Coś skończyło się na zawsze
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuNie będę pisać o przemijaniu, bo od dawna wiadomo, że to nieuchronne. Każdy zdaje sobie sprawę, że dzieci rosną, przeżywają pierwszą miłość, ludzie się starzeją, żenią, zaczynają nowe życie. Niektóre etapy życia przechodzą zupełnie niezauważalnie, a do niektórych zmian nie umiemy się przyzwyczaić. Coś wiecznie mija i pojawia się coś nowego. O takim właśnie przemijaniu opowiadają bohaterowie tego reportażu.
Nie będę pisać o przemijaniu, bo od dawna wiadomo, że to nieuchronne. Każdy zdaje sobie sprawę, że dzieci rosną, przeżywają pierwszą miłość, ludzie się starzeją, żenią, zaczynają nowe życie. Niektóre etapy życia przechodzą zupełnie niezauważalnie, a do niektórych zmian nie umiemy się przyzwyczaić. Coś wiecznie mija i pojawia się coś nowego. O takim właśnie przemijaniu opowiadają bohaterowie tego reportażu:
Danusia (50 lat, Nidzica):
– Że coś minęło bezpowrotnie, poczułam, gdy moja córka wzięła kredyt na swoje mieszkanie. Po raz pierwszy nie zapytała mnie o zdanie, nie obgadałyśmy wszystkich za i przeciw – tak jak to dawniej bywało. Zazwyczaj dzwoniła i opowiadała mi w skrócie o czymś ważnym, a za kilka dni odwiedzała nas, ja biegłam do kuchni zrobić kawę, a potem rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy… Radziła się mnie w różnych sprawach: czy zmienić pracę, czy zamieszkać z narzeczonym przed ślubem, gdzie lepiej pojechać na wakacje, którą apaszkę wybrać i w jakim sklepie są najsolidniejsze meble. Chodziłyśmy razem na zakupy i przymierzałyśmy sukienki, rozmawiałyśmy o psychice mężczyzn, a nawet o tym, jakimi są kochankami. Byłyśmy jak dwie papużki nierozłączki, wiedziałyśmy o sobie wszystko. Aż tu nagle zadzwoniła do mnie, żeby mnie poinformować, że wzięła kredyt w BGŻ i kupiła mieszkanie na Żoliborzu. Nie pytała mnie, czy dobrze zrobiła, decydując się na taki zakup, czy w dobrym punkcie, czy zaproponowano jej dobre warunki kredytowe. Zdziwiłam się. Najpierw pomyślałam, że nie jestem jej już potrzebna. Było mi przykro. Potem jednak pomyślałam, że jest przecież dorosła, sama będzie podejmować decyzje i nie musi już pytać o moje zdanie. Zaprosiła mnie dopiero wtedy, gdy zrobiła remont, bo mieszkanie było tanie i w opłakanym stanie. Nie chciała, żebym się denerwowała. Gdy przyjechałam, rzuciłam torebkę w kąt i usiadłam na materacu (to był jej jedyny mebel), a ona zrobiła mi kawę. Śmiałyśmy się, że to ja ją zawsze dla nas robiłam. Opowiadała mi, gdzie stanie stół, kanapa, półki z książkami. Byłam z niej dumna – świetnie sobie poradziła. Było bardzo miło, ale jednak miałam dziwne uczucie, że coś minęło na zawsze, a moja mała córeczka nie jest już taka mała.
Ola (29 lat, Ciechanów):
– Coś minęło na zawsze. To uczucie opuszczenia po raz pierwszy pojawiło się, gdy moja najlepsza przyjaciółka się zakochała. Znamy się od zerówki, siedziałyśmy w jednej ławce, poszłyśmy do tego samego liceum, a potem wybrałyśmy ten sam kierunek studiów. Na wakacje też jeździłyśmy razem. Ja wybierałam góry i wyznaczałam trasy, ona godziła się na wszystko, lubiła, gdy organizowałam jej czas, a ja lubiłam być organizatorem. Wynajmowałyśmy wspólnie mieszkanie – ja gotowałam, a ona zmywała i każda była zadowolona, bo robiła to, co lubi. Tworzyłyśmy przyjacielski tandem. Była jak moja młodsza siostra, to ja w naszym niby-związku byłam dominującą osobą, opiekunem, oparciem. Wszystko się zmieniło, gdy poznała Rafała na jednej z imprez, którą zorganizowałam w naszym domu. Najpierw cieszyłam się z tego, bo to zawsze ja miałam powodzenie u płci przeciwnej, a nie ona. Potem jednak zauważyłam, że nie ma dla mnie czasu i nie potrzebuje już mojej opieki. Moje miejsce zajął jej chłopak. To było dziwne, bo zachowywałam się jak opuszczona matka. Zaczęłyśmy się kłócić. Nie lubiłam Rafała, sądziłam, że nie jest dla niej dość dobry i że to nie jest facet dla niej. Teraz mnie to śmieszy. Karina wyprowadziła się i wyszła za niego. Mają cudownego Krzysia, jestem jego chrzestną. Nigdy już jednak nie miałyśmy takiego kontaktu jak niegdyś. Jesteśmy przyjaciółkami, ale na odległość, ona opowiada mi o dziecku, a ja jej o imprezach. Pogodziłam się z tym, ale brakuje mi tamtych lat. Dobrze, że wspomnienia zostały te same.
Marta (30 lat, Warszawa):
– Coś minęło i już nie wróci – mój brat wyprowadził się ode mnie i zamieszkał ze swoją dziewczyną. Zawsze na niego narzekałam, że się leni, że nie pomaga mi sprzątać, że muszę go tysiąc razy prosić, żeby pozmywał i poszedł po pieczywo. Nie pomagał mi w utrzymywaniu mieszkania – sama opłacałam wynajem, rachunki i robiłam zakupy. Gdy mieszkaliśmy razem, wydawało mi się, jest dla mnie tylko ciężarem. Od momentu jego wyprowadzki do swojej brakuje mi go jak diabli! Nie mam dla kogo gotować, a nienawidzę jeść sama. Muszę sama wynosić śmieci, zmywać i chodzić rano po pieczywo. Teraz dopiero zauważyłam, że brakuje mi tych sprzeczek z nim i tego, że w ogóle był w domu – mogliśmy porozmawiać, pośmiać się, obejrzeć razem film w telewizji. Teraz wpada czasem do mnie w sobotę na obiad. Tak to już jest – mój młodszy brat wydoroślał i zaczął sobie radzić sam. Cholernie mi go brakuje…
Irena (52 lata, Radom):
– Coś się zmieniło – pomyślałam, gdy mój syn wyjechał na studia do Warszawy. Cieszyłam się, że dobrze zdał maturę i dostał się na wymarzone studia do Warszawy. Kupiłam mu koszulki, bieliznę, deskę do krojenia, sztućce, nowe garnki do akademika, pościel. Pakowałam go kilka dni. Zawieźliśmy go samochodem pod akademik i pomogłam mu z mężem się rozpakować. A gdy odjechaliśmy, całą drogę ryczałam. Tak było również przez dwa kolejne miesiące. W domu pustka, nie mam kogo budzić do szkoły i komu robić kanapek i nie gotuję już jego ulubionych przysmaków na obiad. Odwiedza nas raz na miesiąc, taki wychudzony. Wtedy mogę się nagotować do woli! Robię mu pranie, prasuję i składam w kosteczkę. Proszę mi nie mieć za złe – to jedynak. Mój mąż mówi, że od wyjazdu syna nie można ze mną wytrzymać i że chyba kupi mi szczeniaka. Wiem, wiem, że zachowuję się głupio. Chodzi o to, że coś się w moim życiu skończyło, coś pękło już na zawsze. Niedługo się ożeni i już całkiem zapomni o swojej matce.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze