Jeżeli obcowanie z samoopalaczami a zwłaszcza ich aplikację można uznać za trudną, to ten egzemplarz powinien znaleźć się w czołówce rankingu „trudnych” i uciążliwych. Nowicjusze – strzeżcie się! Jednak osoby doświadczone w temacie opalania kosmetycznego będą z niego bardzo zadowolone – jest to czysta samoopalaczowa „esencja”.
Preparat mieści się w niepozornej, plastikowej buteleczce (100 ml) bez jakiegokolwiek dozownika. Jest w pełni płynny, nietłusty a kolorem i konsystencją przypomina mocną kawę espresso. Zapach – cóż – jest słoneczno-samoopalaczowy, bardzo samoopalaczowo pachnie po nim również skóra.
Jak tego używać? Producent zaleca nakładanie niewielkiej ilości na twarz i ciało z ominięciem linii włosów i brwi. Kontaktu z wodą należy unikać przez około 3 godziny po aplikacji. Zmycie koloru z rąk możliwe jest przy użyciu zimnej wody (od siebie dodam, że koniecznie z mydłem). A dla podtrzymania opalenizny, samoopalacz należy nakładać 2 – 3 razy w tygodniu.
W praktyce wygląda to tak, że na dłoń wylewany jest bardzo rzadki płyn i jeżeli uda się go przenieść na twarz, nie oblewając siebie i wszystkiego dookoła (można pokusić się o nanoszenie go płatkiem kosmetycznym, jak tonik, ale co niestety drastycznie obniża wydajność kosmetyku), to potraktowane nim miejsce natychmiast nabiera koloru. To daje mu przewagę nad większością samoopalaczy, których aplikacja to jak strzelanie na ślepo, czego efektem są smugi albo „nieopalone” plamy. Im ciemniejszy efekt przy aplikacji, czyli im więcej preparatu zostanie nałożone, tym mocniejszy będzie efekt końcowy. Po zakończonej aplikacji trzeba się bardzo dokładnie obejrzeć i przyłożyć do porządnego umycia rąk – czasem zdarzy się, że kropelka samoopalacza niepostrzeżenie popłynie aż do łokcia i tak się utrwali – nie wygląda to ciekawie i jest trudne do usunięcia.
Ja samoopalaczy używam zawsze na noc - minimalizuje to ryzyko powstania smug i przebarwień. Ten nie brudzi pościeli ani trochę. Po utrwaleniu konieczna jest kąpiel – zabije częściowo nieprzyjemny, samoopalaczowy zapach na skórze i zmyje pomarańczową poświatę. Ten, ale i każdy inny samoopalacz, mocniej barwi przesuszone miejsca i strupki (o których istnieniu możecie nawet nie wiedzieć), dlatego podczas kąpieli warto od razu zrobić peeling dla wyrównania koloru. Spokojnie, opalenizna się nie zmyje, ale będzie bardziej naturalna. Jeżeli okaże się za słaba, cały rytuał trzeba powtórzyć.
Jak długo taka opalenizna pozostaje na skórze? U mnie (mam bardzo jasną karnację) zmywa się całkowicie w 4 dni, niezależnie od zabiegów i kosmetyków, jakimi traktuję skórę.
Ogromną zaletą tego samoopalacza, jest fakt, że nie zapycha porów (nie ma czym) i nie powoduje powstawania wyprysków (co dokucza mi w przypadku wielu samoopalaczy „na kremie”) - niestety „wyciąga” na wierzch te, które sobie drzemią i odrobinę wysusza skórę. W razie potrzeby można go aplikować na skórę potraktowaną balsamem, czy kremem lub tuż przed nałożeniem mieszać go na dłoni z odrobiną ulubionego kremu.
Choć to wszystko nie brzmi zachęcająco, ja z tego samoopalacza jestem bardzo zadowolona i polecam go osobom doświadczonym oraz takim, które nie do końca odnajdują się w świecie tłustych i błyszczących samoopalaczy.
Skład: water, sd alcohol 39-c (alcohol denat.), dihydroxyacetone, polysorbate 20, sodium chloride, sodium sulfate, fragrance, cinnamyl alcohol, linalool, benzyl benzoate, limonene, benzyl alcohol, isoeugenol, geraniol, caramel, blue 1 (CI 42090), yellow 5 (CI 19140), CI 14720, CI 28440
Producent | Academie Scientifique de Beaute |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Samoopalacze i kremy brązujące do twarzy |
Przybliżona cena | 92.00 PLN |