„Ostatnia akcja”, Michał Rogalski
DOROTA SMELA • dawno temuPolska komedia nostalgiczna - wyrosła z tęsknoty za przeszłością, złotą erą polskich komedii, starą Warszawą i wspomnieniami bohaterskich zrywów. Pomostem łączącym owe westchnienia jest Jan Machulski, odtwórca głównej roli - to właśnie jego dorobek inspirował twórców filmu. Tytuł okazał się dla niego proroczy: film wchodzi na ekrany post mortem aktora.
Polska komedia nostalgiczna — wyrosła z tęsknoty za przeszłością, złotą erą polskich komedii, starą, nieobecną już, Warszawą i wspomnieniami bohaterskich zrywów. Pomostem łączącym owe westchnienia jest osoba Jana Machulskiego, odtwórcy głównej roli; to właśnie jego przebogaty dorobek wyraźnie inspirował twórców filmu. Dość koszmarnie się jednak złożyło, że tytuł okazał się dla niego proroczy: film wchodzi na ekrany post mortem aktora.
Młody kelner zostaje pobity i wyrzucony z pracy bez wypłaty, kiedy wstawia się za molestowaną koleżanką. Zajęci podtrzymywaniem swojego statusu majątkowego rodzice chłopaka przejawiają wobec tej niesprawiedliwości kompletną bierność. Podobnie policja. Szczęśliwie z wizytą akurat wpada dziadek chłopaka — były powstaniec, który nie zamierza darować bandytom. Skrzykuje starą, mocno niedołężną ekipę i namawia do wzięcia udziału w akcji odwetowej. Jest tylko jeden warunek: akcja musi przebiec według starych zasad, z klasą i bez chamstwa.
Pomysł na ten scenariusz narodził się ewidentnie z zauroczenia twórców przebojowym Vabankiem. Gdzie nie spojrzeć fabularne paralele: stary wyga z zasadami kontra zepsuty dorobkiewicz, zemsta i efektowne szwindle. To motywy żywcem wyjęte z polskiego Żądła. Oryginalny wkład Rogalskiego polega jednak na kpiarskim wzięciu owej formuły w nawias. Przenosi on ją bowiem w środowisko emeryckie. Z tego zabiegu biorą się zresztą wszystkie perełki filmowego dowcipu (patrz gag z geriawitem, kulkami na mole, ZUS-em itd). I dopóki bohaterowie są po emerycku nieporadni i zgodnie ze swoim życiowym położeniem bezradni, dopóty historia trzyma się kupy. Psuje się kompletnie, kiedy w scenariuszu na zasadach deus ex machina pojawia się pewien kosztowny rekwizyt i pseudohollywoodzki rozmach, które spychają akcję na tory bezmyślnej sztampy i popłuczyn po Ocean's 12, gdzie pojawiał się ten sam gadżet.
Ratunkiem dla filmu Rogalskiego mógłby być inny ambitny zamysł: zaaranżował on fabułę Ostatniej akcji tak, by stanowiła historyczny tour po Warszawie. Metryka bohaterów i przywoływane przez nich wydarzenia miały rezonować plastycznie z odmiennymi epokami w dziejach miasta. Niestety udało się to zrealizować jedynie połowicznie. Bo wyczarowana z konfekcyjnych, przeestetyzowanych zdjęć stolica jest odrealniona jak pocztówka, czasami owszem bardzo ładna (patrz panoramy), ale jednak płaska. Nieautentyczne są także wnętrza, kostiumy i — poza doskonałymi kreacjami Machulskiego i Kociniaka — niestety również aktorstwo. Robi ono wrażenie serialowej rutyny: jest nijakie (cała młodzież), nieznośnie manieryczne (Fronczewski) albo wyrwane z kontekstu i pozbawionego cech interakcji (Krafftówna). Jak zwykle w polskim kinie dramatycznie wypada też udźwiękowienie. Było dużo czasu na zgranie podsynchronów, a jednak często towarzyszy nam wrażenie, że obsada grała w obcym języku. Film ma wartość jedynie jako zapis ostatniej roli Machulskiego. Choć z drugiej strony tę akcję aktor mógł sobie akurat darować.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze