Jak cię widzą...
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuJak cię widzą, tak cię piszą. Tak tak, słyszałam to powiedzenie wiele razy. Może i miało rację bytu przed wojną, kiedy człowiek rzucił okiem na drugiego człowieka i już wiedział, czy ma do czynienia z hrabią czy świniopasem. Dziś nic nie jest oczywiste. Raz mogę wyglądać jak lolita - nimfomanka, raz jak podstarzała nauczycielka, kiedy indziej znów jak wyrafinowana bizneswoman - zależy, w co się ubiorę.
Jak cię widzą, tak cię piszą. Tak tak, słyszałam wiele razy. Może i powiedzenie miało rację bytu przed wojną, kiedy człowiek rzucił okiem na drugiego człowieka i już wiedział, czy ma do czynienia z hrabią czy świniopasem. Dziś nic nie jest oczywiste.
Przykłady? Proszę bardzo. Pani kardiolog, wybitna specjalistka, światowy autorytet: wygląda tak, że nic, tylko jej w rękę torebkę w kratkę dać i na bazarek posłać, żeby się wykłócała o sezonowe podwyżki cen jaj. Babina jakich wiele – tak przynajmniej wygląda: włos siwy, fryzura na „barana”, koślawe okulary i staromodne ubranie. Tyle, że w środku, pod niemodną fryzurą, mózg jakich mało. A ten pan? Pachnie (wiem, wiem, eufemizm) tytoniem, napuchnięty jest od wypitego wczoraj zapewne niezbyt drogiego alkoholu; ubranie ma brudnawe, zarost niechlujny, wzrok krzywy, rozbiegany, paznokcie ogryzione i brudne. Na pierwszy rzut oka żul, w rzeczywistości – sławny artysta, malarz konceptualista.
Nie tylko higiena osobista i jakość stroju wprowadzają w błąd. Także gadżety, którymi się otaczamy. Pewna moja znajoma zaciągnęła we wszystkich możliwych bankach porażające, dożywotnie kredyty. Myślałby kto, że na mieszkanie, ale gdzie tam – Ela kupiła sobie olśniewający, niemoralnie drogi wóz prosto z salonu. Założę się, że kiedy stoi się na światłach koło wozu Eli i podziwia go z nizin swoich plebejskich peugeotów i toyot, człowiek myśli sobie, że ma do czynienia z hiszpańską księżniczką, nieślubną córką ojca Rydzyka, kimś równie egzotycznym i zamożnym. I nawet do głowy nikomu nie przyjdzie, że Ela zaparkuje wóz pod blokiem na blokowisku, zje obiad w zakaraluszonej kuchni, a potem pójdzie do swojego pokoiku, przechodząc przez pokój swoich starych już rodziców.
Albo takie ogródki, czy choćby skrzynki z kwiatami na parapetach. Widzę piękny ogród i spodziewam się, że domostwo będzie równie piękne. A tam brud i smród, toksoplazmoza i dolina roztoczy. A tu – zdawać by się mogło, że okalane kwieciem okno w starej kamienicy to zapewnienie, że o jego roślinną ornamentykę troszczy się co rano miła staruszka, gdy tymczasem to gburowaty filatelista o bladej twarzy i chciwych oczkach. Przykładów omyłek są tysiące. Zniewalająco przystojny macho z włosem wystającym spod najmodniejszej lilaróż koszuli wsiada do zardzewiałego i oklejonego błotem daewoo tico. Ogromny, ogolony na łyso narodowiec nacjonalista w lśniących glanach prowadzi na smyczy rachitycznego, kulawego pekińczyka z bielmem. Gdzie nie spojrzę, zaskoczenie.
Jak cię widzą, tak cię piszą? E tam… Nieprawdę chyba piszą, bo dziś bardzo łatwo o kamuflaż, zwłaszcza, że upraszczamy zasady savoir-vivre'u i że upadają dobre obyczaje. Symbole statusu można sobie kupić, pozostaje tylko kwestia ceny. Człowiek idzie do różnych magików od kreacji wizerunku, co to z chama zrobią pana. Różne wizażystki i styliści kamuflują, upiększają, odnawiają, pakują w odpowiednie stroje, doskonale wiedząc, że człowiek właściwie opakowany dobrze się sprzeda – na gruncie zawodowym i prywatnym. W końcu holenderscy naukowcy już dawno udowodnili, że ładni mają łatwiej.
Dlaczego tak się dzieje? Czy nie dlatego, że żyjemy w czasach cywilizacji obrazkowej? Jaki wpływ ma na naszą rzeczywistość fakt, że w amerykańskich filmach biuściaste siedemnastolatki o urodzie najsłynniejszych gwiazd porno grają role profesorek ichtiologii, a ratujący od zagłady świat naukowcy wyglądają, jakby urwali się z reklamy papierosów i drogich alkoholi (nie powiem jakich, bo to kryptoreklama, ale przystojni byli wręcz morderczo). Spodziewam się później całkiem nieświadomie, że kardiolog z pierwszego akapitu będzie przypominała Salmę Hayek, a malarz (też z pierwszego akapitu) będzie uduchowiony jak ojciec Pio i piękny jak młody Che Guevara.
To w sumie zabawne. Taki ludzki postmodernizm, zabawa w przebieranki, codzienny kamuflaż. Raz mogę wyglądać jak lolita — nimfomanka, raz jak podstarzała nauczycielka, kiedy indziej znów jak wyrafinowana bizneswoman: zależy, w co się ubiorę. Mijając się na ulicy bawimy się w zgadywanie, kto jest kim. Niczego być pewnym nie można.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze