Nie być damą, nie być ladacznicą, być sobą…
CEGŁA • dawno temuRozstrzygnij mój spór z koleżanką. Kłócimy się o metodę podrywania. Ona kpi ze mnie, że łapię na firankę rzęs, a to nie średniowiecze, trzeba działać! Uważa się za feministkę i sama chciałaby podrywać. Kto ma rację?
Kochana Cegło!
Rozstrzygnij mój spór z koleżanką. Kiedy tylko napijemy się piwa, zaczynamy się kłócić o metodę podrywania. Ona kpi ze mnie, że łapię na firankę rzęs, a to nie średniowiecze, trzeba działać! Jej gadki nie są wredne, nie o to chodzi, nie krytykujemy się serio, przyjaźnimy się w końcu. Nie umiem jej delikatnie powiedzieć, że jej filozofia się nie sprawdza, nie chcę jej urazić. I tak ma przechlapane, nieraz płakała mi na ramieniu, gdy z kolei to jej metoda nie zdała egzaminu, a tak jest przeważnie, przykro mi to mówić.
Ona naoglądała się filmów, podobają się jej szalone wygłupy chłopaków, którzy wchodzą na wieżę i mówią, że skoczą, albo rozwieszają transparent na niebie, żeby dziewczyna ich zechciała. Z tym, że uważa się za feministkę i sama chciałaby robić to samo, kiedy ktoś jej się spodoba (ciekawa jestem zresztą, skąd by wzięła na to kasę). Pytam ją żartem, jakie to samo, czy zamierza kupić 1000 róż i wsypać facetowi do basenu? Ona, że nie, wystarczy podejść, złapać chłopaka za tyłek i postawić drinka. Bynajmniej w czymś takim to ja szaleństwa nie dostrzegam, jest to po prostu głupie, mniejsza już o to, kto to robi, ona czy on, dla mnie to jednakowa żenada.
Kinga nie ma zresztą racji z tymi moimi rzęsami:). Ja nie „zyrkam” na nikogo jak panienka z dobrego domu. Uważam, że zachowuję się normalnie. Kilka razy zakochiwałam się bez wzajemności. Wzdychałam i wzdychałam, ale byłam zbyt nieśmiała na jakikolwiek krok, a chłopak, który mi się podobał, szukał może akurat kogoś innego – dziewczyny bardziej wysportowanej, lepiej tańczącej, fajniej ubranej. To szczeniackie czasy. Dziś jestem szczęśliwa, wiem, że jak komuś zależy, to wszystko jest możliwe – można razem nauczyć się tańczyć, pływać, skakać ze spadochronem, cokolwiek, kaczki rzucać na wodzie. Musi jednak być to „coś” na początek.
Dla Kingi to coś to jest seks. Chyba nic oryginalniejszego nie udało jej się na razie wymyślić. I przez to cierpi. Szczęka jej zawsze opada, gdy facet po dyskotece i seksie, następnego dnia nie dzwoni lub mówi tylko „cześć” z daleka. Nie popieram takiego zachowania kolesia, lecz z drugiej strony, skoro nie jest zainteresowany niczym trwałym, to co przepraszam? Ma odbyć pokutę, chodzić z Kingą dlatego, że pozwoliła mu na zbyt wiele przy pierwszym spotkaniu? Ta sytuacja powtarza się w kółko, a na moje sugestie Kinga nazywa mnie ciotką cnotką i zmienia temat.
Poza ciocią, częstuje mnie też innymi komplementami:) - np. nazywa mamusią. Ogólnie, takie ma zdanie o moim poznaniu się z Jeremim. Byłyśmy na meczu kosza. Remik wrzasnął i zszedł z boiska. Złamał paznokieć. Podobał mi się od dawna, raz zjadł mi pół obiadu na stołówce, ale gadał tylko o koszu i pomyślałam, że raczej niewiele z tego będzie, nudziłam się. Wtedy na meczu ja jak zwykle miałam w torbie „skrzynkę z narzędziami” – noszę długie, pomalowane paznokcie własne, bez protez, ale są słabe, choćbym nie wiem ile łykała witamin. Nauczyłam się kilku sztuczek od manikiurzystki, mam specjalny klej, lakier. Zawołałam Jeremiasza. Spiłowałam, skleiłam, polakierowałam (koledzy się śmieli, on był bardzo zadowolony i dumny). Potem mały opatrunek od trenera i po sprawie. Mecz się udał. Zostałam zaproszona na świętowanie przy pizzy, chłopcy z drużyny nazwali mnie „sanitariuszką” i tak się zaczęło z Jeremim, a trwa już ponad rok. Rzęsami nie zarzucałam, nie przypominam sobie:). Kinga zażartowała jednak, że zachowałam się jak troskliwa matka, gdy synka zabolał paluszek, a najtwardsze nawet chłopaki na to lecą.
Kinga nie jest zazdrosna, cieszy się, że mam kogoś. Śmieje się, że ona póki co „kolekcjonuje skalpy”, ale niewesoły to śmiech, obie wiemy. Nie ma jednej recepty dla wszystkich, jak znaleźć bliską osobę. Co ja mogę jej doradzić – rób tak i tak? Unikaj seksu? To też nieprawda, bo przecież może akurat spotkać kogoś, komu taki spontan się spodoba. Nie zarzucam Kindze braku romantyzmu, chociaż ona zarzuca mi nadmiar, moim zdaniem niesłusznie. Chyba że za romantyzm uznać bycie z jednym chłopakiem dłużej niż dobę, jak ja z Remkiem.
On jest moim pierwszym, Kinga jest już bardziej doświadczona. Nie czuję wyższości nad nią z tego powodu, nie jestem przez to „lepsza”. Myślę sobie tylko, że może chcemy, aby czasy się zmieniły na korzyść większej swobody kobiet, ale to bardzo opornie i powoli idzie. A ten, kto próbuje wyprzedzić swoje czasy, ma niestety pod górkę. Jak myślisz?
Dona
***
Kochana Donato!
Mimo delikatności przypięłaś koleżance całkiem złośliwie łatkę prekursorki… Niesłusznie zresztą. W przejmowaniu inicjatywy czy narzucaniu się mężczyźnie nie ma nic nowego, to zachowanie stare jak świat, tyle że spychane do sfery tabu i przypisywane „klasom niższym”. I jak świat światem, kobiety zdobywcze, wpływowe, posiadające wdzięk, styl, osiągały swoje cele, dyplomatycznie i dyskretnie. A te mniej udolne czy zbyt naiwne, mylące flirt z otwartością, przegrywały – i w życiu, i w opinii publicznej.
Pamiętaj, że nimfomania też jest przejawem romantyzmu – kobiecie wydaje się, że nie potrafi okiełznać swoich burzliwych i namiętnych tęsknot. Nie potrafi lub… nie chce. Cenę oczywiście płaci wyższą. Utarło się bowiem, że mężczyźnie bardziej do twarzy z niepohamowaną żądzą, a jego biologiczne skłonności są silniejsze:). Nawiasem mówiąc, to dyskusyjna kwestia, lecz nie będziemy jej tu dziś wałkować.
W paru sprawach przyznaję Ci rację: mając po 18 lat, szukamy jeszcze rozrywki, ale odzywają się już tęsknoty za stabilnością, za uczuciem pełnym, silnym i wielowymiarowym. Zresztą, sam seks rzadko wystarcza, bez względu na wiek. Zdarzają się jednostki o bardzo wysokim libido, które domaga się zaspokojenia, nie sądzę jednak, by dotyczyło to Kingi (a nawet gdyby, to wiele jeszcze wody upłynie, zanim dziewczyna demonstrująca swobodę seksualną będzie powszechnie akceptowana). Można z tym ograniczeniem walczyć, można próbować zręcznie z niego wybrnąć. Jedno jest pewne: napastliwe zaczynanie znajomości nie ma nic wspólnego z feminizmem. We mnie np. zawsze budziło lęk. Nie lubię być dotykana, obejmowana przez obcych, nie lubię, gdy ktoś nagle przede mną klęka, wskakuje na stół, wycina hołubce, czuję się zagrożona. Nie cierpię, kiedy ktoś kompletnie mi nieznany na weselu dedykuje mi piosenkę, to budzi we mnie wyłącznie zażenowanie. I wyobrażam sobie, że mężczyźni mogą też nie przepadać za takimi pomysłami ze strony obcych dziewczyn.
Piszesz, że byłaś zawsze zakompleksiona, a Twoja koleżanka – przebojowa i zbuntowana. Tu chyba akurat się mylisz, oceniasz sytuację powierzchownie. To właśnie u Kingi dostrzegam morze kompleksów. Ona marzy o szalonym, śmiałym, łamiącym zasady podrywie, lecz gdy przychodzi moment na działanie, wydaje się jej, że jedyne, co ma do zaofiarowania, to seks. W samoocenie mężczyzny sprawność w tej dziedzinie to naturalny atut sam w sobie, z punktu widzenia większości kobiet seks to nadal narzędzie, dar, ofiara, karta przetargowa, deklaracja gotowości na wszystko. Smutne, lecz prawdziwe.
Dziś natomiast, żeby zostać buntowniczką, trzeba najpierw złapać za tyłek i postawić drinka, a potem… wrócić grzecznie do domu i zostawić chłopaka ze szczęką na podłodze:). Oczywiście, to pseudobunt, jeśli nadal najwyższą wartością kobiety pozostaje cnota. Przynajmniej do trzeciej randki… zatem – pseudocnota. W naszym świecie wartości wszystko jest umowne, obwarowane nielogicznymi zasadami. Ale schemat się trzyma i jeśli się wyłamywać, to mądrze, pozostając sobą. Lepszej rady nie ma.
Co mogłabyś podsunąć Kindze? Czytam mnóstwo badań i ankiet na temat tego, jak się czują mężczyźni w dobie rzekomej emancypacji. Czują się różnie, ale wciąż „po staremu”. Wojowniczość kobiet wytrąca im bliżej niesprecyzowany oręż z dłoni, zniechęca ich, zniesmacza, nawet przeraża. Coraz częściej wspomina się o „kastracji”. Pozostaje w nich nieutulona tęsknota za takimi cechami kobiet, jak: delikatność, troskliwość, kultura osobista (słownictwo!), lecz także: pewność siebie, inteligencja, samowystarczalność emocjonalna.
Myślę optymistycznie, że współczesny, wartościowy mężczyzna nie potępia kobiet jako „puszczalskich” – częściej czynią to same kobiety… Jemu po prostu nie podoba się to, co za tym łatwo dostępnym seksem się kryje: pustka, brak wiary w siebie, rozpaczliwe szukanie wyjścia z samotności. On się tego boi. Chce zachować pewien obszar własnej suwerenności i szuka partnerki o podobnych potrzebach. A mężczyzna nieco płytszy najzwyczajniej w świecie korzysta z okazji, przeświadczony, że obu stronom idzie o to samo: chwilę odprężenia. Taka jest właśnie cena równości.
Ponieważ Kinga cierpi i błądzi, musi zastopować i szczerze się określić. Czego oczekuję na tym etapie życia? Jaki typ chłopaka mi się podoba? Jaka naprawdę jestem – poważna czy trzpiotowata? Co jest moją silną, a co słabą stroną? Jak postrzegam męskość i kobiecość? To poważne pytania, warto im poświęcić kilka wspólnych wieczorów. Po rozwałkowaniu tematu na pewno uda się zarysować jakąś strategię postępowania. Wiadomo, że nową, skoro dotychczasowa nijak się nie sprawdza i wywołuje co najwyżej rozgoryczony uśmiech. Hej, żyjemy w trudnych czasach, ale trochę za wcześnie na gorycz!
Pozdrawiam Was serdecznie, dziewczyny.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze