczy, zacznie wciskać nam maszynki pozostawiające prawdziwie twardzielski trzydniowy zarost, wody toaletowe reklamowane przez podstarzałych modeli udających zwycięzców rajdu Paryż – Dakar, a jako modny sport, zamiast squasha czy joggingu, będzie nam wciskany rafting i paralotniarstwo.
Powiedziałbym: drodzy panowie – płyńcie wbrew modom i trendom, ale tej się poddajcie – warto mieć zarost. W końcu wolicie wyglądać jak Sean Connery czy Krzysztof Ibisz? Ale ponieważ to serwis dla kobiet, powiem: drogie kobiety – pozwólcie swoim mężczyznom nosić wąsy!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze