"W rytmie serca", reż. Jacques Audiard
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuObsypany nagrodami dramat psychologiczny o gangsterze, który staje się pianistą. Film Jacquesa Audiarda jak najbardziej zasłużył sobie na laury. To mocne, oryginalne kino o wrażliwości i przemocy, dalekie od oczywistych rozwiązań.
Korzystnie odstaje od wielu innych filmów o sztuce, a zwłaszcza od przesłodzonych, biograficznych melodramatów o „artystach przeklętych”, takich jak np. Modigliani, w których nie uświadczy się ani artyzmu, ani życia.
Bohaterem W rytmie serca jest 28-letni facet na życiowym zakręcie. Thomas robi w nieruchomościach, jego praca często polega na okładaniu bejsbolem dzikich lokatorów albo wpuszczaniu na teren posesji wygłodzonych szczurów. Ale osobowość Thomasa skrywa też pokłady bardziej subtelnych uczyć. Za sprawą przypadkowego spotkania postanawia wrócić do zarzuconej przed laty gry na fortepianie, co poważnie skłóci go ze światem, a raczej półświatkiem…
W rytmie serca aż roi się od frapujących motywów, z których każdy mógłby wypełnić niezgorszy film. Przede wszystkim obecna jest w nim muzyka, sztuka przeciwstawiona przemocy. Jest też ciekawa prezentacja światka sprzedawców nieruchomości, choć nie sądzę, żeby lobby wspomnianej branży doceniło ten gangsterski realizm. Film ma wyrazistą warstwę obyczajową i psychologiczną. Świetnie pokazana jest trudna relacja Thomasa ze staczającym się ojcem i jego ewoluujący stosunek do kobiet.
Element zmiany jest największym atutem tego filmu. To niby obowiązkowy, podręcznikowy punkt każdego scenariusza, ale rzadko udaje się pokazać ową słynną „ewolucję postaci”. Tym razem jest to długofalowy proces. Na naszych oczach odbywa się dogłębna przemiana człowieka, przepoczwarzenie jest fascynujące i bardzo wiarygodne. Świetnie pokazane są relacje otoczenia na artystyczne fochy byłego twardziela, pogmatwane relacje jednostki z grupą. Niektóre sceny i motywy przywodzą wręcz na myśl czcigodne opowiadanie Tonio Kroger Thomasa Manna.
Realizacyjnie rzecz jest zaskakująco mało „artystowska”. Reżyser postanowił na szybkie, surowe ujęcia i naturalne oświetlenie. Rozedrgana, naturalistyczna kamera śledzi bohatera i oddaje jego nastroje, w czym wtóruje jej muzyka Bacha. A i sam Romain Duris potrafi zagrać niejedno, nierzadko ocierając się o ekshibicjonizm.
I jeszcze coś. W rytmie serca jest remakiem amerykańskiego filmu Fingers Jamesa Tabacka z końca lat siedemdziesiątych, w którym w rolę odkrywającego wrażliwość bandziora wcielił się Harvey Keitel. Dotychczas to raczej Amerykanie przerabiali co ciekawsze rodzynki z różnych stron świata. I o ile te hollywoodzkie inspiracje potrafią być, na dłuższą metę, zabójcze (patrz przypadek Luca Bessona), o tyle tym razem rezultat jest naprawdę znakomity.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze