"Betonowy ogród", Ian McEwan
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuW debiutanckiej powieści Iana McEwana drzemie upiorna prawda. Powieść McEwana była objawieniem, dziś też robi wrażenie, także za sprawą lekkiej atmosfery odrealnienia i wędrówki w świat symboli. Ale świat się zmienił na gorsze, dzieci wyczyniają rzeczy straszne i to na porządku dziennym, a i sam seksualizm nieco się wynaturzył. Książka po latach zyskuje więc zaskakujący kontekst. Szokujący w dniu napisania, stanowi dziś wspomnienie czasów, kiedy mniej trzeba było się namęczyć, by kogoś zaszokować.

We Władcy much Williama Goldinga grupa dzieci pozostawiona samym sobie zaczyna przejawiać mordercze instynkty. Znakomity film Narciso Serradora Czy mógłbyś zabić dziecko? opowiada o wysepce, na której młodociani, z tajemniczych przyczyn wyrżnęli wszystkich dorosłych — w przejmującym finale, nieletni mordercy wskakują na łodzie i płyną, kontynuować mordercze przygody na kontynencie. Z kolei, wyświetlany niedawno w polskich kinach horror Eden Lake dotyczy bandy wyrostków, która, niepotrzebnie rozdrażniona, urządza krwawą łaźnię głównym bohaterom. Dzieła te o różnej dacie powstania, łączy taka sama teza: człowiek w swej naturze jest bestią, ta ujawnia się szybko i szczególnie łatwo w wypadku najmłodszych, o nie ukształtowanej jeszcze psychice.
Golding i inni próbowali udowodnić, że dzieci, uwolnione spod kontroli oddadzą się interesującym czynnościom w rodzaju rżnięcia innych ludzi, a w końcu siebie nawzajem. Ian McEwan inaczej, Betonowy ogród opowiada o rozbudzaniu się erotycznych pragnień, traf chciał, w niecodziennych okolicznościach. Otóż, czworo rodzeństwa traci oboje rodziców, jednego po drugim, przy czym, śmierć matki (drugi trup w kolejności) udaje się im ukryć. Mają pieniądze, trwają wakacje i nie trzeba chodzić do szkoły: przed dziećmi otwierają się perspektywy nieujarzmionej wolności, z którą nie wiedzą, co powinni zrobić.

W wypadku starszego rodzeństwa dochodzi do karykatury dorastania, postawieni wobec walki o wpływy między sobą próbują ustalić jakąś hierarchię, określić namiastki nowych obowiązków. Do głosu dochodzi budząca się (czy nawet całkiem rozbudzona) seksualność, o której rodzice dopiero zaczynali im opowiadać. Dalej wypadki biegną szybko, młodszy brat staje się ofiarą upokorzeń o erotycznym podtekście, siostra spotyka się z wyraźnie starszymi od siebie, czternastoletni narrator onanizuje się, jakby jego życie od tego zależało, autor zagęszcza niemal piekielną atmosferę, a gdy następuje wreszcie kazirodczy stosunek, jesteśmy zszokowani, doznając zarazem oczyszczenia. Wstrząsające wrażenie autor buduje na tym, że nie mamy do czynienia z bandą wynaturzonych wyrostków, ale z dziećmi z “dobrej rodziny”, takiej samej jak miliony, także te, których pociechy dzisiaj zajmują się podpalaniem bezdomnych.
Nie wątpię, że powieść McEwana w 1978 roku była objawieniem, dziś też robi nieliche wrażenie, także za sprawą lekkiej atmosfery odrealnienia, wędrówki w świat symboli. Ale świat się zmienił, niestety na gorsze, dzieci wyczyniają rzeczy straszne i to na porządku dziennym, a i sam seksualizm nieco się wynaturzył – nie dalej jak wczoraj czytałem o trzynastolatkach, którzy właśnie doczekali się pierwszego dziecka. Betonowy ogród po latach zyskuje więc zaskakujący kontekst. Szokujący w dniu napisania, stanowi dziś wspomnienie czasów, kiedy mniej trzeba było się namęczyć, by kogoś zaszokować.
Betonowy ogród - jak i inne książki, filmy o podobnej tematyce — stanowią antytezę dla pomysłów sprzed kilku wieków (żywotnych, w jakiejś formie do dzisiaj, żeby wskazać tylko Sezon w teatrze lalek Jana Sowy), kiedy to utrzymywano, że wystarczy zedrzeć człowiekowi cywilizacyjne kajdany i otrzymamy dobrego dzikusa, sympatyczną, golutką istotę zajmującą się pląsaniem wśród rosy i wprost oszalałą ze szczęścia na samą myśl o perspektywie szerzenia dobra. Tak bajdurzyli sobie filozofowie, bajdurzą i dziś, a tymczasem ogólne przekonanie jest inne, ludzie to monstra, od własnej potworności trzeba się uwolnić w drodze wychowania i rozumienia ograniczeń kulturowych. Niezbyt to radosne, życie czasem też wesołe nie jest, a w debiutanckiej powieści Iana McEwana drzemie jakaś upiorna prawda.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze