„Agora”, Alejandro Amenabar
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTo pierwsza w karierze Amenabara próba zmierzenia się z kostiumowym kinem historycznym. I pierwsza superprodukcja jego autorstwa (Agora kosztowała ponad 50 mln euro). Reżyser pierwszorzędnie wyczarował starożytną Aleksandrię. Ale jest to zdecydowanie najsłabszy film w jego dorobku. To, co w nim naprawdę ważne, upchnięto gdzieś w tle. W efekcie całość chwilami zachwyca, ale przez większość czasu pozostaje niespójna i nudna.
Duże zaskoczenie. To pierwsza w dotychczasowej karierze Amenabara (Otwórz oczy, Inni, W stronę morza) próba zmierzenia się z kostiumowym kinem historycznym. I pierwsza superprodukcja jego autorstwa (Agora kosztowała ponad 50 mln euro).
Aleksandria, początek V wieku naszej ery. W mieście stopniowo narasta konflikt między różnymi grupami etnicznymi i wyznaniowymi.
Czciciele rzymskich bóstw, Żydzi, rosnący w siłę chrześcijanie: każda z tych grup chce dominować nad pozostałymi, każda dąży do (przejęcia lub utrzymania) władzy. Całą tę historię widzimy oczami Davosa, niewolnika zakochanego w swojej pani, wybitnej filozofce będącej także astronomem — Hypatii. Hypatia próbuje uratować wiedzę i mądrość starożytnego świata (symbolizowaną tu przez słynną aleksandryjską bibliotekę) przed narastającym fundamentalizmem religijnym.
O jej względy zabiega także należący do elity miasta Orestes (z czasem stanie się on prefektem i namiestnikiem Aleksandrii). W tle obserwujemy pierwsze rozruchy na gruncie religijnym i zbrodnicze kulisy działania późniejszego świętego Cyryla z Aleksandrii, jednego z ojców założycieli Kościoła.
Agora to film pęknięty na pół. To, co jest tutaj szerszą refleksją nad istotą fundamentalizmu i jednocześnie (przeprowadzonym w oparciu o fakty) odkłamaniem historii, wypada naprawdę wspaniale.
Kino przyzwyczaiło nas do bezmyślnej apoteozy chrześcijaństwa; dotąd oglądaliśmy naiwnych i szlachetnych piewców jedynej prawdy, którzy ginęli na krzyżach, byli pożerani przez lwy itd. Amenabar bodajże jako pierwszy pokazuje drugą stronę medalu, prześwietla kulisy narodzin Kościoła jako organizacji. Eksponuje towarzyszącą temu procesowi przemoc i agresję. A także manipulację, bo Cyryl i jego świta nie tylko np. zlecają skrytobójstwa, ale przede wszystkim cynicznie wykorzystują tłumy podległych im wyznawców, sprytnie inspirują kolejne pogromy innowierców, przekuwając je w demonstrację swojej politycznej siły.
Stąd właśnie filmowi przylepiono (moim zdaniem niesłusznie) etykietę "antychrześcijańskiego". Czy "antychrześcijańskim" można nazwać najzwyklejsze przytaczanie historycznych faktów? Nie wydaje mi się…
Ale najważniejsze jest to, że Amenabar nie popadł w schemat. Ówczesną strategię Żydów i Rzymian przedstawił w równie niekorzystnym świetle. Wszystko po to, by wyeksponować wątki ponadczasowe i do dziś aktualne. Twórca Otwórz oczy ukazuje źródła każdego fanatyzmu. A więc strach, niewiedzę, agresję.
I przede wszystkim swoisty mechanizm odwetowy. Każda prześladowana grupa po dojściu do władzy kieruje przeciwko swojemu dotychczasowemu oprawcy jego własne metody. I trwa to do dziś. By zaobserwować ten schemat, wystarczy lektura codziennej prasy (tworzący struktury własnej bezpieki bracia Kaczyńscy, stawiający na militarny i policyjny charakter państwa twórcy Izraela, prowadząca ku terroryzmowi przekłamana ideologia islamskich fundamentalistów itd.).
Amenabar ukazuje ów proces w zaskakująco przenikliwy (i uniwersalny) sposób. A jeśli jest w Agorze jakikolwiek wątek autentycznie antychrześcijański, to jedynie w postaci (z historycznego punktu widzenia niemożliwej do podważenia) refleksji na temat intelektualnego dorobku kultury europejskiej. Dziś wiemy już na pewno: biblioteki starożytnego świata zawierały całą wiedzę, do której 1000 lat później doszli ponownie między innymi Galileusz i Kopernik, za co byli prześladowani.
Amenabar stawia pytanie: do czego bylibyśmy zdolni dziś, gdyby nie bezwzględnie niszcząca cały wcześniejszy dorobek ludzkości cenzura katolickiego średniowiecza?
Dlaczego więc tylko trzy gwiazdki? Ano niestety: gdyby pozwolono Amenabarowi zrealizować Agorę tak, jak chciał, byłoby to arcydzieło. Ale najwyraźniej równie istotne były warunki tych, którzy zaszeleścili banknotami i wyłożyli owe 50 milionów euro. Drogi film musi się dobrze sprzedać.
A więc musi być w nim wszystko to, co ludzie tak naprawdę chcą oglądać, czyli przede wszystkim miłość i piętrzące się przed nią trudności. I tak cała męska populacja Aleksandrii (od niewolników po prefekta) dyszy z pożądania na widok Hypatii. Hypatia (która zgodnie z legendą pozostała dziewicą) też dyszy z pożądania, ale na widok starożytnych ksiąg i przyrządów matematycznych. Oni chcą z nią i o niej, ona chce tylko o obrotach ciał niebieskich.
I tak wątek melodramatyczny (zajmujący niestety 2/3 filmu) z każdą chwilą staje się coraz bardziej infantylny, bezsensowny i najzwyczajniej nużący. Nie ma w nim napięcia, chemii pomiędzy postaciami ani ciekawie nakreślonych kulis owych niezrealizowanych pożądań. Jakby tego było mało, twórcy idą w zaparte i czynią z Hypatii prekursorkę feminizmu, w mocno hollywoodzkim, pozbawionym jakichkolwiek niuansów stylu. W dodatku film grzeszy brakiem dyscypliny narracyjnej.
Po prostu próbowano upchnąć w nim zbyt wiele wątków, w efekcie każdy z nich pozostał szkicowy, skrótowy i niepełny. Dla przykładu: równie dużo mówi się tutaj na temat osiągnięć naukowych Hypatii (i jest to wszystko artystyczną kreacją, bo nie zachowały się żadne oryginalne pisma słynnej filozofki). Sam reżyser przyznawał w wywiadach: Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie interesowałem się nauką. I czuć to bardzo wyraźnie. Filozoficzne (i przede wszystkim astronomiczne) wywody umysłu epoki brzmią niczym wypowiedzi klasowego kujona z okresu późnej podstawówki.
Tak jakby ktoś przestraszył się, że film będzie zbyt dużym wyzwaniem dla masowego odbiorcy. I takich właśnie uproszczeń jest w Agorze cała masa.
Pozostaje pytanie: czy było warto? Z jednej strony tak, bo miliony pozwoliły Amenabarowi (pierwszorzędnie zresztą) wyczarować starożytną Aleksandrię. Niezbędną, by podarować widzowi prawdę o tamtym czasie. Z drugiej strony Agora to zdecydowanie najsłabszy film w dotychczasowym dorobku reżyserskim Amenabara. To, co w nim naprawdę ważne, upchnięto gdzieś w tle. W efekcie całość chwilami zachwyca, ale przez większość czasu pozostaje niespójna i nudna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze