O ile nałożenie czegoś brązującego na ciało zwykle nie jest problemem, bo koncerny wprowadziły setki preparatów, dla mniej lub bardziej opornych, to zmiana koloru skóry na twarzy jest większą sztuką. Zawsze wychodzą jakieś zacieki, człowiek w ferworze walki zapomina o uszach albo uzyskuje jednolity kolor brata z Państwa Środka, że o efekcie “sypiam w solarium” nie wspomnę. Ponadto, kremy samoopalające często mają jak najgorsze działanie na skórę – wysuszają ją albo zatykają pory. Sally Hansen obiecuje, że ich nowy preparat nie tworzy zacieków, wytrzymuje do siedmiu dni w niezmienionym stanie, a także chroni skórę przed starzeniem. Musiałam to sprawdzić.
Airbrush Sun to, jak sama nazwa wskazuje, spray – nazwa to zapewne nawiązanie do zabiegów wykonywanych obecnie w salonach kosmetycznych, tzw. spray tanning. Trochę mnie to przeraziło, bo jak mam psikać tym na twarz, mając zamknięte oczy? Producent zaleca spryskanie całej twarzy z niewielkiej odległości, a następnie roztarcie preparatu. Ponieważ ewentualny tydzień z nierównomiernie opaloną twarzą zupełnie mi się nie uśmiechał, dokonałam próby na mniej wyeksponowanej części ciała. Istotnie, spray daje bardzo równomierny efekt, a opalenizna pojawia się już po niecałej godzinie, ale kolor jest bardzo ciemny – jak po miesiącu na Karaibach, a nie jak po tygodniu w Juracie. Nie nadaje się dla osoby, która ma jasną, nieopaloną cerę – efekt będzie karykaturalny. Prawdą jest obietnica tygodniowego utrzymania się koloru – moja testowa opalenizna wytrzymała siedem dni, blednąc nieznacznie. Po tym czasie zrobiłam dokładny peeling i ciemniejsze miejsce na skórze znikło. To doskonała wiadomość dla wszystkich osób, obawiających się efektu łat, który często towarzyszy ścieraniu się samoopalacza ze skóry.
Kolejne podejście do samoopalacza zrobiłam, kiedy już się trochę opaliłam. Nie odważyłam się jednak spryskiwać nim twarzy w ciemno. Użyłam wacika – jedno psiknięcie przeniosło na niego odpowiednią ilość preparatu wystarczającą do oszczędnego przetarcia twarzy. Teraz efekt jest mniej widoczny, niż na nieopalonej skórze – można udawać, że to opalenizna naturalna. A taki sposób nakładania sprawi, że spray będzie bardziej wydajny, niż zakładał to producent.
Nie wiem tylko, co z tą walką z wolnymi rodnikami. Spray utrzymuje się na skórze tydzień, więc w najlepszym razie raz na tydzień zaaplikujemy sobie porcję retinolu i witamin zawartych w sprayu. Z uwagi na jego błyskawiczne wchłanianie możemy zaraz po sesji samoopalania nałożyć na twarz normalny krem na dzień lub na noc. Przeciwzmarszczkowe działanie sprayu to raczej wartość dodana, z której i tak się nie skorzysta, niż rzeczywista korzyść dla użytkownika.
Gdyby zrezygnować z niby-nowatorskiego, a tak naprawdę uciążliwego sposobu nakładania i wprowadzić jeszcze co najmniej jeden, jaśniejszy, odcień, Airbrush Sun byłby świetnym kosmetykiem – trwałym, skutecznym, szybkim w działaniu. Niestety, chwilowo mamy spray i jeden dość ciemny odcień. Stąd taka ocena.
Producent | Sally Hansen |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Samoopalacze i kremy brązujące do twarzy |
Przybliżona cena | 42.00 PLN |