Obrona życia czy dehumanizacja człowieka?
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuCoraz bardziej przeraża mnie moja ojczyzna. Na pociechę czytam wiersze poety z Kolbuszowej, z tomiku o znamiennym tytule „Księga wyjścia awaryjnego”. Jeśli wiara pomaga tu zostać, to zazdroszczę wierzącym i głęboko ich podziwiam. Rozumiem jednak tych, którzy się ewakuują. Nie z tchórzostwa czy wygodnictwa. Raczej z poczucia zagrożenia wolności i godności.
Coraz bardziej przeraża mnie moja ojczyzna. Na pociechę czytam wiersze poety z Kolbuszowej, z tomiku o znamiennym tytule „Księga wyjścia awaryjnego”. Jeśli wiara pomaga tu zostać, to zazdroszczę wierzącym i głęboko ich podziwiam. Rozumiem jednak tych, którzy się ewakuują. Nie z tchórzostwa czy wygodnictwa. Raczej z poczucia zagrożenia wolności i godności.
Polski Kościół – ostatnio w osobie abp Michalika – czuje się prześladowany. Przez kogo? Przez Urząd Skarbowy? Wymiar sprawiedliwości? Własną komisję etyczną? Watykan? Nie. Przez „zbyt łagodną” (a najsurowszą w Europie) ustawę antyaborcyjną.
Przypominam: Kościół głosi, że każde życie jest równie bezcenne. Jednocześnie jednak żąda (sic!) poświęcenia losu kobiety (nie mężczyzny, bo to osobny temat, a sperma, jak już dawno zauważył Monty Python, jest dobra i święta), lekarza, naukowca — w zamian za egzystencję zygoty. W chwili, gdy plemnik wtargnie do jajeczka, żarty się kończą. Ta para złączona jest nierozerwalnym węzłem przez Boga i nietykalna, bez względu na koszty okolicznych zainteresowanych miernot ludzkich.
Kościół wyręcza wszystkich: naukę, sumienie, realia. Kościół wszystko wie lepiej. In vitro, antykoncepcja, aborcja – to grzechy śmiertelne. Arogancja rządu wobec najsłabszych ekonomicznie i przemoc czy choćby nieodpowiedzialność mężczyzn wobec kobiet to pestka. Pewnie dlatego Kościół nawoływał zgwałcone i zapłodnione ofiary z byłej Jugosławii do ochrony poczętego życia, które niczemu nie jest winne. W świecie racjonalnym, obiektywnie, winni są gwałciciele, ale czy Kościół nawoływał do ich ścigania i karania? Nie. Łatwiej ścigać i karać upokorzoną kobietę w stanie błogosławionym, gdyby, o zgrozo, postanowiła ten stan zmienić.
Szkoda, że hierarcha Michalik, tak zatrwożony losem zarodków, nie pochyli się raczej nad okaleczonymi psychicznie pensjonariuszami domów dziecka. Kościół wciąż ma taki szacunek i moc sprawczą w Polsce, że mógłby wpływać na ustawodawców w kierunku uproszczenia i skrócenia procedur adopcyjnych. Ale nie. Woli piętnować rodziny walczące o poczęcie własnego potomstwa wszelkimi darowanymi przez postęp metodami oraz potencjalne matki, które rodzić z rozmaitych względów nie powinny.
Wciąż zdumiewa mnie tendencyjność i chaos w nauczaniu katolickim. Małżonkowie z tą samą pokorą i uniżeniem winni przyjmować swoją bezpłodność, co nadpłodność. Człowiek jest wolny, ale o niczym nie ma prawa decydować. Ani o tym, czy umie być szczęśliwy, nie uczyniwszy wszystkiego, by mieć dzieci, ani o tym, czy podoła rodzicielstwu. Rozwój medycyny, zmiany kulturowe i mentalne, drastyczne zróżnicowanie społeczne i demograficzne danego kraju, a co dopiero całego świata, wreszcie – wolność człowieka w aspekcie najważniejszym, czyli WOLNY WYBÓR NIEWIARY – to jest dla Kościoła nieważne. Kościół chce się panoszyć i wpływać na życie wszystkich ludzi, także tych, którzy do Kościoła nie należą. A władza boi się tupnąć i obwieścić raz na zawsze swoją neutralność w tej kwestii.
Bo abp Michalik ma prawo do swoich poglądów. Tak samo, jak żyd, muzułmanin, buddysta i… ateista. Pozostawmy „grzesznika” samego, niech się boryka ze swoim sumieniem lub jego brakiem. Czemu mam żyć w państwie, które nie respektuje bogactwa człowieczeństwa, nie umie służyć sprawiedliwie wszystkim? Jeśli rząd ugnie się pod krzyżem i podetnie skrzydła orłu, wrócimy do totalitaryzmu. W jego odsłonie najstraszliwszej – próbie zniszczenia indywidualności, podeptania niezależności, ubezwłasnowolnienia wolnej osoby ludzkiej.
Wtedy dopiero zacznie się klonowanie… I jak Kościół sobie z tym fantem poradzi?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze