Po raz pierwszy dostałam na Gwiazdkę perfumy od mojego męża. Zwykle kupowałam je sobie sama, bo nikt nie jest w stanie wiedzieć lepiej ode mnie, jaki zapach mi się spodoba. Tym razem jednak mąż spisał się na medal, dając mi w prezencie „Un Jardin Sur Le Nil”, czyli Ogródek nilowy Hermesa.
Zapach dziwny, ale zdecydowanie różny od tych, których do tej pory używałam. Wyszukując informacji odnośnie składników zapachowych dowiedziałam się, że w moim Ogródku pachnie: zielone mango, geranium, grapefruit, morela i jest to ogólnie zapach zielony i owocowy. Kojarzy mi się z upalnym latem, kiedy chroniąc się przed słońcem siedzę w zacienionej, pełnej bujnej roślinności altanie, wilgotne powietrze aż drga od upału, a rozgrzane słońcem ciało niemal paruje. Lekki, delikatny wietrzyk od Nilu przynosi powiew świeżości, a obok mnie stoi misa z soczystymi, świeżymi i wodnistymi owocami, które pomagają przetrwać egipskie upały...
Tak właśnie mogę opisać swoje wrażenia, kiedy używam tych perfum. A teraz mniej poetycko, za to bardziej konkretnie. Może to być dobry zapach na zimę, jeśli chcemy przypomnieć sobie uroki lata i nieco się rozgrzać. Latem mógłby być nie do zniesienia, bo mimo świeżych nut jest to jednak zapach intensywny i dość wyrazisty, powiedziałabym, że nawet „wilgotny”. Raczej dla wesołych i energicznych kobietek, które nie boją się mocniejszych i bardziej wyrazistych zapachów.
Podobno ten zapach jest lansowany jako produkt uniseks, ale nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek mężczyzna mógł nim pachnieć.
W perfumerii internetowej zapłacimy od 230 do 260 zł za flakon 50 ml.
Producent | Hermes |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Wody toaletowe, perfumowane oraz perfumy |
Przybliżona cena | 250.00 PLN |