Baba za kierownicą
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuWiększość mężczyzn uważa kobiety za kiepskich kierowców – głównymi zarzutami są: „niekonwencjonalne” prowadzenie auta, za wolna i zbyt ostrożna jazda, nieznajomość usterek, nieporadność np. przy zmianie opony. Kobieta za kierownicą jest według nich zagrożeniem na drodze. Stereotypowo każda z pań poprawia sobie makijaż podczas jazdy, naciska pedał gazu w szpilce i jest nieuważna.
Jednak list, który przyszedł do redakcji Kafeterii przeczy tym stereotypom (zresztą nie tylko on). Napisała kobieta, która zna się na rzeczy.
Mariola (35 lat, informatyczka z Warszawy):
— Czy jadąc autem zastanawiacie się czasem — jak mógłby wyglądać wasz dzień? Mówię tu o chwili, gdy wracacie zmęczeni do swoich domów.
Zwykle ruszamy do pracy zbyt późno, w pośpiechu, radio szczeka jakieś bzdury (polityczne) - kto się na kogo obraził, kto powinien i gdzie jechać, który darmozjad co powiedział o innym darmozjadzie. Telefon służbowy już zaczyna dzwonić z problemami. Jak reagujemy? Znowu wszyscy na drodze stają się naszymi wrogami - Czemu ten osioł tak się wlecze, no nie… znowu jakiś cwaniak wciska się na chama, czego trąbisz, no rusz d… (i same wciskamy klakson).
A może tak:
Wyjedź z domu 15 minut wcześniej; włącz sobie muzykę, którą lubisz. Czy widzisz tych ludzi śpieszących się bez sensu. Zauważasz w tym stadzie robaczków kogoś rzeczywiście zagubionego? Wpuszczasz go np. z ulicy podporządkowanej lub pomagasz w inny sposób, a on odwdzięcza ci się uśmiechem lub skinieniem ręki. Z tym gestem podziękowania nagle świat nabiera różowych barw. Wszyscy wokół nie robią ci przecież na złość (nie wszyscy). Jeśli trafisz na naprawdę niebezpiecznego osobnika, dzwoń pod 112 i opisz sytuację — nie wdawaj się w wojnę „kto tu komu pokaże, jak się jeździ”. Policja przyjmuje takie zgłoszenia i śmiem wierzyć, że podejmują odpowiednie działania. Z opowieści współużytkowników dróg wiem również, że patrole potrafią wyłapać psychicznych za kierownicą. Dawno temu dziwiliśmy się np. Szwedom, którzy dzwonią z komórek na policję, gdy ktoś przekracza przepisy drogowe, a u nas hulaj dusza, CB radio, piekła nie ma, a jak złapią, to ponegocjujemy.
Miasto tłoczy się niemiłosiernie i nie wystarczy paplać frazesy, że gdybyśmy mieli lepsze drogi… - tempo przyrostu dróg w żadnym cywilizowanym kraju nie chroni przed korkami i utrudnieniami w ruchu, bo po prostu aut przybywa zawsze więcej i szybciej niż samych dróg.
Czy nie warto zwrócić uwagę na wychowywanie kulturalnych kierowców? Zamiast uczyć na kursach jazdy jak parkować do linijki i innych naprawdę mało istotnych rzeczy. Czemu nie wprowadzi się porządnych badań lekarskich, także psychicznych i to okresowo dla wszystkich nie tylko dla zawodowych kierowców. Dlaczego po takich badaniach nie odbierać prawa jazdy furiatom?
Ciągle mamy głupie przepisy drogowe, w których zmienia się tylko rodzaj i wysokość kar za przewinienia drogowe. A samo oznakowanie dróg, które przy byle okazji wprowadza w błąd? Nie bierzemy gotowych rozwiązań z krajów, które będąc na naszym etapie rozwoju wypracowały rozwiązania, które się sprawdzają. Mam tu np. na myśli obowiązkową jazdę „na suwak” zamiast wciskania się przed innych do woli według zasady „kto bardziej odważny i z większym autem”.
Czemu same znaki drogowe nie ułatwiają przepływu aut? Stoją smętnie brudne i pogięte i dla nikogo nie są przeszkodą. Mówię tu również o niestosowanych ograniczeniach prędkości (np. do 40 km/h) - najczęściej pozostałościach jakiś robót drogowych. A co z pasami na jezdni, które malowane tymczasowo na długo po robotach drogowych wyznaczają nieistniejące zwężenie.
Dlaczego w instytucjach rządowych odpowiedzialnych za drogi siedzą (nie pracują!) niedouczeni ludzie trafiający tam jak do przechowalni „talentów”. Niedoświadczeni w problemach ruchu wykonują projekciki, plany organizacji ruchu na czas napraw; wszystko to sztampy z pięknymi kolorowymi pieczęciami i podpisami wszelkich mądrali nie mające nic wspólnego z bezpieczeństwem ruchu?
Dlaczego policja wykonuje prace firm ubezpieczeniowych i do każdej głupiej stłuczki musi przyjechać, bo szacowna ubezpieczalnia nie wypłaci pieniędzy, jeśli policji nie było i nie rozsądziła do końca winy. Również z tego powodu auta w stłuczkach stoją niemiłosiernie długo czekając na sędziów-policjantów, którzy oczywiście nie mogą dojechać na miejsce stłuczki, bo stłuczkę blokuje już ogromny korek z każdej strony. A gdy już policja dojedzie do stłuczki, to nie ma kar za blokowanie ruchu — jak to jest na Zachodzie, tylko oczywiście po mandacie każdemu za „niezachowanie ostrożności w ruchu”.
Ile nas to wszystkich kosztuje? Pieniądze z podatków, koszty leczenia ofiar wypadków, niepotrzebnie spalane paliwo w korkach, stracony czas. Pozostaje tylko uśmiechnąć się do kogoś zza kierownicy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze