Kolor skóry
MONIKA KRÓL • dawno temuŻyjemy w kraju, w którym tolerancja nie jest częstym zjawiskiem, a ludzi ocenia się po wyglądzie. Ta smutna prawda dotarła do mnie w związku z pewnymi zdarzeniami, o których chcę dzisiaj opowiedzieć.
Ktoś mi bardzo bliski ma śniady kolor skóry. Fakt ten ma fundamentalne znaczenie dla tego tekstu. Proszę o zastanowienie: co pojawia się w waszych głowach, kiedy wychodzi wam naprzeciw ktoś o innym kolorze skóry? Na podstawie obserwacji wnoszę, że w większości przypadków w głowach Szanownych Odbiorców takiego obrazu pojawia się następująca myśl: człowiek o takiej barwie na pewno planuje zrobić coś złego. To nie żart ani wyssana z palca anegdota. Widziałam, obserwowałam i nie mogłam zrozumieć. Nadal nie mogę zrozumieć…
Wyobraźcie sobie Park w słoneczny dzień. Słychać śmiech dzieci, ludzie spacerują. Idziemy alejką. Naprzeciwko nas pojawia się starsza pani. Staruszka, mijając nas, zatrzymuje się w miejscu jak rażona prądem. W pobliżu nie ma słupa wysokiego napięcia, ponieważ to park, a zatem na pewno nie jest to porażenie prądem. Nie może być to też piorun, bo na niebie świeci słońce. Staruszka z otwartą buzią stoi mniej więcej na wysokości nas. Przygląda się krytycznie i nieufnie. Komu się przygląda? Nie mnie, ja całkowicie przeciętna jestem i nie rzucam się w oczy. Mimo, że chciałabym czasami zwracać na siebie większą uwagę, nie mnie dane jest wzbudzać zainteresowanie w rodakach. Takie zainteresowanie zresztą nie niesie ze sobą niczego przyjemnego. W każdym razie Pani stoi i patrzy z rozdziawioną buzią na mężczyznę idącego obok mnie. Zajęci jesteśmy rozmową, która toczy się w języku polskim. Ten szczegół ma duże znaczenie, ponieważ wzbudza w obserwującej nas Pani dodatkowe poruszenie. Owo poruszenie jest aż nadto widoczne w jej szeroko rozwartych oczach. Przechodzimy obok niej. Cóż mamy robić? Nie wygląda na osobę potrzebującą pomocy, więc żadne z nas jej nie udziela. Dochodzimy do wniosku, że sama wyjdzie z doznanego szoku. Po chwili jednak nie wytrzymuję i odwracam się. Co się okazuje? Pani stoi tam nadal. Wygląda jak posąg zdziwienia postawiony na środku alejki parkowej.
Ktoś może powiedzieć, że jedna babcia wlepiająca spojrzenie w mojego towarzysza nie potwierdza jeszcze tezy o braku tolerancji w narodzie. Tak mi się wtedy zdawało i przeszłam nad tym zdarzeniem do porządku dziennego. Potraktowałam tę Panią metaforycznie: jak jaskółkę, która wiosny nie uczyni. Jak się okazuje w praktyce tych jaskółek jest jednak więcej. Tak więc nie opieram swojego pesymistycznego twierdzenia o braku tolerancji na bezpodstawnych przesłankach.
Idąc dalej tym tropem zapytuję: co na przykład może robić człowiek o śniadej skórze w Muzeum Narodowym? Mnie się wydawało, że może oglądać obrazy tak jak wszyscy inni. To jest jednak błędna interpretacja tego zjawiska. W tej sytuacji inne słowo tu nie pasuje. Taki osobnik o śniadej skórze ma na pewno w swej głowie jakiś straszny i zgubny dla innych plan. Zapewne chce coś ukraść albo, co gorsze, podłożyć bombę. Nigdy przecież nie wiadomo co taszczy w tym swoim plecaku oraz jakie myśli zasiedlają jego głowę. Nigdy nie wiadomo, czy inny kolor skóry nie powoduje deformacji myśli na takie, które prowadzą do samych niecnych działań. Takiego osobnika należy więc poddać bardziej szczegółowej niż pozostałych kontroli osobistej. Ponadto takiej osobie przydziela się osobistego kustosza, który drepcze za nim krok w krok. Widziałam na własne oczy oraz czułam na własnych plecach oddech wspomnianego, a raczej wspomnianej, ponieważ to była kobieta. Co ciekawe, za każdym razem, kiedy się odwracałam, Pani wyznaczona do tej roli nawet nie próbowała udawać, że stoi na środku i dłubie w nosie. Po prostu przyglądała się nam ze szczególną czujnością psa podwórkowego. Nie winię jej za to. W sumie to jest jej praca. Problem polega na tym, że oprócz nas w tym pomieszczeniu pełnym drogocennych obrazów znajdowała się cała masa innych osób. Wszyscy mieli biały kolor skóry i zaabsorbowane wyrazy twarzy. Jaka jest gwarancja, że osoba o białej karnacji nie zechce zrobić czegoś złego? Pani zachowała się jak aparat nastawiony tylko na pewne sygnały. Informacje, jakimi jesteśmy karmieni sprawiają, że tracimy możliwość realnego odbioru rzeczywistości. Wygląda to tak, jakby paniczny lęk paraliżował nam zmysły i nie pozwalał spojrzeć na świat racjonalnie.
W końcu obejrzeliśmy tą wystawę, ale przyznam, że efekt w postaci podgrzanych pleców od podążającego wszędzie za nami oddechu Pani kustosz w i tak dusznej już sali odrobinę mnie zniechęcił. Znowu pomyślałam, że to złudzenie. Pomyślałam, że to zapewne kolejna jaskółka i dałam sobie spokój z dywagacjami na ten temat. Od tamtej pory byliśmy na kilku innych wystawach. Dziś nie twierdzę już, że były to jaskółki i nie staram się nawet pojmować tej sytuacji w sposób metaforyczny. Jest jak jest, to znaczy, że z tolerancją jest u nas nieciekawie.
Nie dziwi mnie już czujne spojrzenie osób przeznaczonych do pilnowania eksponatów. Nie dziwi, ale nadal sprawia przykrość. Mężczyzna, o którego kolorze skóry piszę jest Polakiem tak, jak ja jestem Polką. Co znaczące, charakteryzuje się bardziej rozwiniętym zmysłem polskości niż wiele znanych mi osób ze mną włącznie. Może w momencie, kiedy nie musisz walczyć o przynależność wcale Cię ona nie interesuje? Może wtedy jest ona czymś zastanym i oczywistym, a w związku z tym nie traktuje się tego z należytą uwagą? Nie wiem, ale to zestawienie rozwiniętego poczucia wspólnoty narodowej oraz kontrolne spojrzenia rodaków sprawiają ból. Wiem, że można się do tego przyzwyczaić i nawet starać się nie zwracać na takie postawy uwagi. Ja jednak porażona tą nową świadomością nie umiem uwierzyć, że to co widzę jest rzeczywistą prawdą. Można powiedzieć, że się czepiam, ponieważ natknęliśmy się na kilka nieprzyjemnych sytuacji. Od kiedy się znamy, mogę powiedzieć, że było to kilka sytuacji. Z przerażenia włosy jeżą mi się na głowie, kiedy pomyślę ile ich mogło być od urodzenia? W Państwie, w którym odmienność traktuje się jak wadę. Zajęłam się tym tematem z dwóch powodów. Po pierwsze czuję się zbulwersowana. Po drugie obserwuję cały system zachowań zmierzających do deprecjonowania osób o innym kolorze skóry i dzieje się to kolejny raz w moim życiu.
Pierwszy raz dotarła do mnie świadomość tego stanu rzeczy, kiedy miałam prywatne lekcje języka angielskiego z murzynem. Poruszenie, jakie ten fakt wywoływał na klatce schodowej wśród moich sąsiadek, sięgało zenitu. Wtedy myślałam, że są zdziwione i nie ma się nad czym zastanawiać. Nie sądziłam, że sprawa może mieć większe znaczenie. Pomyślałam, że to kwestia nastawienia, miejsca i mieszkańców tego konkretnego bloku. Nie sądziłam, że może to być schemat postępowania, który obejmuje większą liczbę osób zamieszkujących ten kraj. Nie wiem, jak mam tak naprawdę rozumieć te wszystkie sytuacje, w których stajemy pod obstrzałem czujnych spojrzeń naszych rodaków. W pewnym sensie rozumiem, że przekazy telewizyjne i radiowe nakazują wszystkim czujność i uwagę. Mimo to, jak słusznie zauważył mój kolega z pracy, łatwiej jest na wszelki wypadek uzbroić się, zanim cokolwiek się wydarzy, niż dać komuś szansę. Opowiedział mi przy tej okazji o swojej podróży do Iranu oraz o tym jak miłych, otwartych i ciepłych ludzi tam poznał. Nasunęła mi się przy okazji pewna myśl. Podróżował, doświadczył i widział więcej, niż pokazuje na co dzień czarne pudełko w naszych domach. Nie twierdzę, że pokazuje nieprawdę, tylko że nie pokazuje wszystkiego. Wnioski, jakie wysnuwamy na podstawie tego, co nam zaserwowano w telewizji, nie dają pełnego obrazu sytuacji. Jakie wnioski? Takie, które uogólniają i wszystkim osobom należącym do jakiejś grupy ludzi nadają wspólne cechy. W tym opisywanym przypadku jak najbardziej pejoratywne cechy…
Mogłabym jeszcze opisać parę zdarzeń, które miały miejsce dziś, wczoraj czy przedwczoraj między moimi rodakami, tymi o białym kolorze skóry i tymi wszystkimi, których skóra ma inne odcienie. Jestem przekonana, że nie tylko osoba, która jest mi bliska ma na swoim koncie takie przeżycia. Jestem pewna, że nie tylko tu i teraz dzieje się to, co opisałam. Myślałam jednak, że w dobie zjednoczonej Europy oraz tych wszystkich zmian, jakie nastąpiły, zmieni się również coś więcej w nas samych. Jak się okazuje są takie zmiany, na które trzeba czekać dłużej niż na te, które mają miejsce w gospodarce czy polityce.
Na szczęście i przyznam, że bardzo mnie to cieszy, ja nie zamierzam stosować uogólnień. Napisałam, że wśród moich rodaków jest kiepsko z tolerancją. Nie oznacza to jednak, że nie ma jej wcale. Poznaliśmy też dużo osób, które nie widzą koloru skóry, co nie oznacza, że są daltonistami. Patrzą i widzą człowieka. Widzą kogoś wartego uwagi i rozmowy. Uśmiechają się i nie epatują nieufnością i wrogością. Są miejsca, które z przyjemnością odwiedzamy. Miejsca gdzie traktowani jesteśmy jednakowo. Nie stosuje się żadnych podziałów. Tak sobie myślę, że może ta różnica wynika z tego, że w tych miejscach ludzie widują nas codziennie. Widzą nas i rozmawiają. Poznają mojego mężczyznę i wiedzą jakim jest człowiekiem…
Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że pewnego dnia opisane przeze mnie zdarzenia będą jedynie historycznym epizodem. Nikt nie będzie pamiętał, że trzeba się wystrzegać osób wyglądających inaczej, ponieważ w społecznym odbiorze będą osobami, a nie zagrożeniem. Będzie się na nie patrzyło tak jak na wszystkich innych, bez tej upokarzającej, przypisanej, niewidocznej etykietki kogoś, kto nie pasuje…
Mam nadzieję…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze