Klaps-afera
EDYTA LITWINIUK • dawno temuSpołeczna debata na temat klapsa trwa. Zatwardziali przeciwnicy wytaczają ciężkie działa, zwolennicy formują szyki. Są też i tacy, dla których sporadyczny karcący klaps może nie jest powodem do chluby, ale i też nikomu nie zaszkodzi. Niektórzy nie mają zdania, nie biją, nie potrafią powiedzieć, czy będą stosować cielesne kary. Czy mamy już do czynienia z wojną o klapsa... A co ty sądzisz na ten temat?
Społeczna debata na temat klapsa trwa. Zatwardziali przeciwnicy wytaczają ciężkie działa, zwolennicy formują szyki. Są też i tacy, dla których sporadyczny karcący klaps może nie jest powodem do chluby, ale i też nie zaszkodzi. Dla Eli klaps to coś niewyobrażalnego, zapewnia, że nigdy nie uderzyłaby swojego dziecka, nie ważne co by zrobiło. Dla Maćka danie od czasu do czasu klapsa jest jak najbardziej naturalne. Asia 4-letnią Darię uderzyła tylko raz i do dziś żałuje. A co ty sądzisz na ten temat?
Ela (34 lata, nauczycielka z Gdańska):
— Nigdy w życiu nie uderzyłabym swojego dziecka. Zresztą żadnego innego też nie. Dzieci nie wychowuje się w ten sposób. Dla mnie takie karanie dziecka to zwykła przemoc. Jak można tak robić, przecież dziecko to słaba istota, którą należy się opiekować. Otoczyć troską, a nie bić. Wściekłość mnie ogarnia, kiedy widzę, jak ktoś krzyczy na ulicy na dziecko, albo je bije. Przechodnie najczęściej nie reagują na takie sytuacje, tak jakby to było coś zwyczajnego. Dla mnie to nie jest normalne. I uważam, że powinniśmy się wtrącać!
Jestem jak najbardziej za wprowadzeniem surowych restrykcji za bicie dzieci. Jeśli dziecko rozrabia czy robi nam na złość, to jest jak najbardziej nasza wina, a nie jego. Może ma jakieś kłopoty, o których boi się nam powiedzieć, może my nie potrafimy się z nim porozumieć. Winy trzeba szukać w sobie, w rodzicach, nie w dziecku. Podczas swojej pracy w szkole nie spotkałam dziecka, do którego nie udałoby mi się dotrzeć. A przecież do naszej szkoły chodzą różne dzieci, z różnych rodzin, także te tzw. „trudne”. Tyle tylko, że z tymi dzieciakami trzeba więcej pracować, trzeba z nimi rozmawiać, dotrzeć do nich. „Trudne” to znaczy, że mają więcej problemów niż inne, a nie że to rozrabiaki i że trzeba je za to bić. Zła sytuacja w domu nie rozgrzesza ich rodziców z bicia.
Maciek (45 lat , policjant z Łodzi):
— Oczywiście, że Radek kilka razy dostał. Za każdym razem długo sobie na to pracował. Nigdy też go nie sprałem, zawsze to był jeden klaps, jak najbardziej zasłużony i tyle. Klaps to nie jest znęcanie. Przecież nie zlałem go tak, że miał siniaki. Dostał raz i tyle wystarczyło. W gruncie rzeczy Radek to bardzo grzeczne dziecko, klapsa dostał tylko kilka razy. Gdy byłem młody, to też kilka razy dostałem od ojca.
Nie uważam, żebym znęcał się nad moim dzieckiem. Wkurza mnie, gdy widzę u znajomych, że ich dzieci włażą im na głowę, przeszkadzają w rozmowie. Dzieci powinny znać swoje miejsce i nie przeszkadzać dorosłym. Widać w takich sytuacjach, że sobie z nimi nie radzą. Nigdy nie miałem takiego problemu. Gdy Radek próbuje przeszkadzać w rozmowie dorosłych, wystarczy pogrożenie palcem, żeby przestał się wygłupiać i poszedł do swojego pokoju.
Joanna (28 lat, sekretarka z Wyszkowa):
— To było kilka lat temu. Daria miała wtedy ze 3 — 4 lata. Mieliśmy remont w mieszkaniu. Chodziłam wściekła, bo urlop mi się kończył, a zostałam w połowie prac i to bez ekipy remontowej. Tego dnia przesuwałam jakieś szafki, a Daria bawiła się obok. Nagle kątem oka zauważyłam, że do gniazdka wkłada gwóźdź. Nawet nie wiem, skąd go wzięła. Zmroziło mnie. Jakoś tak odruchowo, bo nawet nie miałam czasu pomyśleć, chwyciłam ją, wyrwałam gwóźdź i dałam klapsa. To był moment. Daria się rozpłakała. Nigdy w życiu tak bardzo nie płakała jak wtedy. Czułam wstręt do siebie. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Tuliłam ją do siebie, przepraszałam i płakałam razem z nią.
Do dziś pamiętam tamten dzień. Nigdy więcej jej nie uderzyłam. Nawet gdy zrobiła coś z czystej złości czy przekory, nigdy potem nie dałam jej klapsa.
Kiedy byłam dzieckiem dostałam nie raz. Pamięta to dobrze. To najbardziej upokarzające uczucie w moim życiu. Czułam się wtedy, jakbym była przedmiotem, czyjąś własnością, która nie ma nic do powiedzenia. Nie zrobię tego więcej własnemu dziecku.
Elwira (32 lata, pracownik socjalny z Białegostoku):
— Ani razu nie dałam moim synom klapsa, sama też nie dostawałam. Ale uważam, że klaps to żadne znęcanie, jeśli dziecko wie, za co dostało. O wiele większą krzywdę można zrobić znęcając się nad dzieckiem psychicznie niż jednym klapsem.
Wiem, że uderzenie dziecka budzi w człowieku wściekłość i bunt. Wiem też, że można latami dziecka nie uderzyć, a zrobić z niego wrak. Wystarczy powtarzać mu, że jest nikim, hamować je na każdym kroku. Zresztą jest na to wiele sposobów. Wychowywanie dziecka to delikatna sprawa. Tak naprawdę nie każdy się do tego nadaje. To coś jak metoda prób i błędów. Musimy intuicyjnie wyczuć, jak poprowadzić młodego człowieka przez pierwsze lata jego życia, żeby potem wyrósł na ludzi.
Moim zdaniem klaps dany w uzasadnionym przypadku, kiedy dziecko wie, za co dostaje, to żadne zło. Złe jest bicie pasem, lanie przez kilka minut wszystkim, co jest pod ręką, okładanie pięściami. To jest znęcanie, a nie jeden klaps. Trzeba też zrozumieć rodziców. Nie wszyscy sobie radzą, im też mają prawo od czasu d czasu puścić nerwy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze