Małżeństwo po nepalsku. Zaaranżowane, smutne
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuDziewczyna nie ma chyba jeszcze dwudziestu lat. Na głowie ma czerwoną zasłonę i patrzy na otaczający ją świąteczny tłum załzawionymi oczami. Jest tak smutna, że mam ochotę podbiec do niej, złapać za rękę i uratować. Tylko, czy rzeczywiście dobrze bym zrobiła?
Dziewczyna jest panną młodą. W świątyni Bindabasini w Pokharze w Nepalu, podczas ceremonii związanej z nepalskim nowym rokiem(pisałam o obchodach 2069 roku w swoich ubiegłorocznych relacjach z podróży po Azji) jest jedną z dwóch dziewczyn rozpoczynającą trudną małżeńską drogę. Spotykam je w świątyni.
Panny młode w czerwieni, pod przezroczystym welonem błyskającym złotem, skrywają skrajnie odmienne emocje. Jedna uśmiechnięta, pyzata, o dojrzałych rysach twarzy, przytula się do swojego wybranka. Druga jest tak smutna i zobojętniała, że towarzyszące jej młode kobiety muszą ją popychać aby była w stanie okrążyć stupę. Wygląda jak noworoczna ofiara. Lecz wśród kokosowych skorup, bananów, okrągłych ciastek i ryżu niknie gdzieś smutek jednej dziewczyny. Kolorowy tłum napiera na wejście do świątyni. Wierni rzucają kwiaty i ryż, potrącają dzwonki. Ot świąteczne zamieszanie.
Właśnie umarły nadzieje smutnej dziewczyny. Jej schylona głowa to jedyny protest. Jak tysiące dziewcząt w Nepalu, Indiach czy w Bangladeszu jest skazana na aranżowane małżeństwo. Mąż, drepczący trzy kroki za nią jest dla niej obcym człowiekiem. Jego twarz, choć napięta, lepiej znosi obiektyw aparatu. Próbuje się uśmiechnąć, choć wychodzi mu to blado. Chyba też obawia się nowej drogi. Lecz czy można przeciwstawić się tradycji?
Tymczasem druga panna młoda wraz z małżonkiem słucha mantry specjalnie przeznaczonej dla nich. Młodzi schylają głowę do błogosławieństwa, a potem okrążają kilkakrotnie stupę. Nikt ich nie popycha. Idą wyprostowani w otoczeniu przyjaciół w garniturach. Za chwilę wyruszą w podróż.
W Nepalu rodzice aranżują małżeństwa dla swoich dzieci. Większość stara się wybrać idealnych kandydatów. Dbają o to, żeby ich dziecko było szczęśliwe. Sprawdzają kastę, majątek, krewnych i horoskopy. Sprawdzają zdrowie kandydata i jego przodków. Omawiają małżeństwo od strony finansowej, chcąc jak najlepiej zabezpieczyć swoje dziecko. Małżeństwo jest tutaj transakcją, czymś na kształt biznesu, który ma zapewnić spokojne i dostanie życie obu stronom.
Zdarza się jednak, szczególnie w przypadku biednych rodzin posiadających córkę, że zamążpójście to sposób na wczesne pozbycie się dziewczyny z domu. Dla rodziny pana młodego to z kolei sposób na znalezienie taniej siły roboczej. W Nepalu, podobnie jak w wielu krajach kobiety uznawane są za mniej wartościowe, rodziny nie inwestują w ich edukację. Nawet, jeżeli dziewczynka chodzi do szkoły, to w momencie zamążpójścia, czyli czasami nawet w wieku 12 -13 lat, zazwyczaj przerywa szkołę. W Nepalu do szkoły chodzi mniej niż połowa wszystkich dziewczynek, ale prawie 80% chłopców. Pracami domowymi takimi jak sprzątanie, gotowanie, przynoszenie wody zajmują się wyłączni kobiety. Jeżeli dorzucić do tego opiekę nad gromadką dzieci, które pojawiają się na świecie zaraz po ślubie, nietrudno wyobrazić sobie życie nepalskiej kobiety. Smutna panna młoda wie, co ją czeka. I pewnie już przeczuwa, co czeka jej córki. Lecz czy można przeciwstawić się tradycji?
Nie każdy ma szczęście urodzić się w kochającej i zamożnej rodzinie, w której tradycja wspiera wybory młodych. Hori dwudziestosześcioletni przewodnik górski ma to szczęście. Opowiada mi, w jaki sposób doszło do tego małżeństwa. Kiedy go poznaję, jest 42 dni po ślubie. Jak większość nepalskich związków i jego został zaaranżowany, co sam Hori uważa za słuszne. Pewnego dnia nieśmiało szepnął matce o pewnej dziewczynie, która mu się podobała, choć nawet dobrze jej nie zna. Musiał to zrobić bardzo dyplomatycznie. W taki sposób, aby matka nie odkryła, że syn zadurzył się w wybrance. Uczucia nie są wskazane w tak poważnej sprawie, jak małżeństwo. Matka Horiego wraz z wujem udali się na pierwszą rozmowę do rodziny dziewczyny. Wypytali o kandydatkę. Przyjrzeli się domowi, zapytali o posag. Potem Hori spotkał się z kandydatką, wymienili się pomysłami na przyszłe życie. Okazało się, że podobnie myślą w kwestii pracy, dzieci, religii. Można więc było zacząć planować ceremonię ślubną. Oczywiście wcześniej wiadomo było, że pochodzą z tej samej kasty, mają podobnie zamożne rodziny itp. Hori promieniał szczęściem. Nie mógł się doczekać, kiedy wróci z gór do domu. Spotkałam go potem w Pokharze. Jest z żoną. Jedzą lody.
W tym czasie smutna dziewczyna żegna się z rodzinnym domem i swoimi rzeczami. Będzie miała wszystko nowe, od łóżka, przez dach aż po kuchenną łyżkę. Będzie ciężko pracowała wśród ludzi, których od tej pory będzie musiała uważać za swoją rodzinę. Będzie dbała o męża i może z czasem pokocha męża lub tak jak matka Horiego odnajdzie pociechę w swoich dzieciach, nie znajdując jej w mężu.
Chciałabym za kilka lat zobaczyć uśmiech na twarzy smutnej dziewczyny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze