„Old Boy”, reż. Park Chan Wook
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuFilm obfituje w efektowne sceny walk – np. realistyczną (sic!) bijatykę z dwudziestoma przeciwnikami, których bohater kasuje przy użyciu prostych technik bokserskich. Chwilami odwołuje się do estetyki komiksu, zatrzymując ujęcia w ramkach, czy pokazując trajektorię ruchu opadającego młotka. Park nie szczędzi nam scen tortur fizycznych, takich jak wyrywanie zębów, nie zapomina również o znacznie straszniejszych udrękach duszy.
Zacznijmy od tego, że umieszczone przez dystrybutora na plakacie słowa Quentina Tarntino głoszące, że ten film jest bardziej „tarantinowski” od wszystkiego, co on sam nakręcił są, delikatnie mówiąc, nadużyciem. Owszem, “Old Boy” opowiada o zemście, tak samo jak “Kill Bill”. Ale na tym podobieństwa się kończą. Nie ten kaliber, nie ta siła rażenia. Równie dobrze nasz biedny Glaca może chwalić muzykę Nine Inch Nails. Film Park Chan Wooka jest bowiem o klasę lepszy od tarantinowskich pastiszy. Na miejscu Quentina już zacząłbym się martwić, bo Park jest w jego kategorii wagowej groźnym rywalem. Przy “Old Boyu” słynne ze scen przemocy “Wściekłe psy” to słodkie, puchate labradorki.
U Tarnatino przemoc wzięta jest w podejrzany nawias szczeniackiej zgrywy. Chan Wook serwuje widzowi brutalność bez żadnej taryfy ulgowej. Fabuła, mimo że bardzo skomplikowana i obfitująca w makabryczne zwroty akcji, sprzyjające zwrotom treści żołądkowych, jest jak najbardziej serio. W zawiązaniu fabuły “Old Boya” znajdziemy wyraźną inspirację słynną powieścią Dumasa “Hrabia Monte Christo”, z domieszką klimatów à la Kasper Hauser. Zabawowy urzędnik zostaje wrobiony w zabójstwo żony i uwięziony w izolowanym pomieszczeniu na okres piętnastu lat. Uczestniczy w czymś w rodzaju potwornego reality show — jego poczynania są bowiem rejestrowane ku uciesze wrogów. Przy zdrowych zmysłach utrzymują go leki dla schizofreników, jego rozrywką jest telewizja, a jedyną myślą zemsta.
Po latach bohater zostaje uwolniony i ma okazje wypróbować umiejętności, nabyte podczas wieloletniego walenia pięściami w ścianę. Rozpoczyna poszukiwania swojego prześladowcy i uświadamia sobie, że stał się potworem. Ale prawdziwa rzeźnia dopiero się zaczyna…
W zasadzie “Old Boy” jest absolutnym rekordem kinowego okrucieństwa i brutalności, bije nawet takie dobranocki, jak “Salo, czyli 120 dni Sodomy i Gomory” Passoliniego, czy “Dziką Bandę” Sama Peckinpaha. Podobne natężenie bólu zawarte było w znakomitym filmie “Kula w łeb” Johna Woo i może tu należy dopatrywać się jakiejś inspiracji.
O ile sadyzm bezsensowny i nieusprawiedliwiony jest równie jałowy, jak pustawe perwersje à la ostatni Almodovar, to w przypadku “Old Boya” coś jest na rzeczy. Ta wielce komiksowa (i na komiksie oparta) opowieść porusza temat grzechu, odkupienia i wolnej woli. Główny bohater powtarza, niczym mantrę, budującą maksymę: „kiedy się śmiejesz, cały świat śmieje się razem z tobą, kiedy płaczesz, to płaczesz samotnie” i naprawdę wzbudza litość. To, co mu się przytrafia, chwilami nie mieści się w głowie, ale służy klasycznemu katharsis. Moim zdaniem ten artystyczny cel uświęca wszelkie środki. Nawet jeżeli kamera rejestruje chałupnicze wyrywanie zębów nie wspominając o innych metodach zadawania bólu, przy których takie igraszki to pryszcz. Być może w naszych zblazowanych czasach ważne treści wymagają hardkorowej formy.
Pięć gwiazdek (uwaga, rzeźnia!)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze